Janusz M. Paluch, Organista światowiec!

Janusz M. Paluch

Krakowska Książka Miesiąca – Kwiecień 2019

Organista światowiec!

Mateusz Borkowski, Organy na krańcach świata, Wydawnictwo Petrus, Kraków 2019

Mateusz Borkowski, Organy na krańcach świata, Wydawnictwo Petrus, Kraków 2019

Wywiad jest jednym z trudniejszych gatunków prasowych. To przykład „podwójnego dialogu” – jak pisze Magdalena Ślawska – „w którym na pierwszym planie rozmawia dziennikarz z osobą, z którą przeprowadza wywiad, a na drugim – obaj prowadzą dialog z odbiorcą”. Krakowski muzykolog Mateusz Borkowski wydał ostatnio książkę Organy na krańcach świata będącą wywiadem rzeką ze znanym organistą, prof. Markiem Stefańskim, który podróżuje po świecie, uprawiając unikatową „turystykę organową” zarezerwowaną dla artystów, wirtuozów tego największego instrumentu. Koncertował na odległych krańcach świata. Ameryka Południowa, Korea, Stany Zjednoczone, Europa… Współczes­ność i egzotyka… Dostojność koncertów i często pracowite noce podczas prób – sam na sam z potężnym instrumentem, w ciemnej przestrzeni olbrzymich świątyń i niewielkich kościółków. Spotkania z ludźmi – dostojnicy kościelni, muzycy i pasjonaci organów. To codzienność Marka Stefańskiego podczas podróży do organów. Największe wrażenie wywarły na profesorze wyjazdy do Rosji i Białorusi. Z jednej strony egzotyka tych miejsc, z drugiej muzykalność społeczeństwa i dziesięciolecia prześladowań wiary, dewastacji świątyń. Najmniej ucierpiały te posiadające pięknie brzmiące organy, dzięki którym zamieniane były na koncertne zały. Dość wspomnieć kościół Marii Magdaleny we Lwowie czy neogotycką świątynię wybudowaną w XIX wieku przez Polaków w Irkucku, gdzie koncertował prof. Stefański. Po lekturze tej książki organy zabrzmią dla nas innym dźwiękiem… Nie wierzycie? Przeczytajcie wywiad z prof. Stefańskim, a przekonacie się sami!

W Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” Nagrodę Mateuszowi Borkowskiemu (z prawej) wręczają: Zofia Gołubiew i Stanisław Dziedzic, fot. Krzysztof Lis

W Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” Nagrodę Mateuszowi Borkowskiemu (z prawej) wręczają: Zofia Gołubiew i Stanisław Dziedzic, fot. Krzysztof Lis

Stanisław Burkot, Lekcja gorzkiej i trudnej poezji

Stanisław Burkot

Krakowska Książka Miesiąca – Marzec 2019

Lekcja gorzkiej i trudnej poezji

Prof. dr hab. Stanisław Burkot (1932–2019), fot. Krzysztof Lis

Prof. dr hab. Stanisław Burkot (1932–2019), fot. Krzysztof Lis

W Poznaniu działa Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, które zabiega o pozyskiwanie sponsorów i partnerów. Są wśród nich: Mały Format.com, Fundacja KulturAkcja, Artpapier, kulturapoznań.pl, Czas Kultury, Kontent; Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Kolejny, 173. tom serii Biblioteka Poezji Współczesnej ukazał się również dzięki wsparciu gminy Biecz. Autorka, Urszula Honek, urodziła się w Racławicach, wsi należącej do tej gminy. Debiutowała tomikiem Sporysz, wydanym także w Poznaniu. Rozpoznano niezwykłość jej języka i stylu, bo to one decydują o jakości tekstów, o typie wyobraźni i skali wrażliwości społecznej. Jest laureatką Grand Prix konkursu poetyckiego im. R.M. Rilkego, stypendystką Fundacji Grazella oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu wydało już całą serię tomików poezji współczesnej. Jest więc rzetelnym i wiarygodnym mecenasem, dodajmy: jakich obecnie niewielu.

Oba tomiki, Sporysz (2015) i Pod wezwaniem (2018), wymagają opisu. Miejsce urodzenia, związek z określoną klasą społeczną, z jej kulturą nic dziś nie mówią. Ważny od końca XIX wieku, od Orkana i Kasprowicza, tak zwany nurt chłopski w literaturze, w dwudziestoleciu międzywojennym miał Janusową postać: z jednej strony wyrażał interesy klasy społecznej i rozwijającego się na tej bazie ruchu politycznego, z drugiej wchłaniał awangardowe tendencje w ówczes­nej sztuce. Formistą i futurystą był Stanisław Młodożeniec, urodzony w Dobrocicach na Kielecczyźnie, zapędzony w czasie wojny do Moskwy, gdzie przeżył wybuch rewolucji; Awangardę Krakowską współtworzył urodzony w Gwoźnicy Górnej Julian Przyboś; w prozie nowy typ powieści autobiograficznej proponowała Młodość Jasia Kunefała Stanisława Piętaka, urodzonego w Wielowsi koło Sandomierza. Po II wojnie światowej Tadeusz Nowak budował swoje magiczne światy, opierając się na wzorcach dawnej kultury ludowej. Ale ten krąg inspiracji powoli wygasał. Zamykał go groteskowymi powieściami Chłopacka wysokośćPantokrator Józef Łoziński – autor wiele mówiącej frazy: „Kiedy pasałem krowy z Gombrowiczem pod pachą…”. Wiesław Myśliwski od początku miał już kłopoty, by identyfikować się z częścią idei nurtu chłopskiego w literaturze.

Urszula Honek, Pod wezwaniem, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2018

Urszula Honek, Pod wezwaniem, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2018

Urszula Honek, urodzona w Racławicach koło Biecza, nie mieści się w tej tradycji. I ona także, jak Józef Łoziński, żyła już z „Gombrowiczem pod pachą”. W jej wierszach pierwotność istnieje jako zatarty atawistyczny ślad dawnych cech naszego gatunku – zło, dzikość w kontaktach z innymi, bezwzględność w walce o byt. Jest to sięganie i rozpoznawanie sfery instynktów, zachowań nawykowych, niejako automatycznych. Tkwią one w ludziach niezależnie od tego, skąd pochodzą. Nie ma arkadyjskiego „ogrodu Luizy”, horacjańskiej sarenki, „gonów gazel chyżych”, które wcześniej Andrzej Bursa rozpoznawał w poezji jako urojenia, jako „twory neurastenii”. Urszula Honek jest bliska takiej wizji świata, ale u podstaw jej światopoglądu leży coś, co można nazwać rygoryzmem etycznym: żadnych złudzeń, ścisłość w nazywaniu rzeczy po imieniu, konkretność w języku, operowanie mową żywą, bez nadmiaru metafor, bez upiększeń. To najgłębsze zanegowanie tradycji romantycznej, wszelkich „lotów nad światem”, wzlotów „nad poziomy”, łatwej, a często banalnej retoryki.

Wspomniane już tomiki wierszy Urszuli Honek – SporyszPod wezwaniem – są do siebie podobne w dykcji, w języku. Nadają znaczenia słowom konkretnym, uruchomiają jednak ich głębsze – metaforyczne i symboliczne – sensy, aluzyjnie odsyłają do wydarzeń współczesnych. A te nie wiążą się z pochodzeniem, lecz z kondycją człowieka „w czasie marnym”, załamanych norm etycznych i zaniku elementarnych wartości. Może jesteśmy zatruci? Sporysz to choroba kłosów zboża, głównie żyta i pszenżyta, z których robimy chleb, wywołana przez buławinkę czerwoną. Ów grzyb niszczy w kłosie ziarno zboża, „zjada” je i w jego miejsce zostawia swój przetrwalnik. Zmielony ze zbożem dostaje się do chleba; zgromadzony w większej ilości i zmielony jest trujący, wywołuje halucynacje. Świat poetycki w tomiku Sporysz jest więc zarażony, wizyjny, ciemny, mglisty, ludzie w nim bywają okrutni wobec otoczenia, doświadczani chorobami i samotnością. Są dla siebie jak sporysz: halucynacyjni i groźni. Dokonuje się to wszystko u Urszuli Honek nie tylko w naturze, ale także w mowie, w języku. Przywołajmy fragment: „Matka przelicza kości zaszlachtowanych zwierząt”. Zdanie brzmi dziwnie, ale niesie znaczenie konkretne i metaforyczne równocześnie: skupowano po wsiach wygotowane i oczyszczone kości, mielono je i sprzedawano jako cenny nawóz wzmacniający oziminy. Aby nie zatruwać chleba buławinką czerwoną przed siewem, „bejcowano” zboże środkami grzybobójczymi. Tomik Sporysz ustalił – po części – stylistykę i tematykę tej poezji: to najdalsze zaprzeczenie mitu „wsi spokojnej, wsi wesołej”, podziwu dla pięknego krajobrazu, dla natury, dla moralnego ładu w świecie. Bo w świecie tym czai się stale zło, jakieś szaleństwo – pochodna zjadanego zarażonego chleba?

Drugi tomik wierszy okazuje się nawet spotęgowaną kontynuacją pierwszego, ale dokonują się w nim ważne modyfikacje. Jest inny nawet w znaczeniu czysto zewnętrznym, formalnym. Zacznijmy od autora okładki i koncepcji graficznej – Piotr Zdanowicz dał całości mądrą i znaczącą interpretację. To nie jest tomik plastikowy, „bogato ilustrowany” jak wiele innych, podziwianych, „bo mają ładne ilustracje”. Wiersze to teksty do czytania, ważne poprzez słowa, ich sensy, nie służą do bezmyślnego oglądania („ach, jakie ładne”), lecz do przeżycia i do próby rozumienia. W tomiku Pod wezwaniem zastosowano tylko dwa znaki graficzne: na okładce leżący pies, pomazany czerwonym tuszem, więc unieważniony, w tytule tak samo unieważnione na czarno ozdobne liternictwo. W tekście nie ma żadnych ilustracji. Poezja winna sama się tłumaczyć. Co oznacza ten pies na okładce? Jest przeciwko grafikom, ale i po części odbiorcom: w wersji brutalnej daje się objaśnić związkiem frazeologicznym: „pies wam mordę lizał”. Ważny okazuje się jeszcze jeden szczegół: na stronie wydawcy pojawiła się znacząca errata, naklejona na osobnej karteczce: „Zamieszczona na stronie redakcyjnej informacja «Konsultantki redakcyjne: Beata Gula i Joanna Mueller» jest nieprawidłowa. W pracach nad książką Autorka nie korzystała z konsultacji redakcyjnych”.

Sam tomik Pod wezwaniem ma swoje konteksty historycznoliterackie. Nawiązuje do określonej tradycji, do zbuntowanej poezji z połowy lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wówczas to, w grudniu 1955 roku, na łamach „Życia Literackiego” doszło do „debiutu” (choć nie był to debiut w ścisłym znaczeniu tego słowa) pięciu poetów. Był wśród nich Stanisław Czycz z wierszem i opowiadaniem Szczur. Jest w tym opowiadaniu, pisanym po części wierszem, mowa o zabawie chłopca z porzuconą po wojnie bronią. Granat wrzucony do stawu wyrzucił na brzeg brązowego szczura piżmowego ze zmiażdżonymi tylnymi nogami. Człowiek wymyślić może sto pożytków z gryzonia: wystarczy sprzedać skórkę za pięćdziesiąt złotych, otrzymać tyle samo z redakcji za tekst o szczurze… I jeszcze komentarz autora:

przejmujący liryk

powiedziała po przeczytaniu tego,

pani we futrze z piżmowych szczurów

Wiersz marzec. żal Urszuli Honek poprzedza motto z Nie wierz nikomu, powieści Stanisława Czycza: „a coś rojone nieprzytomnie wydawało się jak możliwe i blisko”. Powieści, która jest najlepszym obrazem wszystkich oszustw i nieprawości PRL-u. Przywołajmy fragment tego wiersza:

szukałam cię w opuszczonych burdelach.

podchodziłam blisko, mogłeś mnie ­

dotknąć, opluć.

ściemniło się i chciałam wrócić do domu,

mówić do dziecka,

nadawać imiona. nachylić się, ­posłuchać

jego głosu.

wtedy zobaczyłam pręty wbijane pod

skórę,

mężczyzn niosących wino.

(…)

a mężczyzn niech wywiozą do spalarni,

jeżeli bóg jest.

odbierze im języki, żeby w śmierci nie

przywoływali

swoich kobiet.

To jest wiersz z tradycji, z ducha poezji Andrzeja Bursy i Stanisława Czycza. Nie ma w nim jednak ironii, negacji zastanego świata; jest strategia trudnej empatii, zdolność podmiotu lirycznego do identyfikacji z cudzym cierpieniem. Zło jest wpisane w naturę człowieka. Potrzebny wydaje się tu, prócz Czycza, także Bursa. Jego „ogród Luizy”, „którego nieistnienie zabija jak topór”, dotyczy refleksji nad naturą poezji, jej urojeniami i mitami.

Wiersze Urszuli Honek nie są jej osobistymi wyznaniami: ciemne w tonacji, brutalne, pełne okrucieństwa należą do liryki roli i liryki maski. Podmiot liryczny, ten, który relacjonuje, jest bądź świadkiem, bądź uczestnikiem zdarzeń. Relacja dotyczy faktów społecznych, przejawów ludzkiego okrucieństwa. Podmiot liryczny okazuje się w istocie narratorem, „opowiadaczem” zdarzeń. Jeśli pojawia się „ja” liryczne, to jako rola w tekście, a nie osobiste wyznanie. „Opowiadaczami” zdarzeń są anonimowi mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci. Nie identyfikują ich pokrewieństwa rodzinne. Zdarzenia ulegają uniwersalizacji, tracą jednorazowość. Wiersz z bliska, dedykowany matce, okazuje się zaprzeczeniem stereotypu miłości córki do matki:

mówisz, że trumna musi być zabita

gwoździami.

zbieram w szopie kilka zardzewiałych

sztuk.

przygotowuję młotek.

szopa została zburzona wiele lat temu,

szczury lęgły

się i wchodziły do domu. dlatego zawsze

przed

założeniem butów sprawdzaliśmy

z bratem, czy żadnego

nie ma w środku.

mówisz, że twarz musi być zakryta kocem.

że wyczujesz po zapachu, gdzie stoimy:

obok

czy za.

I jeszcze raz pojawia się matka w wierszu *** (bez tytułu), w którym czytamy: „byłam ufna jak koty garnące się do piersi mojej / matki, gdy niosła je do ciemnej, gęstej gnojówki”.

W strukturę tekstu poetyckiego wdziera się narracja o jakimś zdarzeniu. To w nim tkwi tajemnica – zła natura świata, zła natura człowieka. W wierszu ostatni raz pada drapieżne:

niech już wszystko minie, mówię.

spalmy ten dom.

I prawie na zasadzie skojarzenia pojawia się inny obraz:

ogień was ogarnął, ale nie wyżarł od

środka. widziałam trzy trupy równo

ułożone

na sobie. nie byłam z wami, gdy wołaliście

wszystkich żywych i świętych.

Można pytać, jaka jest granica zdarzeń rzeczywistych, a jaka halucynacyjnych wizji. Przywołanie powieści Stanisława Czycza okazuje się znaczące, bo tak rozpoznaje on rzeczywistość.

Podmiot liryczny (narrator) jest więc pewną rolą, jak w wierszu lato, początek: to mężczyzna przeżywający zdradę żony, która nie zamykała drzwi przed obcymi. Kiedy to było? W czasie wojny? Bo później, „gdy cię prowadzono, byłaś cała mokra. / nie wiedziałem, że to twoja krzywda, a nie twoja wina”. Niejednoznaczność faktów i zdarzeń przywoływanych w wierszach tworzy napięcie emocjonalne, nadaje ciemną barwę całej wypowiedzi. Nie wiemy, jaki jest kontekst historii opowiadanej w wierszu oślepiło:

moje kobiety wołają: zostaw, wypluj,

połknij.

(…)

zasiej w niej dziecko. niech wie,

że nie jest sama. zasiej w niej dom

i parne wieczory,

w które nikomu nie chce się płakać.

Ciało, cielesność rodzą ludzkie obsesje. Od dzieciństwa uczymy, że trzeba zamykać oczy, gdy mężczyzna i kobieta się dotykają, chować się za szafę, gdy się całują. Miłość jest zła, bo grzeszna, rodzi się jednak w naszych ciałach, jest pożądana i oczekiwana, zawsze niepewna, wiąże się z cierpieniem. Inaczej doświadczają jej mężczyźni, inaczej kobiety. Bo w kobietach tkwi tajemnica życia:

przytulam się do niej. jest zimna jak

rzeka wieczorem.

teraz się nim opiekuj, matkuj mu. a wy,

kurwy, pod wodę

albo w płacz.

mój brzuch rośnie. nie dotykam go,

aby nie obudzić dziecka ze snu. ocieram

się o mężczyznę,

niech wie, jak bije serce.

Miłość to prócz emocji i marzeń także biologia, kontynuacja odwiecznego porządku natury.

Takiej poezji dotychczas nie mieliśmy. Dokonuje się ona w języku ostrym, ale nie dla popisu i szokowania. To język zdumiewająco oszczędny, operujący zderzeniami, kontrastami, przemilczeniami, wyzbyty naiwnych metafor, imitujący naturalność, mowę potoczną, w której nabierają znaczenia związki frazeologiczne. To one ewokują jedną z cech stylu w liryce roli i maski – naturalność, zbliżenie do języka potocznego, mówionego, co prowadzi do unikania ozdób i upiększeń, niesie z sobą liczne odesłania do współczesności: „tak mnie nauczono: ciągle się skradać”; „wszystkie kobiety od nas są wierne”; „zamykać drzwi” przed obcymi; „nie wpuszczamy ich do domu, naniosą choroby i błota”; „mała dorotka tańcząca wśród psów”; „psy wyją, jakby bito je prętami”; „[myślę] o ojcu, który nie będzie ojcem mojego dziecka”; „bałeś się, że wniosę do domu chorobę”; „była głupią i brzydką dziewczyną”, strzygą ukrywającą się po paryjach: „wlejcie w jej gardło rtęć, niech wyje, niech powie, gdzie w stawie utopiła swoje dziecko”; „wy wszyscy wilcy (…), wy wszyscy skurwysyny”. Złe słowa wyrażają cudze cierpienie, cudzą krzywdę.

Związki frazeologiczne są powtarzalnymi skostnieniami w mowie żywej, nazywają jednak kolejne sytuacje egzystencjalne, bo życie toczy się w powtarzalnych wzorach. Nietrudno dostrzec aluzyjne nawiązania do wypowiedzi polityka o zamykaniu drzwi przed obcymi, przed emigrantami, bo naniosą chorób i błota, albo do znanego faktu utopienia dziecka w stawie pod Cieszynem przez matkę, do przypadków kazirodztwa, seksualnego wykorzystywania córek przez ojców.

Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu wie, co warto wspierać. Jest to poezja o ważnym ciężarze społecznym, o wrażliwości etycznej autorki. Urszula Honek urodziła się w Racławicach, pochodzi z Małopolski, mieszka w Krakowie, ale nie kontynuuje tradycji „nurtu chłopskiego”. Jej „strzyga”, ta spod stawu pod Cieszynem, w którym utopiła trzyletniego synka, przyjechała z miasta. Ale jest strzygą zarażoną chorobą, złą halucynacją.

Czy to dobra poezja? Jest ciemna, gorzka, miejscami okrutna. Nie należy do plastikowych wierszyków, bogato ilustrowanych; wymaga uwagi w czytaniu i odwagi w myśleniu.

Janusz M. Paluch, Teatr – prywatny świat Jarockiego

Janusz M. Paluch

Krakowska Książka Miesiąca – Luty 2019

Teatr – prywatny świat Jarockiego

Elżbieta Konieczna, Jerzy Jarocki. Biografia, Kraków 2018

Elżbieta Konieczna, Jerzy Jarocki. Biografia, Kraków 2018

Bardzo dobrze, że nastała moda na pisanie i czytanie biografii. W dobie braku autorytetów musimy ich szukać w przeszłości. Często na szczęście w nie tak odległej… Elżbieta Konieczna w swojej książce Jerzy Jarocki. Biografia przypomina postać niezwykłego twórcy teatralnego drugiej połowy XX wieku i pierwszych lat XXI wieku, działającego głównie w Krakowie, we Wrocławiu i w Warszawie. Jako dziennikarka teatralna, przez lata związana z Radiem Kraków i „Dziennikiem Polskim”, autorka recenzowała niemal wszystkie spektakle krakowskich teatrów, w tym te, które wyreżyserował Jerzy Jarocki.

To biografia nietypowa, bo pisana przez pryzmat teatru, odsłaniająca kulisy funkcjonowania instytucji i stosunków między zespołem a reżyserem, oraz przez pryzmat przedstawień, które w ciągu swego życia zrealizował na ważnych, jeśli nie najważniejszych polskich scenach – w Starym Teatrze w Krakowie oraz w teatrach Polskim i Powszechnym we Wrocławiu, a w końcu, przez ostatnią dekadę twórczości artystycznej, w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Składająca się z siedmiu części 450-stronicowa książka przybliża życie Jarockiego. Żył jak w zbroi, okuty był pancerzem teatralnych realizacji. Jak gdyby to, co działo się poza teatrem, w prywatnym życiu reżysera, nie miało znaczenia. I chyba tak było, bo Jarocki był osobowością, która w pracy się zatracała.

Nazywany Żyletą Jarocki był uważany za sadystę teatralnego, tyrana na scenie, tresera wyciskającego z aktorów siódme poty i żądającego od nich rzeczy niemożliwych, niekiedy balansujących na krawędzi bezpieczeństwa zdrowia i życia. Tytan pracy scenicznej wymagający nie tylko od aktorów, ale przede wszystkim od siebie. Prawdziwy demon i mocarz teatru!

Książka utrzymana jest w stylu reporterskim – dobrze się ją czyta. Wspomnienia własne autorki uzupełnione są rozmowami z prominentnymi ludźmi sceny z całej Polski, przede wszystkim z aktorami Starego Teatru, na którego deskach Jarocki odnosił chyba największe i najważniejsze sukcesy artystyczne. Autorka odwołuje się do materiałów prasowych – wywiadów i recenzji – oraz do rozmów z rodziną. Znajdziemy zatem na stronach książki wspomnienia bez mała 70 osób, aktorów, reżyserów, bliskich współpracowników artysty, a także pracowników technicznych, bez udziału których żaden teatr nie jest w stanie funkcjonować. Z ich pomocą autorka stara się zbliżyć do swego bohatera, a rozmowy z nimi prowadzą ją do rozgryzienia jego tajemnicy…

Podczas spotkania z laureatką Nagrody Elżbietą Konieczną w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką”. Spotkanie prowadził Stanisław Dziedzic, fot. Krzysztof Lis

Podczas spotkania z laureatką Nagrody Elżbietą Konieczną w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką”. Spotkanie prowadził Stanisław Dziedzic, fot. Krzysztof Lis

A Jarocki był uważany za osobę bardzo tajemniczą. O wielu wydarzeniach w jego życiu, o tym, co działo się w teatrze na próbach, nie miała pojęcia nawet jego rodzina. Dopiero po premierze mówiło się o przedstawieniu jako sukcesie albo je krytykowano. Jak zapewne pamiętają ówcześni bywalcy teatru, spektakle Jarockiego nie pozostawiały widza obojętnym. Niemal każde wspomina się do dzisiaj. Nie brakuje powodów – są wśród nich nie tylko koncepcja reżysera, ale także wspaniałe kreacje wybitnych aktorów i niezapomniane scenografie. Jeśli nawet spektakl został skrytykowany przez recenzentów, na pewno nie pozostawiał ich obojętnymi. I pewnie tak samo będzie z biografią napisaną przez Elżbietę Konieczną, choć niektórzy będą jej zarzucać, że nie wykorzystała wszystkich materiałów, że nie ukazała do końca prywatnej twarzy reżysera.

W jednym z wywiadów radiowych poświęconych omawianej książce autorka powiedziała o Jerzym Jarockim, że „był to człowiek bardzo skryty. (…) Dziennikarzy unikał, a jak już zgodził się na wywiad, to go potem najczęściej poprawiał, żeby był taki, jak on chce”. Trudno zatem powiedzieć, czy byłby zadowolony z książki, którą napisała o nim Elżbieta Konieczna. Dla mnie, pamiętającego jeszcze projekcje teatralne Jarockiego ze sceny krakowskiego Starego Teatru, ważne jest, że ta książka, o człowieku obrosłym legendą, w ogóle powstała. To prawda – Jarocki miał szczęście, bo wiele jego spektakli zostało utrwalonych, dzięki czemu są nadal – także przez internet – dostępne. Można je obejrzeć. A skorzystają z tej możliwości na pewno czytelnicy książki Elżbiety Koniecznej, zarówno młodsi, którzy nie mieli szansy uczestniczenia w jego spektaklach w teatrze, jak i starsi, aby odświeżyć pamięć o tym niezwykłym zjawisku.

Zofia Gołubiew, Kraków 1900 – Po prostu piękna książka

Zofia Gołubiew

Krakowska Książka Miesiąca – Styczeń 2019

Kraków 1900 – Po prostu piękna książka

Urszula Kozakowska-Zaucha, Kraków 1900, Muzeum Narodowe w Krakowie, Kraków 2018

Urszula Kozakowska-Zaucha, Kraków 1900, Muzeum Narodowe w Krakowie, Kraków 2018

Rzadko kiedy bywam tak zła jak pod koniec stycznia ubiegłego roku, gdy zaatakował mnie wirus. Potężne przeziębienie uniemożliwiło mi wzięcie udziału w pięknej uroczystości w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką”. 31 stycznia odbyło się tam wręczenie nagrody Krakowska Książka Miesiąca, pierwszej w 2019 roku. Laureatką została Urszula Kozakowska-Zaucha za publikację Kraków 1900. Ponieważ jestem członkiem jury tej nagrody, miałam – wspólnie z panią dr Karoliną Grodziską – to spotkanie z autorką prowadzić. Ogromnie się na to cieszyłam z paru powodów, o których poniżej.

Jest to książka bardzo pięknie wydana (przez Muzeum Narodowe w Krakowie), zawierająca kilkaset świetnie wydrukowanych ilustracji – reprodukcji dzieł artystów z epoki. Jest też interesująco ­skomponowana: z 28 niewielkich rozdziałów i 11 „kapsuł tematycznych”. Ich zawartość układa się w różnorodny i w miarę pełny obraz kulturalnego Krakowa na przełomie XIX i XX wieku. Można powiedzieć: „Czegóż tam nie ma!” – poznajemy panujące wówczas nurty i towarzystwa artystyczne, pracownie malarzy, rzeźbiarzy, grafików, a także fotografików, szkoły i instytucje poświęcone sztuce, jak choćby teatr czy pierwsze kina, i – oczywiście – początki Muzeum Narodowego. Przyglądamy się wychodzącym w tamtym czasie wydawnictwom i czasopismom, ówczesnej modzie (to osobny rozdział autorstwa Joanny Reginy Kowalskiej), a wreszcie nader bujnemu życiu towarzyskiemu, w tym nocnemu życiu Krakowa – kawiarniom, salonom, balom, aferom i skandalom.

Myślę, że część książki poświęcona kawiarniom i kabaretom jest szczególnie bliska autorce, która jako młoda pracownica Muzeum Narodowego w Krakowie zadebiutowała w 2004 roku współautorstwem świetnej wystawy o kabarecie Zielony Balonik, zatytułowanej Z biegiem lat, z biegiem nocy. (Na taką trawestację tytułu słynnego spektaklu i serialu wyraził zgodę Andrzej Wajda). Wystawę zorganizowano w Kamienicy Szołayskich przy placu Szczepańskim, a obecnie, po wielu latach, w tym samym budynku Urszula Kozakowska-Zaucha przygotowała jako kurator dużą i piękną ekspozycję Kraków 1900. Nagrodzona książka nie jest jej katalogiem, lecz – jak nazwała to dr Karolina Grodziska – „produktem ubocznym” wystawy.

Bardzo to cenny „produkt uboczny”, tym bardziej że przeznaczony jest dla każdego – od ucznia do emeryta. Czytelnik znajdzie w tej książce wiele zajmujących, a czasem zaskakujących informacji o artystycznym Krakowie, w którym pod koniec XIX wieku wszystko się „kotłowało”, mieszało jak w tyglu. Autorka wyłowiła z tej mieszaniny postacie i twórczość kilku wielkich artystów, którym poświęciła osobne rozdziały. To Stanisław Wyspiański, Józef Mehoffer, Jacek Malczewski, Leon Wyczółkowski, Włodzimierz Tetmajer. Okładkę książki zdobi reprodukcja wdzięcznego pastelu Teodora Axentowicza Ruda z 1899 roku – i ten twórca ma w książce swój minirozdział. Mają je też: Wojciech Weiss, Jan Stanisławski, Józef Pankiewicz, a także młodopolscy rzeźbiarze, wśród nich Konstanty Laszczka i Wacław Szymanowski. Jedyną kobietą w tym męskim gronie jest Olga Boznańska, której Dziewczynka z chryzantemami (1894) stała się swego rodzaju symbolem MNK. Na kartach książki gości jednak wiele kobiet, które były modelkami artystów, ich muzami, kochankami, narzeczonymi.

Podczas spotkania z laureatką Nagrody w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” Urszulą Kozakowską-Zauchą (w środku) w towarzystwie prowadzących spotkanie – Karoliną Grodziską i Januszem Paluchem, fot. Krzysztof Lis

Podczas spotkania z laureatką Nagrody w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” Urszulą Kozakowską-Zauchą (w środku) w towarzystwie prowadzących spotkanie – Karoliną Grodziską i Januszem Paluchem, fot. Krzysztof Lis

Nie mogło wśród tych opowieści zabraknąć słowa o kolekcjonerach. Ich dary złożyły się bowiem na bogactwo Muzeum, a wiele z nich zaprezentowano w nagrodzonej książce. Autorka nieco szerzej napisała o Erazmie Barączu, wieloletnim dyrektorze Żup Solnych w Wieliczce, który w 1921 roku przekazał placówce swoją cenną kolekcję sztuki młodopolskiej. Szczególnie zaś wyróżniła postać Feliksa „Mangghi” Jasieńskiego, który rok wcześniej (1920) ofiarował MNK swój znakomity zbiór kilkudziesięciu tysięcy obiektów z kilkunastu różnych rodzajów sztuki i rzemiosł. To właśnie jego imię nosi obecnie, od 2015 roku, Kamienica Szołayskich, gdzie gościła wystawa Kraków 1900, a wcześniej, w tychże salach, prezentowana była przez dwa lata (2012–2013) sztuka tego samego okresu na wystawie Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900.

Nagrodzona publikacja plasuje się pomiędzy albumem – zawiera bowiem wiele pięknych reprodukcji – a popularnonaukową, napisaną lekkim językiem książką „do czytania”. Jest wspaniałym prezentem dla nas, krakowian, którzy chcielibyśmy mieć jak najwięcej tak eleganckich wydawnictw o historii, kulturze, sztuce i ludziach naszego miasta.

Na spotkaniu, w którym nie uczestniczyłam, Urszula Kozakowska-Zaucha wyznała publicznie, że traktuje tę książkę jak „włas­ne dziecko”. Rzeczywiście, trzymając publikację w ręku, wyczuwa się pieczołowitość i troskę. Dodajmy, że jest to też „dziecko” wspaniałej kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie, prezentowanej przez lata w Gmachu Głównym.

Dla mnie jako ilustratora najważniejsza jest wyobraźnia… – Rozmowa z Małgorzatą Zając

Nagroda Żółtej Ciżemki

Dla mnie jako ilustratora najważniejsza jest wyobraźnia…

Z Małgorzatą Zając, laureatką III edycji Nagrody Żółtej Ciżemki, rozmawia Jolanta Oleksa

W 2019 roku została Pani laureatką III edycji Nagrody Żółtej Ciżemki za ilustracje do książki Trochębajki o Stanisławie Wyspiańskim. Co dla Pani oznacza to wyróżnienie?

Jest to ogromna satysfakcja i ogromna duma, zwłaszcza że pozostałe nominowane książki są równie znakomite. Kiedy dostałam od Kasi Maziarz tekst Trochębajek…, nie miałam wątpliwości, że chcę go zilustrować. Dokładnie wiedziałam, jaki klimat chciałabym oddać na moich ilustracjach, jak połączyć elementy świata Wyspiańskiego z moją wyobraźnią. Dlatego bardzo się cieszę, że praca ta została doceniona i zauważona. Wiem, że wielu czytelnikom, zarówno małym, jak i dużym, książka bardzo się podoba, a to ogromnie cieszy.

Kiedy i jak zaczęła się Pani przygoda z ilustracją? 

Ilustracją zajęłam się w roku 2016 – tak na poważnie i całkowicie. Oczywiście wcześniej, już w czasie studiów, bardzo lubiłam książki ilustrowane i myślałam, że może kiedyś się tym zajmę, ale nie byłam przekonana, czy się do tego nadaję. Dopiero kiedy skończyłam kurs Illustrating Children’s Books prowadzony przez szkołę MATS, uwierzyłam, że jest to możliwe. Prace, które stworzyłam podczas tego kursu, zostały zauważone i pojawiły się pierwsze pytania i oferty współpracy przy książkach. Każdy kolejny zrealizowany projekt dostarcza nowych zleceń i nowych kontaktów, a także nowych ciekawych tekstów do zilustrowania.

Który z dotychczasowych projektów był dla Pani największym wyzwaniem?

Myślę, że największe wyzwania jeszcze przede mną. Wszystko zależy, w jakich kategoriach będziemy je rozumieć. Największym objętościowo projektem była zdecydowanie książka o Stanisławie Wyspiańskim. Powstało do niej bardzo dużo ilustracji, i to w ­stosunkowo krótkim czasie. Na pewno wyzwaniem była również jedna z pierwszych książek, którą przygotowywałam w całości, czyli Where Lost Worlds Unite Abeer S. Al. Saud. Przy pracy nad tym projektem dodatkowym wyzwaniem był obcy język oraz różnica stref czasowych. Mimo tych drobnych trudności pracowało nam się z autorką bardzo dobrze i powstała bardzo wartościowa książka. Mam nadzieję że któregoś dnia zostanie przetłumaczona na język polski.

Nagrodę laureatce wręcza Andrzej Kulig – zastępca Prezydenta Miasta Krakowa, fot. Krzysztof Lis

Nagrodę laureatce wręcza Andrzej Kulig – zastępca Prezydenta Miasta Krakowa, fot. Krzysztof Lis

Czy wśród ilustratorów jest ktoś, kogo Pani wyjątkowo ceni za dorobek artystyczny? Jeżeli tak, to kto to jest?

Mogłabym podać bardzo długą listę nazwisk. Bardzo, bardzo długą. Oglądanie prac innych twórców jest dla mnie zawsze wielką inspiracją oraz nauką. Bardzo lubię „podglądać”, jak ktoś inny poradził sobie z daną sytuacją albo tematem. Postaram się ograniczyć tylko do kilku nazwisk. Polscy ilustratorzy, których chciałabym wymienić, to Paweł Pawlak, Ewa Kozyra-Pawlak oraz Ela Wasiuczyńska. Z autorów zagranicznych zaś moimi ulubionymi są zdecydowanie Oliver Jeffers, Rebecca Green oraz Isabelle Arsenault.

Czy zetknęła się Pani kiedyś z tekstem, który sprawiał wrażenie niemożliwego do zilustrowania? Jeśli tak, co stało się bodźcem do stworzenia grafik?

Nie przydarzyła mi się jeszcze taka sytuacja. Wiadomo, czasem tekst bardziej działa na wyobraźnię, a czasem mniej. Faktycznie mocnego zastanowienia wymagała ode mnie książeczka Wyprawa batyskafem. Misja w Rurogrodzie, którą przygotowywałam dla Wodociągów Miasta Krakowa. Akcja tej historii, bardzo ciekawie napisanej przez Annę Machacz, rozgrywa się w oczyszczalni ścieków. Jak łatwo się można domyślić, ściekami płyną różne rzeczy i nie wszystkie są estetyczne. Przedstawienie tych zdecydowanie mniej estetycznych tak, aby mogły znaleźć się na okładce książki, było wyzwaniem z kategorii prawie niemożliwych.

Skąd czerpie Pani inspiracje?

Jestem zdecydowanie wzrokowcem, czyli zapamiętuję większość rzeczy, które widzę. Dlatego bardzo dużo obserwuję i oglądam. Mam sporą kolekcję ilustrowanych książek, które od czasu do czasu kartkuję. Również zasoby internetowe, zwłaszcza Instagram, są dla mnie ogromną kopalnią inspiracji. Lubię również od czasu do czasu posiedzieć sobie w zieleni, najlepiej w lesie, i tam poukładać te wszystkie obrazy w mojej głowie, w ciszy i spokoju. Dzięki temu moja wyobraźnia zdecydowanie lepiej pracuje.

Czy mogę prosić, aby na koniec przekazała Pani dwie rady dla każdego, kto chciałby zostać ilustratorem książek?

Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Nawet jeśli się to komuś wydaje nudne i niepotrzebne. Dla mnie jako ilustratora najważniejsza jest wyobraźnia. Obrazy, które widzę w mojej głowie, są wspaniałe, a później trafiam na barierę – moje ręce jeszcze nie wszystko potrafią oddać tak, jakbym chciała. Dlatego mówię, że trzeba ćwiczyć, i to zawsze. Rysować jak najwięcej, bo tylko dzięki temu będzie można bez problemu przenieść obrazy z wyobraźni na papier. A moja druga rada, to żeby nigdy się nie poddawać. To nie jest najłatwiejsza droga życiowa, dlatego wymaga determinacji, ale daje ogromną satysfakcję.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Jolanta Oleksa

„Inspiruje mnie świat, życie…” – Rozmowa z Katarzyną Maziarz

Nagroda Żółtej Ciżemki

„Inspiruje mnie świat, życie…”

Z Katarzyną Maziarz, laureatką III edycji Nagrody Żółtej Ciżemki, rozmawia Jolanta Oleksa

W 2019 roku została Pani laureatką III edycji Nagrody Żółtej Ciżemki za książkę Trochębajki o Stanisławie Wyspiańskim. Czym jest dla Pani to wyróżnienie?

Katarzyna Maziarz, fot. Krzysztof Lis

Katarzyna Maziarz, fot. Krzysztof Lis

Jestem ogromnie szczęśliwa, że Kapituła Nagrody Żółtej Ciżemki dostrzegła i doceniła Trochębajki… Samo znalezienie się w gronie finalistów – wśród tak pięknych i mądrych książek oraz znanych twórców – było dla mnie wyróżnieniem. Zgłoszono 108 publikacji, najwięcej spośród wszystkich edycji, a to spora konkurencja. Tytuł „najpiękniejszego i najbardziej wartościowego polskiego wydawnictwa adresowanego do młodszych czytelników” dla Trochębajek… zobowiązuje i motywuje do pracy.

Skąd wziął się pomysł, aby napisać książkę dla dzieci o Stanisławie Wyspiańskim?

Pomysł wziął się z… braku. Na rynku książek dla dzieci niewiele jest publikacji o Wyspiańskim, które nie są przewodnikami do wystaw lub książkami z cyklu „życie i twórczość”. Jestem wielką fanką ­Wyspiańskiego, więc chciałam przybliżyć dzieciom tę postać w formie, która będzie dla nich równocześnie przystępna i atrakcyjna, „przemycając” historycznych bohaterów i rzeczywiste ­wydarzenia oraz ówczesne realia życia w Krakowie. Trochębajki… to bajki, w których jest sporo prawdy, więc można je traktować jako wstęp do poznania Stanisława Wyspiańskiego.

Jakie wartości, Pani zdaniem, powinna mieć współczesna książka dla dzieci?

Współczesna książka dla dzieci powinna być bliska dziecku, mądra, zarówno jeśli chodzi o warstwę tekstową, jak i ilustracyjną, powinna uwrażliwiać na wartości estetyczne. Strona graficzna jest równie ważna jak tekst – a początkowo niekiedy nawet ważniejsza: przecież zanim poznamy napisane historie, książka zwraca uwagę okładką i ilustracjami. Ponadto książka dla dzieci, nie tylko współczesna, powinna być czytana na głos – ten aspekt jest często niedoceniany, a głosowa interpretacja tekstu potrafi wydobyć z książki jej pozytywne aspekty i zacieśniać więzi między rodzicami a dzieckiem.

Czy wśród ilustratorów jest ktoś, kogo Pani wyjątkowo ceni za dorobek artystyczny? Jeżeli tak, to kto to jest?

Mamy grono świetnych polskich ilustratorów, którzy sprawiają, że książki dla dzieci są wspaniałymi dziełami sztuki. W moim osobistym rankingu znajdują się Dorota Wojciechowska-Danek, Roch Urbaniak, Katarzyna Matyjaszek, Diana Karpowicz i oczywiście Małgosia Zając, która wykonała ilustracje do Trochębajek… A z zagranicznych twórców Micah Monk, Flavia Sorrentino, Jaime Kim i Anna Pirolli.

Trochębajki o Stanisławie Wyspiańskim są Pani debiutem. Czy w najbliższych planach pojawia się pomysł na kolejną książkę dla dzieci? Jeśli tak, to proszę o uchylenie rąbka tajemnicy, czego lub kogo będzie dotyczyć.

Pomysły są – ustawiają się w kolejce niczym postaci z Trochębajek… Mam nadzieję, że uda się je zrealizować.

Proszę zdradzić naszym czytelnikom, jaka jest Pani ulubiona książka? I dlaczego?

Ciężko mi wskazać jedną książkę, ale w czołówce na pewno jest opracowanie Ewy Miodońskiej-Brookes i Marii Cieśli-Korytkowskiej Feliks Jasieńskijego Manggha o niezwykle barwnej postaci krakowskiego kolekcjonera, który w różnych tekstach i formach literackich zebrał swoje przemyślenia i poddał współczesnych sobie i ich podejście do sztuki surowej ocenie. Poza tym mniej oczywista publikacja, Biologia Villee’ego – pozostałość po fascynacji biologią. Natomiast z dzieciństwa – Dzieci z Bullerbyn i mój pierwszy album z reprodukcjami malarstwa Jacka Malczewskiego.

Rozmawiała Jolanta Oleksa

Stanisław Dziedzic, Tadeusz Skoczek, Międzynarodowe Sympozjum „Z pastorałem przez kontynenty”

Stanisław Dziedzic

Tadeusz Skoczek

Międzynarodowe Sympozjum „Z pastorałem przez kontynenty”

18 października 2019 roku w Sali Obrad Rady Miast Krakowa odbyło się XX Międzynarodowe Sympozjum Biografistyki Polonijnej „Z pastorałem przez kontynenty. Kardynałowie i biskupi polskiego pochodzenia w świecie”. Organizatorami sympozjum były Fundacja Polonia Semper Fidelis, Biblioteka Kraków i Muzeum Niepodległości w Warszawie. Honorowy patronat objęli JE kard. Zenon Grocholewski i Prezydent Miasta Krakowa Jacek Majchrowski.

W organizację krakowskiej, międzynarodowej konferencji obok prezydenta Jacka Majchrowskiego włączyli się między innymi metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski oraz władze rektorskie Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Pedagogicznego, a spoza Krakowa – metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz oraz marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik.

Podczas konferencji Krzyżami Zasługi dla Muzeum Niepodległości uhonorowano m.in. (od lewej) prof. Henryka Żalińskiego (Kraków), red. Magdalenę Bykowską (Francja), dr. Stanisława Dziedzica (Kraków), Zenona kardynała Grocholewskiego (Watykan), prof. Wiesława Hładkiewicza (Zielona Góra), prof. Bogdana Piotrowskiego (Kolumbia). Odznaczonym towarzyszy prof. Zbigniew Judycki – trzeci od prawej

Podczas konferencji Krzyżami Zasługi dla Muzeum Niepodległości uhonorowano m.in. (od lewej) prof. Henryka Żalińskiego (Kraków), red. Magdalenę Bykowską (Francja), dr. Stanisława Dziedzica (Kraków), Zenona kardynała Grocholewskiego (Watykan), prof. Wiesława Hładkiewicza (Zielona Góra), prof. Bogdana Piotrowskiego (Kolumbia). Odznaczonym towarzyszy prof. Zbigniew Judycki – trzeci od prawej

Idea organizacji wielkich sympozjów poświęconych dokonaniom Polaków bądź osób polskiego pochodzenia poza ziemiami polskimi była inicjatywą Zbigniewa Judyckiego, profesora Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie, który w 1994 roku założył w Paryżu Instytut Biografistyki Polonijnej, a od 1996 roku w stosunkowo regularnych odstępach czasowych, bo na ogół corocznie, podejmował, głównie przy współudziale uczelni i władz samorządowych, dzieło organizacji takich sympozjów w różnych rejonach Europy, a w ostatnim ­dwudziestoleciu także w Polsce. Pierwsze sympozjum poświęcone biografistyce polonijnej odbyło się w 1996 roku w Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie w ­Londynie, następne w Paryżu, Rzymie, Wiedniu, a w 2000 roku, po raz pierwszy w kraju, w Instytucie Polonijnym Uniwersytetu Jagiellońskiego w krakowskich Przegorzałach, gdzie towarzyszyło uroczystościom jubileuszowym 600-lecia refundacji Uniwersytetu Jagiellońskiego, a poświęcone było krakowianom i polskim pedagogom w świecie. Kolejne sympozjum odbyło się w Kwaterze Głównej NATO w Mons pod Brukselą pod patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej, a następne w gmachu Papieskiego Uniwersytetu „Urbanianum” w Rzymie.

Wśród odznaczonych Krzyżem Zasługi dla Muzeum Niepodległości w Warszawie był także prof. Jacek Majchrowski – Prezydent M. Krakowa (pierwszy z lewej). Na fotografii i w towarzystwie Anny Kozyry, prof. Zbigniewa Judyckiego i dr. Stanisława Dziedzica

Wśród odznaczonych Krzyżem Zasługi dla Muzeum Niepodległości w Warszawie był także prof. Jacek Majchrowski – Prezydent M. Krakowa (pierwszy z lewej). Na fotografii i w towarzystwie Anny Kozyry, prof. Zbigniewa Judyckiego i dr. Stanisława Dziedzica

Pierwsze trzy sympozja miały charakter ogólny, następne były już tematycznie ukierunkowane, a często wiązały się z miejscem obrad. Tak oto sympozjum brukselskie w Kwaterze Głównej NATO poświęcone było Polakom i osobom polskiego pochodzenia w siłach zbrojnych obcych państw, rzymskie na „Urbanianum” – duchowieństwu polskiemu w świecie, w Stella Plage – Polakom we Francji, a w Zakopanem – Podhalańczykom w świecie.

Z dwóch sympozjów zorganizowanych w ostatnich latach w Warszawie, pierwsze (2016) odbyło się w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej, oddziale Muzeum Niepodległości, i było poświęcone Mazowszanom w świecie, a drugie (2017) – w Muzeum Ordynariatu Polowego – lwowianom w świecie. Szerokim echem odbiły się sympozja biografistyczne dotyczące Polaków w siłach morskich państw obcych, które zorganizowano w Akademii Marynarki Wojennej Gdyni (2018), oraz polskim działaczom emigracyjnym w walce o niepodleg­łość, o których opowiadano w Siemianowicach Śląskich (2018).

Krakowskie jubileuszowe sympozjum (2019) dotyczyło hierarchów, Polaków bądź polskiego pochodzenia, których historyczne drogi, a często indywidualne wybory skierowały na różne kontynenty, gdzie przyszło im pracować w bardzo zróżnicowanych, nierzadko złożonych i trudnych warunkach. Organizatorzy nie wprowadzili do formuły konferencji ograniczeń czasowych, tak aby prezentacją mogli być objęci zarówno biskupi żyjący w czasach zamierzchłych, jak i współcześni, nie było też ograniczeń terytorialnych, zaprezentowano więc hierarchów i ich dokonania w szerokim spektrum chronologicznym i porównawczym.

Konferencję otworzył prof. Zbigniew Judycki oraz wiceprezydent Krakowa Bogusław Kośmider, a same obrady, referatem o kard. Bolesławie Filipiaku, zainaugurował kard. Zenon Grocholewski. Gościem specjalnym konferencji był też kard. Stanisław Dziwisz, który przedstawił niektóre aspekty rzymskiego pontyfikatu Jana Pawła II, a następnie szczególną uwagę skierował na problemy łaski powołania w nauczaniu papieża Polaka.

Wśród wykładowców dominowali prelegenci z Polski, świeccy i duchowni związani z różnymi ośrodkami akademickimi, dziennikarze oraz inne osoby zajmujące się biografistyką kościelną (między innymi Marta Burghardt, Adam Dobroński, Jan Draus, Stanisław Dziedzic, Janusz Gmitruk, Zdzisław Gogola, Zbigniew Judycki, Eugeniusz Kruszewski, Jacek Macyszyn, Włodzimierz Osadczy, Stanisław Pilarz, Tadeusz Skoczek, Robert Tyrała, Władysław Zarębczan, Henryk Żaliński). Zaprezentowali oni, z konieczności często w wersji skróconej, wizerunki i dokonania wielu hierarchów Polaków i polskiego ­pochodzenia – uznanych, docenianych, ale też w wielu przypadkach prześladowanych i pracujących konspiracyjnie. Wystarczy sięgnąć po kilka nazwisk, by uzmysłowić sobie, kim ci hierarchowie dla rodzinnej i przybranej ziemi byli. Więźniowie, heroiczni świadkowie Chrystusa, mężowie stanu, wybitni intelektualiści, misjonarze – a wśród nich między innymi abp Szczepan Wesoły, abp Jan Cieplak, kard. Włodzimierz Czacki, abp Stanisław Dziwisz, kard. Kazimierz Świątek, kard. Jan Król, abp Mieczysław Mokrzycki, kard. Andrzej M. Deskur, kard. Marian Jaworski, bp Rafał Kiernicki, bp Jan Cieński, bp Jan Olszański, kard. Stanisław Ryłko, bp Eugeniusz Juretzko i in.

Uczestnikami krakowskiej konferencji byli referenci nie tylko z Polski, ale także z Watykanu, Francji oraz krajów Ameryki Południowej i Północnej. Obradom towarzyszyła dyskusja i wspomnienia. Szczególnie cenne akcenty wspomnieniowe wniosło wystąpienie kard. Stanisława Dziwisza o Janie Pawle II oraz s. Marceliny Zemły ze Zgromadzenia Sióstr Sercanek poświęcone ostatnim miesiącom życia konspiracyjnego bpa Jana Cieńskiego ze Złoczowa na Ukrainie. Podobnie jak w przypadku dotychczasowych konferencji, obradom towarzyszyło specjalne wydawnictwo książkowe, zawierające zgłoszone na konferencję referaty, oraz ciekawa wystawa we foyer Sali Obrad, przygotowana przez artystę plastyka Tadeusza Kurka, na której zaprezentowane zostały najbardziej popularne, rozsiane po wszystkich kontynentach polskie kościoły, spełniające w środowiskach polonijnych trudne do przecenienia funkcje integrujące i religijne.

Podczas konferencji prof. Zbigniew Judycki i dyrektor Tadeusz Skoczek uhonorowali Krzyżami Zasługi dla Muzeum Niepodległości prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, Henryka Żalińskiego z Uniwersytetu Pedagogicznego, Stanisława Dziedzica – dyrektora Biblioteki Kraków, artystę plastyka Tadeusza Kurka, Magdalenę Bykowską – prezes Association Polonaise des Auteurs, Journalistes et Traducteurs en Europe, kard. Zenona Grocholewskiego – byłego prefekta Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, Stanisława Małeckiego z Fundacji SEDEKA „Zdążyć z pomocą” i Wiesława Hładkiewicza z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

Bolesław Faron, Mój księgozbiór

Bolesław Faron

Mój księgozbiór

Bolesław Faron – profesor nauk humanistycznych, historyk literatury specjalizujący się w historii literatury polskiej, krytyk, publicysta, rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie (dzisiejszego Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN), minister oświaty i wychowania w latach 1981–1985, dyrektor Instytutu Polskiego w Wiedniu w latach 1986–1990, przedstawia poniżej przekazany Bibliotece Kraków księgozbiór.

W 1958 roku ukończyłem studia polonistyczne w krakowskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej (WSP). Podjąłem pracę najpierw w Bibliotece Głównej WSP, potem w internacie Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Nowej Hucie, a od roku 1959 w II LO im. Króla Jana III Sobieskiego i jako asystent w Katedrze Historii Literatury WSP. Za pierwsze zarobione pieniądze z nauczycielskiej pensji kupiłem witrynę na książki i dokonałem subskrypcji następujących serii: Stefana Żeromskiego Dzieła (pod red. Stanisława Pigonia), tom I Nowele i opowiadania. Rozdziobią nas kruki, wrony…, Warszawa 1956, Czytelnik; Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Pisma (pod red. Henryka Markiewicza), tom I Słówka, Warszawa 1956, PIW, oraz Juliusza Słowackiego, Dzieła (pod red. Juliusza Krzyżanowskiego), tom I Liryki i inne wiersze, Wrocław 1959, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich.

Uroczystość otwarcia po remoncie Filii nr 51 Biblioteki Kraków. Od lewej stoją Zygmunt Bińczycki – przewodniczący Rady i Zarządu XVI Rady Dzielnicy Krakowa, Magdalena Doksa-Tverberg – zastępca dyrektora Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa, Jerzy Woźniakiewicz – dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, dr Stanisław Dziedzic – dyrektor Biblioteki Kraków, prof. dr hab Bolesław Faron i Barbara Faron, fot. arch. Biblioteki Kraków

Uroczystość otwarcia po remoncie Filii nr 51 Biblioteki Kraków. Od lewej stoją Zygmunt Bińczycki – przewodniczący Rady i Zarządu XVI Rady Dzielnicy Krakowa, Magdalena Doksa-Tverberg – zastępca dyrektora Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa, Jerzy Woźniakiewicz – dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, dr Stanisław Dziedzic – dyrektor Biblioteki Kraków, prof. dr hab Bolesław Faron i Barbara Faron, fot. arch. Biblioteki Kraków

Od tej pory gromadziłem książki najpierw w małym pokoju na czwartym piętrze w internacie ZSZ w Nowej Hucie, na osiedlu B-1. Potem w mieszkaniu w Krakowie na Olszy II, na końcu w segmencie na Azorach. Epizodycznie także w Warszawie (1981–1986) i w Wiedniu (1986–1990). Różne były źródła pozyskiwania książek. Główny zrąb gromadzonej przez 60 lat biblioteki ­stanowią własne zakupy dokonywane w księgarniach Krakowa, Warszawy i Wiednia. Ze względu na profil moich zainteresowań nieoceniona okazała się Księgarnia Naukowa przy ulicy Podwale. Zaopatrywałem się tutaj przede wszystkim w książki związane z moją działalnością naukową i dydaktyczną w WSP w Krakowie oraz ze zdobywaniem kolejnych stopni naukowych – doktora i doktora habilitowanego. Prace dotyczyły twórczości Zbigniewa Uniłowskiego (doktorat) oraz Stefana Kołaczkowskiego (habilitacja). Stąd, a także w związku z prowadzonymi przeze mnie zajęciami dydaktycznymi (ćwiczenia, wykłady, seminaria dyplomowe i magisterskie) znajduje się w moim księgozbiorze wiele prac naukowych na temat prozy narracyjnej i krytyki literackiej XX wieku oraz tekstów literackich z tej dziedziny, czyli utworów prozatorskich literatury polskiej oraz krytyki literackiej (wybory pism różnych autorów, na przykład Ignacego Fika i Kazimierza Wyki).

W przypadku książek unikatowych, których nie można było zdobyć w księgarniach, zwracałem się wprost do wydawców o ich przesłanie, najczęściej z pozytywnym skutkiem. Tak było na przykład ze Słownikiem współczesnych pisarzy i badaczy literatury.

Kolejne źródło, dzięki któremu rozwijała się ta biblioteka, stanowiły dary od kolegów naukowców (często na zasadzie wymiany publikacji), od znajomych, przyjaciół, kolegów przekazywane przy różnych okazjach, na przykład uroczystości rodzinnych. Osobny zbiór to książki przekazywane mi przez pisarzy, prozaików, poetów, nie tylko z Krakowa (aczkolwiek ci dominują). Dlatego w wielu z nich widnieją dedykacje. Wymienić też trzeba książki, które od czasu do czasu otrzymywałem od studentów, czy to jako promotor (na zakończenie seminarium), czy też opiekun roku (na zakończenie studiów). Wiele publikacji otrzymywałem podczas oficjalnych wizyt w różnych rejonach Polski. Są to głównie wydawnictwa albumowe dotyczące odwiedzanych miejscowości, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Znajdują się tu ponadto pozycje, które kupowała moja żona Barbara do celów czytelniczych. Interesowały ją przede wszystkim książki historyczne, biograficzne, beletrystyka polska i obca.

Jak określić profil tego księgozbioru? Ma on charakter przede wszystkim humanistyczny. Główny jego trzon stanowią prace z zakresu historii literatury, w tym między innymi duży zbiór podręczników od czasów najdawniejszych po współczesne, seryjnych opracowań naukowych, jak i I oraz II seria Biblioteki Narodowej Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu. Szczególnie uprzywilejowane w tym zakresie jest dwudziestolecie międzywojenne. Zgromadziłem tu opracowania na temat prawie wszystkich wybitnych twórców epoki, a zwłaszcza Brunona Schulza, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Marii Kuncewiczowej, Jarosława Iwaszkiewicza, Władysława Broniewskiego czy Edwarda Szymańskiego.

Niejako równolegle do prac historycznoliterackich gromadziłem rozprawy z zakresu teorii literatury i metodologii badań literackich. Zwracam uwagę na komplet prac Henryka Markiewicza, Michała Głowińskiego, Marii Janion i innych wybitnych polskich i zagranicznych badaczy. Są to prace dotyczące teorii prozy narracyjnej i badań nad liryką oraz dramatem, zwłaszcza ­młodopolskim, książki z zakresu socjologii literatury (Stefan Żółkiewski), a także inne, dotyczące wielu szczegółowych zagadnień w tej dziedzinie.

Mój pobyt w Wiedniu zaowocował książkami w języku niemieckim oraz licznymi, nieraz unikatowymi albumami dotyczącymi różnych regionów Austrii: Wiednia, Grazu, Klagenfurtu, Salzburga czy Innsbrucka, a także muzeów i imprez kulturalnych nad Dunajem. Są w tym księgozbiorze także albumy z Czechosłowacji, Jugosławii, Bułgarii, NRD czy ZSRR. Otrzymywane bądź kupowane podczas wizyt w tych krajach.

Podróże turystyczne, jakie odbywałem w tym okresie, zaowocowały sporym zbiorem przewodników, map i informatorów o różnych krajach i miastach oraz książek o przeszłości i współczesności zwiedzanych państw. Jest też dość bogata i urozmaicona literatura, w której oprócz opracowań naukowych można znaleźć również pozycje popularne czy beletrystyczne. Pragnę zwrócić uwagę na liczne książki poświęcone Italii, Belgii (a zwłaszcza cywilizacji belgijskiej w języku francuskim), Turcji itp.

Sporo miejsca zajmuje w moim księgozbiorze literatura beletrystyczna, zarówno polska, jak i obca. Godny zainteresowania jest bogaty zbiór międzywojennej prozy narracyjnej, równie bogaty zbiór poezji, w tym wierszy poetów krakowskich. Nieco mniej zawiera ten zbiór utworów dramatycznych. Wiele z tych publikacji jest opatrzonych dedykacjami. W prawie wszystkich książkach Mariana Pankowskiego, polskiego prozaika zamieszkałego w Brukseli, znajdują się bardzo oryginalne dedykacje, które same w sobie stanowią wartość. Podobnie jest ze zbiorem poezji ks. Kazimierza Wójtowicza, jednego z wybitniejszych poetów duchownych.

Wśród książek beletrystycznych wyróżnić trzeba sporą liczbę powieści kryminalnych, jest to najwyższej próby reprezentacja tego gatunku, zarówno polska, jak i zagraniczna. Wymienić pragnę też zbiór podręczników do nauczania języka polskiego z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, które zgromadziłem w związku z ówczesną reformą szkolną oraz z publikowaniem z mojej inicjatywy w Wydawnictwie Edukacyjnym w Krakowie cyklu podręczników do nauczania języka polskiego w szkole podstawowej i średniej „To lubię!” pod redakcją Zofii Agnieszki Kłakówny.

Zajęcia z dziećmi w Filii nr 51, fot. z archiwum BK

Zajęcia z dziećmi w Filii nr 51, fot. z archiwum BK

Od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku rozwija się moja bliska współpraca z Nowym Sączem, tamtejszą prasą (m.in. z miesięcznikiem ­„Sądeczanin”), instytucjami kulturalnymi Sądecczyzny (Kulturalno-Społeczne Towarzystwo „Sądeczanin”, Klub Miłośników Ziemi Łąckiej, Małopolskie Centrum Kultury „Sokół” i Sądecka Biblioteka Publiczna im. Józefa Szujskiego). Stąd wywodzi się osobny zbiór książek związanych z tą ziemią. Są to obszerne monografie miast pod redakcją Feliksa Kiryka: Nowego Sącza, Starego Sącza, Łącka i Podegrodzia, a ponadto wiele albumów związanych ze stolicą powiatu, a przede wszystkim monumentalne dzieła Jerzego Leśniaka, Panorama kultury sądeckiej; 101 Sądeczan oraz dwa wydania Encyklopedii sądeckiej. Nadto czasopisma i prasa sądecka, spory zbiór „Rocznika Sądeckiego”, miesięcznika „Sądeczanin” i „Almanachu Łąckiego”.

Księgozbiór zawiera wszystkie moje książki – od debiutanckiej o Zbigniewie Uniłowskim po jubileuszowe Pokłosie i tom Poeci Sądecczyzny. Antologia, a także publikacje przeze mnie redagowane, jak „Roczniki Naukowe WSP”, „Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis”, wydawnictwa zbiorowe (wśród nich Prozaicy dwudziestolecia międzywojennego) oraz będące pokłosiem sesji naukowych, które organizowałem, a także wydawnictwa o poszczególnych pisarzach, między innymi o Władysławie Orkanie czy Jerzym Harasymowiczu. Nadto jest tu wiele nadbitek moich artykułów drukowanych w różnych księgach zbiorowych. Jednym słowem: jest tu zgromadzony pełen plon mojego pisarstwa naukowego, krytycznoliterackiego i publicystycznego.

Znalazły się też tutaj okresowo gromadzone niektóre czasopisma literackie (np. „Dialog”, „Twórczość”) oraz kulturalno-społeczne („Kraków”, „Hybryda”, „Zdanie”). Nie wszystkie, gdyż niektóre oddałem wcześniej do innych bibliotek; wydawaną w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku przez krakowski oddział ZLP „Lekturę” przekazałem na przykład Bibliotece Wojewódzkiej w Krakowie. W latach 2008–2012 część księgozbioru (między innymi prace o Krakowie, prace historycznoliterackie, tomiki pisarzy krakowskich) przekazałem Małopolskiej Wyższej Szkole im. Józefa Dietla w Krakowie, w której – na Wydziale Dziennikarstwa – wówczas pracowałem.

W moim księgozbiorze pozostaje nadal wiele pozycji, które – gdy pojawią się warunki – będą przeznaczone do Biblioteki Kraków. Są to między innymi słowniki i encyklopedie, zbiór opracowań i utworów Tadeusza Nowaka, Władysława Orkana, publikacji Kazimierza Wyki, a także dzieła Szekspira, Balzaka i Prousta. Spory zbiór polskiej prozy i poezji, a także albumy i inne publikacje. Łącznie około 60 kartonów.

Izabela Ronkiewicz-Brągiel, Dar prof. Bolesława Farona

Izabela Ronkiewicz-Brągiel

Dar prof. Bolesława Farona

[Księgozbiór dostępny w Filii nr 51 BK, os. Kalinowe 4]

Filia nr 51 w os. Kalinowym jest jedną z dwóch placówek Biblioteki Kraków działających na terenie Dzielnicy XVI Bieńczyce. 4 czerwca 1969 roku ówczesna Filia nr 7 Nowohuckiej Biblioteki Publicznej otrzymała lokal o powierzchni użytkowej około 220 m2, zaprojektowany na potrzeby biblioteki. Znalazły się w nim Oddział dla Dorosłych, Oddział dla Dzieci i Czytelnia. Kierownictwo Filii objęła pani Wiktoria Łukasiewicz, a Oddziału dla Dzieci pani Maria Gądek. 1 lipca 1969 roku Filia otworzyła swoje podwoje dla czytelników, oferując im księgozbiór liczący 7831 książek. Już pierwszego dnia bibliotekę odwiedziło 70 osób. Do końca roku zarejestrowano 1541 czytelników, 14 147 odwiedzin i 26 786 wypożyczeń1Na dzień dobry 70 czytelników. Krótka historia biblioteki na osiedlu Kalinowym 4, ­„Kurier Bieńczycki” 2011, nr 1 (marzec), s. 6..

W latach dziewięćdziesiątych XX wieku kierownikiem Filii została pani Jolanta Wściubiak, a od kwietnia 2019 roku funkcję tę piastuje pani Celestyna Zugaj.

Prof. dr hab. Bolesław Faron, fot. arch Biblioteki Kraków

Prof. dr hab. Bolesław Faron, fot. arch Biblioteki Kraków

W sierpniu 2019 roku rozpoczęto prace remontowe, które trwały do 31 października. Po wyburzeniu części ścian i całkowitej zmianie funkcji niektórych pomieszczeń zaaranżowano nowoczesną, funkcjonalną i wygodną przestrzeń, w której mieści się obecnie 33-tysięczny księgozbiór (literatura piękna dla dzieci i młodzieży oraz dla dorosłych, literatura popularnonaukowa i gry planszowe). Filia jest jedną z siedmiu placówek na terenie Krakowa, w której w ramach projektu budżetu obywatelskiego utworzono wypożyczalnię gier planszowych. W czytelni znalazł swoje miejsce kilkutysięczny księgozbiór podarowany Bibliotece Kraków przez profesora Bolesława Farona, będący wyjątkową kolekcją książek i czasopism.

Filia nr 51 ma obecnie dogodniejsze dla czytelników godziny udostępniania zbiorów, jest otwarta w poniedziałki, wtorki, środy i piątki od godziny 9.00 do 19.00, a w czwartki od 12.00 do 19.00.

21 listopada 2019 roku dokonano otwarcia Filii po prawie czteromiesięcznym remoncie. W uroczystości wzięli udział: Magdalena Doksa-Tverberg – zastępca dyrektora Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Jerzy Woźniakiewicz – dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, Zygmunt Bińczycki – przewodniczący Rady i Zarządu Dzielnicy XVI Bieńczyce, a także Robert Adamek – członek Zarządu Dzielnicy XVI Bieńczyce i Piotr Opozda – radny Dzielnicy XVI Bieńczyce. Gośćmi specjalnymi byli profesor Bolesław Faron z małżonką Barbarą Faron. Dla młodych czytelników zorganizowano spotkanie z autorką Katarzyną Maziarz oraz ilustratorką Małgorzatą Zając, laureatkami trzeciej edycji Nagrody Żółtej Ciżemki za książkę Trochębajki o Stanisławie Wyspiańskim, którą wydało Muzeum Narodowe w Krakowie.

Jan Pieszczachowicz – Całe życie z książkami. O prof. Jacku Wojciechowskim

Jan Pieszczachowicz

Całe życie z książkami. O prof. Jacku Wojciechowskim

Prof. dr hab. Jacek Wojciechowski, fot. Krzysztof Lis

Prof. dr hab. Jacek Wojciechowski, fot. Krzysztof Lis

Jacka Wojciechowskiego, przyszłego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, poznałem bliżej, kiedy pracował w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej, na początku w gmachu przy ul. Łobzowskiej. Polubiłem go już jako magistra, choć Jacek nie należał do łatwych przyjaciół. Potrafi być stanowczy, obstawał przy swoim zdaniu, kierował się przede wszystkim racjonalnym myśleniem. Dowcipny, zawsze potrafi znaleźć trafną puentę, opowiedzieć stosowny dowcip, czasem w czymś ustąpić, co widać w jego udziale w jury Krakowskiej Książki Miesiąca od jej początków do dziś. Pilny czytelnik analizowanych tekstów, także w języku rosyjskim, który świetnie zna. Znakomicie orientuje się – nie od dziś – w rosyjskim piśmiennictwie społeczno-polityczno-historycznym, w którym szczególnie tropi nurt nacjonalistyczny i antypolski. Znaczącym dowodem trafności jego diagnoz było zdjęcie przez cenzurę jego przeglądowego artykułu o literaturze sowieckiej, który usiłowałem wydrukować w miesięczniku „Pismo”. Tekst powędrował do „Miesięcznika Literackiego”, bo jego wpływowy naczelny Włodzimierz Sokorski orzekł: „Zamieścimy u nas. Cenzura wie, że naszych recenzji nikt nie czyta, więc nie kiwną palcem”.

Sokorski trochę przesadził, ale pretekst był dobry.

Działalność recenzencka, krytyczna i publicystyczna to istotny nurt życia zawodowego i twórczego Wojciechowskiego, autora budzącej zawrót głowy liczby publikacji, obejmującej około 1100 tekstów i 16 monografii naukowych, między innymi wydawanego od 1985 roku Czytelnictwa (7 wydań), ­współpracownika wielu czasopism literackich i naukowych. Wojciechowski przez wiele lat pracował w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej (1959–2003) oraz na Uniwersytecie Jagiellońskim – gdzie uzyskał stopień profesora zwyczajnego (1977–2008) – między innymi jako kierownik Katedry Bibliotekoznawstwa i przewodniczący Rady Instytutu Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa. Opowiadał się za unowocześnieniem tej dziedziny. Rzeczowy i na ogół spokojny, od czasu do czasu potrafił być cholerykiem, bardzo wymagającym wobec siebie i innych. Słynął z uczciwości w wykonywaniu swoich obowiązków. Skutki bywały różne. Oddajmy głos bohaterowi, który chwilami zdaje się być kuzynem Judyma: „Na drugim roku studiów zaocznych dwaj oficerowie SB dwa razy nie zdali u mnie egzaminu. Na egzamin komisyjny delegowano rekordową liczbę dziewięciu członków komisji, z udziałem prorektora oraz dziekana. Pytania średnio trudne napisałem na kartkach i wręczyłem wszystkim. Panowie oficerowie przeczytali starannie, wstali, podziękowali i odmaszerowali”.

Spod zbroi surowości raz po raz wygląda jego dobre serce dla wszelkiego stworzenia, z ludzkim na czele. Pamiętam, że kiedy na posiedzeniu jury nagrody Krakowska Książka Miesiąca dyskutowaliśmy o pewnej rzeczywiście godnej uwagi, niezbyt jeszcze znanej poetce, użył argumentu, że jeśli my jej nie nagrodzimy, pozostanie nieznana, bo nie ma znajomości. Nagrodę dostała.

W bibliotece na Rajskiej, kiedy jej dyrektorował, na strychu gnieździły się nietoperze. Niektóre pracownice dokarmiały je potajemnie, urywając trochę czasu z obowiązków służbowych. Dokarmiał je również… dyrektor, przekonany, że nikt o tym nie wie. Dzięki tej wzajemnej pozorowanej niewiedzy nietoperze miały się dobrze, a opiekunowie służyli chrześcijańskiemu miłosierdziu.

Życie Jacka Wojciechowskiego nie było proste od samego początku. Urodzony na początku 1938 roku w stolicy, przebywał tam do końca powstania warszawskiego. Po wywiezieniu odnalazł w Niemczech ojca, z którym wyjechał do Anglii. Wrócili w 1950 roku. Po ukończeniu polonistyki pracował ciężko, stopniowo zyskując kolejne stopnie naukowe. Jest nadal czynny. I tak trzymać.