Waldemar Smaszcz – Na początku był… Norwid „domowy”

Waldemar Smaszcz

Na początku był… Norwid „domowy”

Cyprian Kamil Norwid, fot. 1856 r., źródło: Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona

Cyprian Kamil Norwid, fot. 1856 r., źródło: Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona

Pierwsze spotkanie z Norwidem? Znak zapytania jest jak najbardziej uzasadniony, gdyż były to powtarzane w dzieciństwie frazy o chlebie, który gdy upadnie na podłogę, należy podnieść i pocałować. Znany to w Polsce zwyczaj, opisywany w różnych książkach i broszurach, jakie odnajdywałem w przedwojennych wydaniach na plebaniach lub w parafialnych biblioteczkach, gdzie można było przeczytać: „Czemu chleb, kiedy z trafunku na ziemię upadnie, całujemy podniósłszy? – Bowiem chleb jest święty”1Cyt. za: Z. Gloger, Encyklopedia staropolska ilustrowana, t. 1, wstęp J. Krzyżanowski, Warszawa 1985, s. 234.. Jakie to proste, nawet dla dziecka: „święty”, więc trzeba pocałować jak to, co jest święte właśnie, przede wszystkim krzyż, medalik, różaniec, ale też… rękę kapłana, która chleb przemieniony w Ciało Chrystusa wznosiła wysoko w czasie mszy świętej.

O świętości chleba od najwcześniejszych lat słyszałem w domu, domu organisty, dodam. Profesja mego Taty w znacznej mierze zaważyła na życiu nas wszystkich. W ogóle cała szeroko pojęta rodzina była bardzo blisko Kościoła. Kilku wujów było księżmi, jeden, Henry Smaszcz, był nawet kapłanem w Stanach Zjednoczonych i właśnie z jego powodu – chociaż on o tym dowiedział się znacznie później – Tata, pracujący po wojnie w Stoczni Gdańskiej, dostał się pod czujne oko Urzędu Bezpieczeństwa. Zataił w ankiecie personalnej – jak to ujęto – że ma „krewnych za granicą”, w dodatku księdza, co w tak zwanych czasach stalinowskich było bardzo poważnym obciążeniem. Musieliśmy opuścić Gdańsk, Tata powrócił do organistostwa w nieodległych Pszczółkach.

Niestety, i tam sięgały długie łapy bezpieki, więc kiedy miejscowy ksiądz proboszcz, pochodzący z diecezji pińskiej (po wojnie drohiczyńskiej), po śmierci Stalina postanowił powrócić na Podlasie, rodzice podjęli karkołomną decyzję i dołączyli do niego. Piszę „karkołomną”, bo rodzina „od zawsze” wielkopolsko-kujawska – nazwisko kilkakrotnie występuje w „złotej bulli języka polskiego” z roku 1136 – nagle znalazła się w połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku w krainie „za lasami, za rzekami”, odciętej od świata, pozbawionej dróg bitych, w rzeczywistości, jakiej nikt z nas nie znał, poczynając od języka.

To jednak, co na początku wydawało się katastrofą, z czasem okazało się… wręcz fascynujące, przynajmniej dla „męskiej” części rodziny, to znaczy dla mnie i dla Taty. Mama zaś przyjęła to jak dopust Boski; na pewno też wiele straciła najstarsza siostra, wyjątkowo uzdolniona muzycznie, bo o szkole muzycznej w tej okolicy nie mogło być mowy. Kilkanaście lat w pierwotnej wręcz przyrodzie (Mama zawsze dodawała: i takich też warunkach codziennego życia…). Obiektywnie rzecz biorąc, oswajanie Podlasia nie było łatwe, o czym świadczyły kolejne przeprowadzki, tak że siedem klas ówczesnej szkoły podstawowej ukończyłem w… pięciu szkołach! Poznawczo wszakże było bezcenne…

Najważniejsze okazało się życie – określmy je tym zwrotem – w „cieniu Kościoła”. Niosło wprawdzie niemało problemów ze względu na stosunek ówczesnych władz, które uznawały Kościół za instytucję wrogą Polsce Ludowej (chociaż to lud przede wszystkim wypełniał polskie świątynie), za to unikaliśmy „podwójnego” widzenia rzeczywistości: innej w domu, innej poza nim. Żyliśmy bardzo skromnie, ale było to nasze własne życie, trochę jak w stojącym na uboczu dworku. Kiedy już miałem nieco więcej lat, szczególnie „zasmakowałem” – jak już tu wspomniałem – w bibliotekach na plebaniach, gdzie znajdowałem tytuły, których próżno było szukać gdzie indziej.

Nie tam jednak odkryłem źródło powtarzanych w domu fraz o chlebie, który przed Bożym Narodzeniem przybierał postać białych opłatków, a więc zlewał się niejako z Chlebem Eucharystycznym. W Wielkopolsce i na Kujawach ­pozostała nasza niemała rodzina, dokąd jeździliśmy na wakacje; najczęściej do Inowrocławia, a stamtąd do Wągrowca, miasta Jakuba Wujka, którego monumentalne dzieło, przekład Biblii – tak ważne dla Norwida2Juliusz W. Gomulicki, nieoceniony wydawca dzieł Norwida, napisał: „(…) pisownia Norwida nie odbija (…) ani praktyki ortograficznej szkół warszawskich, do których uczęszczał, ani pisowni jego kolegów szkolnych, ani pisowni jego warszawskich pisarzy-rówieśników, ale została najwidoczniej ukształtowana pod wpływem lektur młodzieńczych (…), później zaś pod wpływem lektur emigracyjnych, wśród których dużą rolę odegrała Biblia (zarówno w tekście gdańskim, jak i w przekładzie Wujka); J.W. Gomulicki, w: C. Norwid, Dzieła zebrane, oprac. J.W. Gomulicki, M. Gomulicka, t. 1, Wiersze, Warszawa 1966, s. 929. – szczególnie poruszało moją wyobraźnię. Mieliśmy oczywiście w domu tę „świętą księgę”, na której okładce widniało nazwisko Jakuba Wujka „z Wągrowca”. Z powodu wyeksponowanej nazwy miejscowości zdarzyła się pewna zabawna sytuacja: zwróciłem się kiedyś do Taty, dlaczego zawsze odwiedzamy w Wągrowcu wujka Ludwika, a nigdy Wujka Jakuba…

Wujek Ludwik był najbardziej szanowaną osobą w naszej rodzinie – powstaniec wielkopolski, kawalerzysta, uczestnik walk z bolszewikami, w Polsce Odrodzonej celnik wolnego miasta Gdańska, a już po II wojnie światowej oddany potrzebującym społecznik, taki – by sięgnąć do słownika księdza Jana Twardowskiego – „nigdzie niemeldowany święty”, co to przeszedł przez życie, dobrze czyniąc. Miał niezwykłą bibliotekę. Był w niej wielki tom Norwida w opracowaniu Tadeusza Piniego z 1934 roku. Wprawdzie już na studiach w Toruniu dowiedziałem się, że – delikatnie mówiąc – nie była to edycja szczególnie godna polecenia, ale wówczas, kiedy po raz pierwszy trzymałem ją w rękach, miałem wrażenie, że jedynie mszał był bardziej okazały.

W tej właśnie księdze odnalazłem nasz „domowy” wiersz. „Radość odkrywcy” była tak wielka, że wujek Ludwik bez wahania uznał, iż jest to pora, by książka zmieniła właściciela i… wróciłem do domu z Norwidem.

Już lektura strony tytułowej mogła przyprawić o zawrót głowy: „DZIEŁA CYPRJANA NORWIDA (drobne utwory poetyckie – poematy – utwory dramatyczne – legendy, nowele, gawędy – przekłady – rozprawy wierszem i prozą). Wydał, objaśnił i wstępem krytycznym poprzedził Tadeusz Pini. Z czterdziestu ilustracjami w tekście i poza tekstem i pięciu podobiznami autografów”3Dzieła Cyprjana Norwida (drobne utwory poetyckie – poematy – utwory dramatyczne – legendy, nowele, gawędy – przekłady – rozprawy wierszem i prozą). Wydał, objaśnił i wstępem krytycznym poprzedził Tadeusz Pini. Z czterdziestu ilustracjami w tekście i poza tekstem i pięciu podobiznami autografów, Warszawa 1934.. Druk w dwu kolumnach na 648 stronicach! Miałem „swojego” Norwida! Poetę, o którym wiedziałem jednak niewiele… Do dziś, mimo późniejszych doskonałych wydań, tom Piniego stoi na widocznym miejscu w mojej bibliotece.

Okazało się, że wiersz o „kruszynie chleba” ma więcej zwrotek niż znane mi owe trzy pierwsze powtarzane od dzieciństwa, ale te były już zupełnie inne. Po prostu w tamtym moim odbiorze świętości chleba, przywiązania do bocianich gniazd i powtarzanego przy każdej sposobności pozdrowienia: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, kolejne strofy nie mogły dorównać początkowym, które – najprostsze z prostych – nie tyle skłaniały do refleksji, ile zdawały się codziennym nakazem. Podniesiony chleb całowało się wręcz odruchowo, a „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” było naprawdę powszechnym „ukłonem”; co do bocianów zaś, to panowała tu pełna zgoda – powiedzmy dzisiejszym językiem – międzypokoleniowa: moi wiejscy koledzy, którzy nie mieli litości dla kraczących ptaków, niszczyli ich gniazda, nie oszczędzając nawet piskląt, bocianami, zwłaszcza „swoimi”, interesowali się jak członkami rodzin, nawet nadawali im imiona. Największym łobuziakom do głowy by nie przyszło – powtórzmy za poetą – „Popsować gniazdo (…) bocianie”.

Zastanawiając się, dlaczego całowanie chleba, zaczerpnięte z ludowego obyczaju, od początku miało w sobie coś sakralnego, doszedłem do wniosku, że była to kwestia szczególnego, „Wujkowego” języka, modlitewnej tonacji, wreszcie pewnej aury kościelnych nabożeństw. Po latach, w Białymstoku, już w mojej rodzinie, niejako powróciła tamta sytuacja. Podczas wizyty duszpasterskiej, czyli „po kolędzie”, nasza kilkuletnia córeczka Beatrycze nie pozwalała o sobie zapomnieć. Wreszcie doczekała się. Ksiądz zwrócił się do niej z tradycyjnym pytaniem, czy zna jakąś modlitwę. Tylko kiwnęła główką i zaczęła mówić:

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba…
Tęskno mi, Panie…4C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 357–358. Wszystkie wiersze Norwida cytuję na podstawie tej edycji.

I dodała, żeby nie było wątpliwości: Norwid…
Kapłan taktownie przyjął tę – powiedzmy – modlitwę pięcioletniego dziecka, zapytawszy jedynie, czy zna także inne modlitwy. Beatrycze przytaknęła, dodając jednak, że ta jest najładniejsza. Nikt z nas nie był zaskoczony, bo tę strofę Norwida nasza córeczka powtarzała w różnych okolicznościach. Kiedyś weszliśmy do sklepu, a pod regałem z pieczywem leżała bułeczka. Beatrycze po prostu rzuciła się w tę stronę, wołając: „Tatusiu, a uszanowanie…”; i oczywiście dodała: „Norwid…”. Dzisiaj jest polonistką.

*  *  *

Cyprian Norwid napisał niejeden równie piękny wiersz, a raczej wiele wierszy, bez których trudno wyobrazić sobie naszą poezję. Stąd to powracające już od stulecia pytanie: co sprawiło, że z takim trudem torował sobie drogę do czytelników, wręcz walczył o choćby skrawek miejsca w ojczystej literaturze, aż wreszcie napisał te gorzkie słowa:

Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku,
(…)
I jak zdarzało się na rzymskim bruku,
Mając pod stopy katakumb korytarz,
Nad czołem słońce i jaw, ufny w błędzie,
Tak znów odczyta on, co ty dziś czytasz,
Ale on spomni mnie… bo mnie nie będzie!5Tamże, s. 547.

Nieoczekiwanie obraz ten powrócił po lekturze wiersza Czesława Miłosza Kuźnia:

U wejścia, czując bosą podeszwą klepisko.
Tutaj bucha gorąco, a za mną obłoki.
I patrzę, patrzę. Do tego byłem wezwany:
Do pochwalenia rzeczy, dlatego że są6Cz. Miłosz, Wiersze wszystkie, Kraków 2011, s. 977..

Autor dostrzegł w kuźni szczególne miejsce do wypowiedzenia pewnych fundamentalnych prawd: stojąc między buchającym ogniem a obłokami na niebie, uzmysłowił sobie swoje powołanie: został przez Stwórcę wezwany: „Do – powtórzmy – pochwalenia rzeczy, dlatego że są”. Tylko tyle i aż tyle. Jestem przekonany, że w tych z kolei słowach zabrzmiało echo sławnej pieśni ojca naszej poezji Jana Kochanowskiego: Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary… – cóż bowiem możemy dać Bogu, skoro wszystko na tym świecie jest Jego. Wystarczyło jedynie dostrzec te jakże wyraziste znaki oraz „patrzeć, patrzeć”. Ważne jest to powtórzenie, można je uznać za dochodzenie do prawdy.

Przedstawione sytuacje w wierszu Norwida i Miłosza oczywiście się różnią, a jednak wiele je łączy. Miłosz mówi o powołaniu poety – wszystko, co może uczynić swoją twórczością, to pochwalić dzieło stworzone. Norwid, poeta nieprzyjęty przez swoich, wybiega daleko w przyszłość, bo nawet nie do bezpośrednich następców, lecz do kolejnego pokolenia. Stąd zrozumiała jest gorycz odrzuconego artysty. Bardzo trudno bowiem – co pokazał miniony wiek emigracji politycznej – włączyć się nieobecnym w żywy nurt literatury nawet po niezbyt długim czasie, a co dopiero po dwu pokoleniach!? Nawet twórcom tak bardzo wpisanym w nasze dzieje, obecnym przez znaczną część życia w ojczys­tej literaturze jak Kazimierz Wierzyński, nie do końca się to udało.

Powróćmy jednak do tego, co łączy obrazy poetyckie z cytowanych wierszy… I Norwid, i Miłosz to poeci wielkiego serio. Potwierdzają to przytoczone fragmenty ich wierszy, w których obaj autorzy ważne zagadnienia ukazują na równie znaczącym tle. U Norwida człowiek nie dostrzega własnego błędu, mimo że ma „pod stopami katakumb korytarz”, czyli będąc w miejscu tak bardzo nacechowanym, uświęconym krwią pierwszych męczenników; a „Nad czołem słońce i jaw”, widome znaki zwycięstwa życia nad śmiercią, miłości nad nienawiścią. Miłosz zaś właśnie między otchłanią a niebem upewnił się, do czego został powołany przez Stwórcę.

Nasz Noblista w jednej z ostatnich swoich książek, zatytułowanej Spiżarnia literacka, na którą złożyły się szkice drukowane w ostatnich latach życia poety (2003–2004), w szkicu o Franciszku Karpińskim dość nieoczekiwanie nawiązał do Norwida. Pisząc o Konfraterni, zauważył:

Dla poety polskiego przynależność do konfraterni oznacza serdeczny stosunek do twórców niekoniecznie genialnych, ale stale obecnych w językowej świadomości pokoleń. Ballady i romanse Mickiewicza są dla niego wiecznym źródłem poezji, ale nie mniej przecież powinny go cieszyć pieśni Franciszka Karpińskiego, który dostąpił rzadkiego zaszczytu, skoro jego Kiedy ranne wstają zorzeWszystkie nasze dzienne sprawy są nadal śpiewane, a kolęda Bóg się rodzi rozbrzmiewa i w kościołach, i w domach na każde Boże Narodzenie. Jego sielankę Laura i Filon można było słyszeć przez parę stuleci na ganeczku zaścianków, nuconą z towarzyszeniem gitary.
Wypada tutaj powiedzieć, że przynależność do konfraterni poetów nie jest automatyczna i że zdobywa się ją, stosując się do pewnych trudnych do nazwania warunków. Należy do nich ucho wrażliwe na to, co można nazwać głównym nurtem polszczyzny. Nieraz poeci bardzo wybitni mieli to nieszczęście jak Norwid, że do głównego nurtu języka nie należeli. Dla wielu porównanie Norwida i Karpińskiego będzie brzmiało jak bluźnierstwo, a przecież to Karpiński napisał Mazurka, w którym czytamy:
Dobranoc, Jacenta,
I wam, usta czyste,
I słodkie oczęta,
I piersi parzyste!
I on to podsunął melodię pieśni Już miesiąc zeszedł, psy się uśpiły, co może dawać okazję do niezliczonych humorystycznych interpretacji, ale trwa w języku jako zdolność do uchwycenia zdarzeń ulotnych. Nie mówiąc już o tym, że nikt oprócz Karpińskiego nie zawarł w kolędzie barokowych, poznanych zapewne w kolegium jezuitów przeciwieństw, stanowiących samą istotę dogmatyki katolickiej. Wystarczy przeczytać pierwszą strofę kolędy Bóg się rodzi, żeby się o tym przekonać7C. Miłosz, Spiżarnia literacka, Kraków 2004, s. 114–115..

*  *  *

Jestem przekonany, że warto się zastanowić nad uwagami Miłosza odnośnie do dzieła Norwida, bo może to być jedną z przyczyn, dla których autor – mimo że w przywracanie jego twórczości zaangażowało się tylu wybitnych poetów i badaczy literatury (niektórzy z nich poświęcili mu bodaj całe życie), a także wiele instytucji – wciąż, przynajmniej w odbiorze społecznym, pozostaje poetą „do odkrycia”.

Cyprian Kamil Norwid, fot. 1858 r., źródło: Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona

Cyprian Kamil Norwid, fot. 1858 r., źródło: Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona

„Sekretu Norwida – napisał Mieczysław Giergielewicz – nie da się ująć w uproszczoną formułę”8M. Giergielewicz, Norwidowska „Modlitwa Mojżesza”, w: Norwid żywy, red. W. Günther, Londyn 1962, s. 205.. Od niemal półwiecza staram się śledzić wciąż powiększającą się bibliotekę poświęconą temu pisarzowi. Od owych strof Mojej piosnki II Norwid był jednak dla mnie przede wszystkim autorem pięknych wierszy; także – od razu dodam – równie wielu mądrych, które na zawsze, jak choćby Fatum, ze mną pozostały. Interesowałem się jego poezją. Przyznam, że zdumiony byłem zwłaszcza warszawskim okresem twórczości. Nie zachowało się archiwum z okresu dojrzewania artystycznego Norwida, stąd trudno powiedzieć cokolwiek o jego próbach poetyckich, a spośród drukowanych utworów bodaj wszystkie co najmniej zasługują na uwagę. Norwid jawi się w nich jako poeta w pełni ukształtowany, którego można zaakceptować lub odrzucić, ale na pewno nie pouczać.

Niestety, sam Norwid w późniejszych latach pod tym względem nie był bez winy. Wynikało to wprawdzie z potrzeby obrony przed niesłusznymi atakami, jednak trudno zaakceptować postawę poety z takich wierszy, jak przywoływana wielokrotnie Ciemność:

1
Ty, skarżysz się na ciemność mojej mowy:
– Czy też świecę zapaliłeś sam?
Czy sługa ci zawsze niósł pokojowy
Światłość?… patrz – że ja cię lepiej znam.
2
Knot gdy obejmiesz iskrą, wkoło płonie,
Grzeje wosk, a ten kulą wstawa,
I w biegunie jej nagle płomień tonie;
Światłość jego jest mdła – bladawa – –
3
Już-już mniemasz, że zgaśnie, skoro z dołu
Ciecz rozgrzana światło pochłonie – –
Wiary trzeba – nie dość skry i popiołu…
Wiarę dałeś?… patrz – patrz, jak płonie!…
4
Podobnie są i słowa me, o! człeku,
A Ty im skąpisz chwili marnej,
Nim, rozgrzawszy pierwej zimnotę wieku,
Płomień w niebo rzucą, ofiarny…9C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 558.

To jeden z wierszy-przypowieści nawiązujący do nauczania Jezusa w przypowieściach: „To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez ­przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: «Otworzę usta w przypowieściach, / wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata»” (Mt 13, 34–35). Norwid, przynajmniej w tym przypadku, sięgnął po przypowieść dla obrony własnych racji, a już – powiedziałbym – obcesowe wręcz stwierdzenie: „patrz – że ja cię lepiej znam”, było co najmniej nietaktowne. Podobne zwroty nie przysparzały poecie zwolenników.

Wystarczy wszakże uważnie wczytać się w „warszawskie” utwory, by się przekonać, że większość z nich ma charakter programowy. Poeta wkraczał do literatury ze ściśle określonym celem, co ujawnił w jednym z najwcześniejszych wierszy zatytułowanym Noc.

W nad wyraz skonwencjonalizowaną – wydawać by się mogło – rozmowę poety z księżycem10Juliusz W. Gomulicki uważa już sam tytuł wiersza za „dwuznaczeniowy (…) aludujący (…) – poprzez obraz pory nocnej – do nocy «paskiewiczowskiej», która zapanowała w Królestwie Polskim po upadku powstania listopadowego”; J.W. Gomulicki, Komentarz w: C. Norwid, Dzieła…, t. 2, Wiersze: dodatek krytyczny, dz. cyt., s. 292. wpisał treści na wskroś osobiste:

(…)
Słuchaj – wiem, że przed chwilą widziałeś powoje,
Co wyrosły niedawno, a już czegoś pragną,
Już z lekka wyciągają słabe ręce swoje,
By uchwycić gałązkę, gdy ją wichry nagną.
Biedne powoje! próżno wyciągają ręce,
Bo choć się gałąź schyli chwycić jej nie zdążą,
I rosnąc bez pomocy, tak się splączą, zwiążą,
Że pewno umrą w męce.
Księżycu! ty widziałeś nieszczęsne powoje,
Widziałeś pierwszą młodość – pierwsze mary moje.
Ej, pająku złocony, musiałeś tej nocy
O wzniosłe drzewo przędzę złoconą zawadzić,
Musiałeś widzieć drzewo, co w strasznej niemocy,
Szaloną zawieruchą targane bez końca,
Ledwo kilka gałęzi mogło uprowadzić!
Księżycu – te gałęzie wzdychają do słońca,
Pasują się z chmurami – pękają i giną –
Księżycu! tyś tam widział gałązkę jedyną,
Więc nic ci już nie powiem o ludziach – o sobie –
Bo i tak dość mówiłem: (…)11C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 153–154.

Odczytywanie wierszy w kontekście biograficznym zawsze jest ryzykowne, niemniej zdarza się, że przychodzi uznać biografię za „hipotezę konieczną”. Tak właśnie jest w tym przypadku, co wydaje się potwierdzać zarówno wyłączony z całości dwuwiersz (jedyny taki zabieg autora w całym utworze!), powtórzmy: „Księżycu! ty widziałeś nieszczęsne powoje, / Widziałeś pierwszą młodość – pierwsze mary moje”, jak i antropomorfizacja powoi, które „wyciągają ręce”, czy końcowe o nich zdanie: „pewno umrą w męce”.

Potężna burza sprawiła, że nawet „wzniosłe drzewo” z trudem zdołało ją przetrwać, choć nie bez strat – „ledwo kilka gałęzi mogło uprowadzić!”. Nie powinna ujść naszej uwadze niewątpliwie najważniejsza fraza: „Księżycu! tyś tam widział gałązkę jedyną…”. I w tym momencie autor zawiesił swoją relację, urwał w pół zdania. Bo – dodajmy – to, co było dla niego najważniejsze, już powiedział. Potężne drzewo ostało się, ale z pewnością utraciło wiele ze swojej witalności. Stąd nadzieją na odrodzenie i zachowanie ciągłości jest owa „gałązka jedyna”.

Zupełnie inne z tych wczesnych utworów jest Pożegnanie, ostatni wiersz, jaki poeta napisał przed opuszczeniem ojczyzny. To wyjątkowo piękna waleta12Zob. S. Nieznanowski, Waleta, w: Słownik literatury staropolskiej (Średniowiecze, ­Renesans, Barok), red. T. Michałowska, Wrocław 1990, s. 885–887. należąca do gatunku poezji pożegnalnej, nostalgicznej, wywodzącej się z tradycji łacińskiej. Walety pojawiły się u nas w renesansie, a upowszechniły w baroku; dodajmy, że wciąż odnajdujemy je w naszej poezji. W przypadku Norwida waletą jest zarówno Pożegnanie, jak i Mój ostatni sonet, skierowany do Brygidy, jego młodzieńczej miłości, będący pożegnaniem z ukochaną. ­Współcześnie do twórców tego gatunku dołączył między innymi ks. Jan Twardowski wzruszającym Pożegnaniem wiejskiej parafii.

Piękne, liryczne, powiedziałbym: czyste, Pożegnanie czyta się, może nawet niezupełnie dowierzając, że jest to dzieło Norwida, poety „trudnego”, jak się zwykło o nim mówić. Poeta w prostych, ośmiosylabowych frazach żegnał się nie tylko z rodzinnym domem, ukochaną wsią, bliskim sobie mazowieckim krajobrazem, ojczyzną wreszcie, ale i z samym sobą, zamykając młodzieńczy okres życia. Znakomicie wyraził to zwłaszcza w obrazie krzyża błogosławiącego wędrowca na drogę:

Ostatni to sprzęt domowy,
Który jeszcze żegnać mogę –
Sprzęt domowy – i grobowy13C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 190..

Każde pożegnanie ma bowiem coś z aury spraw ostatecznych.
Zdumiewa niezwykła inwencja poetycka autora, ujawniona od razu niemal na początku, gdy żegnał się z… szybami:

Żegnam także i was, szyby –
Tęczowymi lśniące blaski;
Do rodzinnej wy siedziby
Tak potrzebne jak obrazki;
I tak święte jak szkaplerze.
Przez was pierwszy raz ujrzałem
Wieś i niebo – przez was wierzę,
I tak wierzę, jak widziałem – –14Tamże.

Niewielki wierszyk – chciałoby się powtórzyć za ks. Twardowskim, a ileż pomieścił! Ile też mówi o wyobraźni poetyckiej autora… Dodajmy, że to dopiero początek. Cały utwór wypełnia cztery gęsto zapisane stronice w wydaniu Gomulickiego. Trudno ogarnąć skalę uczuć, jakie poeta zamknął w tych strofach: od ledwie rozpoznającego dom i domowników dziecka po wspomniany „krzyż grobowy”. I jeszcze niezwykła doprawdy sztuka obrazowania, pełna czułości, jakiej próżno szukać w późniejszej poezji Norwida, chociaż jeden z wierszy Vade-mecum nosi taki właśnie tytuł: Czułość15Tamże, s. 619.. Ponadto zdumiewa swoboda, z jaką autor przechodzi od jednego wątku do drugiego. Oto zakończywszy cytowany fragment ważnym w okresie warszawskim zestawieniem: „wieś i niebo”, od niego zaczyna kolejną strofę:

Wieś i niebo – dwa pojęcia,
Które ranny brzask umila,
Były dla mnie, dla dziecięcia,
Jak dwa skrzydła dla motyla.
Wsią i niebem żyłem cały,
O nich skrzydła mi szumiały,
A kłos złoty biorąc z ziemi,
I kłos słońca, promień złoty,
Wierzchołkami złączonemi
W tajemnicze wiłem sploty:
I bujałem nieujęty –
I bujałem tak na wieki,
Lecz łza w swoje dyjamenty
Zakowała mi powieki,
I strąciła w przepaść nocy – –
A ciążyły te okowy,
I ciążył mi chleb sierocy;
Przełzawiony, piołunowy,
Chleb sierocy, smutna dola,
Opuszczony dom i rola – –16Tamże, s. 190–191.

„Wieś i niebo (…) / Były dla mnie (…) / Jak dwa skrzydła dla motyla” – Norwid budował swoje obrazy – co już zostało tu powiedziane – z najprostszych, ale przecież doskonale dobranych elementów („Odpowiednie dać rzeczy słowo”). Poezja bowiem zaczyna się nie od zestawiania – z większym lub mniejszym mozołem – słów, najlepiej tak, by dziwiły się, że znalazły się w swoim sąsiedztwie, lecz od szczególnego widzenia, jak to ujął Jan Paweł II w II części Tryptyku rzymskiego zatytułowanej Medytacje nad Księgą Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej.

Tajemnica początku rodzi się wraz ze Słowem, wyłania się ze Słowa.
Słowo – odwieczne widzenie i odwieczne wypowiedzenie.
Ten, który stwarzał, widział – widział, „że było dobre”,
widział widzeniem różnym od naszego.
On – pierwszy Widzący –
Widział, odnajdywał we wszystkim jakiś ślad swej Istoty, swej pełni –
Widział: Omnia nuda et aperta sunt ante oculo Eius –17Jan Paweł II, Tryptyk rzymski, Kraków 2002; „Wszystko odkryte i odsłonięte przed Jego oczami”.

Inny obraz można zaś uznać za doskonałą metaforę twórczości poety: „A kłos złoty biorąc z ziemi, / I kłos słońca, promień złoty, / Wierzchołkami złączonemi / W tajemnicze wiłem sploty”.
Niestety, po tym „raju na ziemi” wszystko nagle legło w gruzach. Poeta przygnieciony wczesnym sieroctwem poczuł się „strącony w przepaść nocy”. Z tych i późniejszych bolesnych doświadczeń wyrósł wspomniany wcześniej wiersz Fatum:

I
Jak dziki zwierz przyszło Nieszczęście do człowieka
I zatopiło weń fatalne oczy…
– Czeka – –
Czy, człowiek, zboczy?
II
Lecz on odejrzał mu, jak gdy artysta
Mierzy swojego kształt modelu;
I spostrzegło, że on patrzy – co? skorzysta
Na swym nieprzyjacielu:
I zachwiało się całą postaci wagą
– – I nie ma go!18C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 583.

Jednak droga do podobnych wierszy była jeszcze daleka.

*  *  *

Przyszły autor Vade-mecum nie mieścił się w romantyzmie, a następna epoka długo nie mogła się ukształtować i to okazało się decydujące w dalszej jego drodze twórczej. Od pierwszych „warszawskich” wierszy podążał samotnie. Samotnie, ale z misją – jak to ujął później – dokonania w poezji „skrętu koniecznego”. Krajowa „młoda piśmienność” nie była tą przestrzenią słowa, która by ów zamiar umożliwiała. Musiał zmierzyć się z wielką literaturą emigracyjną. Dominowali w niej, a także kształtowali opinię przedstawiciele pierwszego pokolenia romantyków. Najważniejszym ich przeżyciem pokoleniowym było powstanie listopadowe. Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki poświęcili powstańczej problematyce wielkie dramaty: III część Dziadów oraz Kordiana. Zygmunt Krasiński dołączył do nich swoimi dramatami: Nie-Boską komedią i Irydionem. Podobnych utworów Norwid nie napisał.

W ogóle jego stosunek do wyniszczających powstań różnił się od dominujących u nas przekonań, by przywołać słynne zdanie z ody Do spółczesnych: „Kraj! – – gdzie każdy-czyn za wcześnie wschodzi, / Ale – książka – każda… za późno!”.19Tamże, s. 696. To kolejne zagadnienie wymagające szerszego omówienia. Tu chciałbym przytoczyć wyjątkowy pod każdym względem wiersz, zatytułowany Syberie:

1
Pod-biegunowi! na dziejów odłogu,
Gdzie całe dnie
Niebo się zdaje przypominać Bogu:
Zimno i mnie!…”
2
Wrócicież kiedy? – i którzy? i jacy? –
Z śmiertelnych prób,
W drugą Syberię: pieniędzy i pracy,
Gdzie wolnym – grób!
3
Lub pierw, czy? obie takowe Syberie,
Niewoli dwóch,
Odepchnie nogą, jak stare liberie,
Wielki-Pan… Duch!20C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 593.

Wiersz ten ukazał się dopiero w roku 1930, wiele lat po śmierci autora, i – chciałoby się dodać – całe szczęście! Przeciwnicy poety zyskaliby przeciwko niemu jeszcze jeden ważny argument. Syberia w tamtej epoce (chociaż nie tylko, dodajmy, bo po roku 1939 ta złowroga nie tylko dla Polaków nazwa znowu powróciła) było to słowo ze strefy sacrum, niemal jak Golgota, miejsce męczeństwa najlepszych synów ojczyzny, więc już sama liczba mnoga mogła budzić sprzeciw. Autor zaś zrównał ją z miejscem uchodzące za azyl, schronieniem przed carskimi siepaczami – Europą Zachodnią, która w wierszu jawi się jako… „Druga Syberia pieniędzy i pracy, / Gdzie wolnym grób!”. W końcowej zaś strofie owe „obie takowe Syberie” zostały nazwane jednoznacznie: „Niewoli dwóch”, chyba że znajdzie się – mówiąc dzisiejszym językiem – „trzecia droga”, otwierająca panowanie „Wielkiego-Pana Ducha” na ziemi.

Wiersz ten jest doskonałym przykładem uniwersalnego charakteru poezji Norwida (można nawet zauważyć, iż realizuje wręcz awangardową zasadę „najmniej słów”, jednak to byłoby już całkowicie ahistoryczne twierdzenie). Autor nie skupia się na emocjonalnej stronie poruszanej tematyki, jak robili to jego poprzednicy ukazujący martyrologię patriotycznej młodzieży, choćby Stefan Garczyński, młody przyjaciel Adama Mickiewicza, ów adiutant z Reduty Ordona, który w wierszu Grobowiec na granicach Syberii napisał:

Obyście nigdy nie znali tych krajów,
Gdzie wieczna zima mrozem ścina dusze,
Gdzie gwałt i hańba, męczarnie, katusze,
Prawem narodu – godłem obyczajów.
Obyście nigdy nie znali tych krajów.
(…)
Dziś nowy tysiąc prowadzą z zachodu.
Są to ostatnie pamiątki narodu,
Który żył chwilę i zginął śród życia;
Są to ostatki okrętu z rozbicia,
Płynące kędy żagiel burzy spycha.
Każdy w kajdanach wiedziony od kata;
Ubiór ich płachta podarta i licha,
Gospodą, w śniegu zakopana chata.
(…)21Poezye Stefana Garczyńskiego; maszynopis w posiadaniu autora, na podstawie edycji Lipsk 1900, s. 36.

Syberie to już zupełnie inna poetyka. Autor ogranicza się do czytelnych słów haseł. Zamiast opisywać „katusze” wynikające ze „srogiej zimy” i „wiecznych mrozów”, wybiera jedno słowo: „pod-biegunowi”, może po to, by tym mocniej zabrzmiało kolejne wyrażenie: „na dziejów-odłogu”. Nie tylko podbiegunowy mróz jest bowiem przyczyną udręki zesłańców. Rosja carów odebrała im wszelkie prawa, przez co sama skazała się na banicję z kręgu cywilizowanych narodów, znalazła się na „dziejów-odłogu”.

Równie uniwersalny charakter ma drugi dwuwiersz rozwijający to inicjalne słowo: „podbiegunowi”. Oto „niebo się zdaje przypominać Bogu: / «Zimno i mnie!…»”. Niebo przypomina Bogu! „Niebo” i „Bóg” należą wszak do tego samego kręgu semantycznego, można więc to odczytać w tym znaczeniu, że Bóg skarży się Bogu! Sytuację tę znamy z Ewangelii – to najbardziej wstrząsające słowa Jezusa z krzyża tuż przed śmiercią: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27, 46).

Cyprian Kamil Norwid, portret autorstwa Pantaleona Szyndlera, źródło: https://cyfrowe.mnw.art.pl

Cyprian Kamil Norwid, portret autorstwa Pantaleona Szyndlera, źródło: https://cyfrowe.mnw.art.pl

Całkowicie na Nowym Testamencie oparta została też ostatnia strofa. W Liście do Kolosan czytamy: „… odrzućcie to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, znieważenie, haniebną mowę od ust waszych! Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczyn­kami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu tego, kto go stworzył [podkr. – W.S.].

A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus. Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni! Słowo Chrystusa niech w was przebywa z [całym swym] bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach. I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko [czyńcie] w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego” (Kol 3, 8–17).

Norwid był jak najdalszy od konwencjonalnej poezji patriotycznej, która zdominowała twórczość kolejnych pokoleń nawiązujących do romantyzmu. Jednakże to on właśnie napisał bodaj najznakomitszy wiersz o ojczyźnie, zatytułowany po prostu Moja ojczyzna, nieco polemiczny, co wszakże w tym przypadku pogłębiło jeszcze przesłanie poety:

Kto mi powiada, że moja ojczyzna:
Pola zieloność, okopy,
Chaty i kwiaty, i sioła – niech wyzna,
Że – to jej stopy.
Dziecka – nikt z ramion matki nie odbiera;
Pacholę – do kolan jej sięga;
Syn – piersi dorósł i ramię podpiera:
To – praw mych księga.
Ojczyzna moja nie stąd wstawa czołem;
Ja ciałem zza Eufratu,
A duchem sponad Chaosu się wziąłem:
Czynsz płacę światu.
Naród mię żaden nie zbawił ni stworzył;
Wieczność pamiętam przed wiekiem;
Klucz Dawidowy usta mi otworzył,
Rzym nazwał człekiem.
Ojczyzny mojej stopy okrwawione
Włosami otrzeć na piasku
Padam: lecz znam jej i twarz, i koronę
Słońca słońc blasku.
Dziadowie moi nie znali też innej;
Ja nóg jej ręką tykałem;
Sandału rzemień nieraz na nich gminny
Ucałowałem.
Niechże nie uczą mię, gdzie ma ojczyzna,
Bo pola, sioła, okopy
I krew, i ciało, i ta jego blizna
To ślad – lub – stopy22C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 473–474..

To wiersz wręcz doskonały! Własny, Norwidowy, nawet za cenę pewnego dystansu do siebie „wczorajszego”. Wszak obraz ojczyzny z pierwszej strofy jest dziwnie znany, znany z omawianego tu Pożegnania. Z tym, że autor nie odrzuca go, zaznacza jedynie, że to najbardziej – powiedzmy – „zewnętrzne”, jedynie „wzrokowe” widzenia ojczyzny. Szczególnie wzruszająca jest druga strofa, przywołująca niezapomniane strofy z Mojej piosnki II – kolejne fundamentalne, niewzruszone zasady, na których opiera się, jak pisał poeta: „praw mych księga”.

Po tak zniewalającej wręcz strofie nieoczekiwane zaprzeczenie: „Ojczyzna moja nie stąd wstawa czołem”. I – raz jeszcze powtórzmy – nieoczekiwanie przenosi nas autor w zupełnie inną przestrzeń: „Ja ciałem zza Eufratu / A duchem sponad Chaosu się wziąłem”. Czyli każdy z nas, urodzony nad Wisłą czy inną rzeką, jest dziedzicem wielkiej przeszłości, sięga początków cywilizacji, kultury, która nas ukształtowała. A już zupełnie zdaje się porażać perspektywa, w jakiej ukazany został nasz początek – to jeszcze „Chaos”, byliśmy więc „od zawsze” w zamyśle Stwórcy, a kiedy pojawiliśmy się na ziemi, wszyscy czynimy ją sobie poddaną, stąd to jednoznaczne, kategoryczne zdanie, wciąż aktualne: „Naród mnie żaden nie zbawił ni stworzył”, w perspektywie Stwórcy żaden bowiem nie jest ani starszy, ani ważniejszy od innego. Nawet za początek naszej poezji autor uważa… „klucz Dawidowy”.

W zakończeniu poeta pochyla się na cierpiącą obecnie ojczyzną, by otrzeć jej „stopy okrwawione”, lecz wciąż pamięta „jej twarz i koronę / Słońca słońc blasku”. Tak było zawsze, bo „dziadowie (…) też nie znali innej…”. A on żyje wiarą ojców… Czy kogoś takiego można uczyć miłości ojczyzny!?
Naprawdę, nie znam bliższego mi wiersza o Ojczyźnie…

*  *  *

Omawiając poszczególne wiersze Norwida, niemało miejsca poświęciłem wspomnianemu wyżej utworowi Pożegnanie. Kończąc, prawem kontrastu sięgnę po zupełnie inny, aforystyczny wręcz liryk Niebo i ziemia, którym chciałbym połączyć dwie wielkie rocznice: dwusetlecie urodzin Cypriana Norwida i stulecie św. Jana Pawła II, który nie tylko najwyżej cenił w poezji dokonania autora Promethidiona, ale i uważał się za jego duchowego ucznia, o czym tak mówił na spotkaniu z delegacją Instytutu Dziedzictwa Narodowego, która 1 lipca 2001 roku przybyła do Watykanu z urną zawierającą ziemię z grobu Cypriana Norwida w Montmorency:

Serdecznie witam wszystkich. Wasza obecność w Rzymie i na Watykanie wiąże się z obchodami 180. rocznicy urodzin Cypriana Kamila Norwida, jednego z największych poetów i myślicieli, jakich wydała chrześcijańska Europa. Mamy wszyscy wielki dług w stosunku do tego poety – czwartego wieszcza – i pragniemy wykorzystać okoliczność rocznicową, ażeby ten dług w jakiejś mierze spłacić. (…)
Chciałem rzetelnie spłacić mój osobisty dług wdzięczności dla poety, z którego dziełem łączy mnie bliska, duchowa zażyłość, datująca się od lat gimnazjalnych. Podczas okupacji niemieckiej myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem23Jan Paweł II, O Cyprianie Norwidzie w 180. rocznicę urodzin poety, w: K. Wojtyła, Poezje. Dramaty. Szkice; Jan Paweł II, Tryptyk rzymski, wstęp M. Skwarnicki, Kraków 2004, s. 579..

Cały tekst zasługuje na uważną lekturę, w tym miejscu wszakże zatrzymajmy się przy wspomnianym wierszu Norwida Niebo i ziemia:

Rzeczywistym bądź! co? ci się wciąż o niebie troi,
Podczas gdy grób, prądami nieustannemi,
Kości twoich, prochów twych pożąda!
*
– Och! tak, wszelako, gdziekolwiek człowiek stoi,
O wielokroć więcej niebios ogląda,
Niżeli ziemi…24C. Norwid, Dzieła…, t. 1, dz. cyt., s. 620.

To jeszcze jeden z tych liryków, w których na pierwszy plan wysuwa się widzenie. Dla człowieka twardo stąpającego po ziemi niewątpliwą realnością jest grób, stąd to dyskredytujące w intencji pytanie: „Co ci się wciąż o niebie troi?”. Zapytany rozbraja swego adwersarza-realistę prostą obserwacją, z której wynika, że „gdziekolwiek człowiek stoi”, nawet – dodajmy – na cmentarzu, „O wielokroć więcej niebios ogląda, / Niżeli ziemi”.

Po latach „późny wnuk” Norwida, najznakomitszy poeta religijny Polski Odrodzonej Jerzy Liebert (1904–1931) – dodajmy: autor znanego wiersza Rozmowa o Norwidzie – swój debiutancki zbiorek zatytułował Druga ojczyzna25J. Liebert, Druga ojczyzna, Warszawa 1925.. Był to też tytuł lirycznej modlitwy, w której autor, wtedy jeszcze gimnazjalista, pisał:

Nocą, kiedy różowy świt po gwiazdach schodzi,
Chłód jak ćma senna wpada, gdy okno otworzę,
Myślę, że mnie jak rosę wypija przestworze,
Że nie ziemia mnie wchłonie i nie ziemia rodzi.
Że tam, ponad światami, ponad drogą mleczną,
Nad błękitem, co rankiem w bladą dmucha tarczę –
Jest ojczyzna, za którą tęsknię tu i walczę
Z smutkiem, co w duszy rośnie, i z miłością wieczną.
Bo wierzę, że Bóg wszystko wyrówna i zgodzi
Niepokój serca mego z pogodą obszaru,
Jak obłok, od gwiazd ciężkich i srebra nadmiaru,
Od ziemi mnie, od ciała i dnia oswobodzi26Tenże, Poezje wybrane, wybór i posłowie W. Smaszcz, Warszawa 1996, s. 7..

Płaskorzeźba Cypriana Kamila Norwida w katedrze na Wawelu, fot. Andrzej Barabasz, 2004 r., źródło: Wikipedia

Płaskorzeźba Cypriana Kamila Norwida w katedrze na Wawelu, fot. Andrzej Barabasz, 2004 r., źródło: Wikipedia

Można było oczekiwać, że ten właśnie poeta, dla którego zagadnienia religijne były najważniejsze w życiu i twórczości, autor takich wierszy jak „Uczę się ciebie człowieku…”, wniesie wiele do rozwijającej się w Polsce Odrodzonej norwidologii. Zafascynowany i Cyprianem Norwidem, i Janem Kochanowskim, do którego nawiązywał, jak w wierszu „Samotność twoją i moje zachody / Sądzi Pan jeden smutku i nagrody…”, poprzedzonym mottem z czarnoleskiego poety: „Jeden jest Pan smutku i nagrody”, czy O czułej nocy, poświęconym „Pamięci Jana Kochanowskiego”.

Utwory Norwida, wyszukiwane w czasopismach, były jego najważniejszymi lekturami, o czym tak pisał w słynnych Listach do Agnieszki27Tenże, Listy do Agnieszki, z autografu do druku przygotował, wstępem i przypisami opatrzył S. Frankiewicz, Warszawa 2002.: „Siedzę po całych dniach z Norwidem. Jest taki króciutki jego wiersz Trzy strofki, który umiem na pamięć”28Tamże, s. 39.. „Chcę napisać dłuższy wiersz o Norwidzie, ale muszę znaleźć odpowiednią formę. Inaczej będzie plajta”29Tamże, s. 173.. „Przeglądając ostatnie numery «Przeglądu Warszawskiego» znalazłem w jednym piękny, nieznany dotąd wiersz Norwida. Gdy kupię ten numer (drogie są, po 6 zł), prześlę Ci go. Bardzo piękny wiersz i tak bardzo odpowiadający mi w tej chwili”30Tamże, s. 196–197..

Niestety, rychła śmierć w wieku 27 (!) lat przerwała tak świetnie zapowiadającą się twórczość bodaj najzdolniejszego z „późnych wnuków” Cypriana Norwida. Liebert nie był jednak w swojej fascynacji Norwidem osamotniony, o czy świadczą choćby częste odwołania Karola Wojtyły – Jana Pawła II do autora Promethidiona

Hanna Kryńska – Głos pokolenia czy wbrew pokoleniu? Baczyński wobec rówieśników i starszych generacji pisarzy

Hanna Kryńska

ORCID: 0000-0003-0014-6002

Głos pokolenia czy wbrew pokoleniu? Baczyński wobec rówieśników i starszych generacji pisarzy

1. Żałoba po „śmierci Słowackiego”

Krzysztof Baczyński z matką, ok. 1936–1937 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Krzysztof Baczyński z matką, ok. 1936–1937 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Łatwo dziś zapomnieć, że wielu twórców debiutujących w czasie wojny nie było znanych szerokiemu gronu publiczności. Życie literackie toczyło się w konspiracji. Młodzi adepci sztuki poetyckiej mieli okazję poznać starszych kolegów po piórze przede wszystkim na tajnych spotkaniach w Warszawie i w gościnie u Jarosława Iwaszkiewicza w Stawisku. Wydawano i kolportowano antologie i czasopisma, trudno jednak mówić o powszechnej ich dostępności. Kiedy w 1947 roku Jerzy Zagórski pisze o śmierci Baczyńskiego, nazywając go „drugim Słowackim”1J. Zagórski, Śmierć Słowackiego, „Tygodnik Powszechny” 1947, nr 14–15, cyt. za: Żołnierz, poeta, czasu kurz… Wspomnienia o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim, red. Z. Wasilewski, Kraków 1979, s. 394–407., robi to po to, by czytelnikom „Tygodnika Powszechnego” przybliżyć sylwetkę młodego poety i bohatera, który zginął podczas powstania. W tym samym roku wychodzi zbiór wierszy Śpiew z pożogi nawiązujący do edycji przygotowanej podczas wojny. Zdaniem Macieja Tramera do tego momentu „poza bardzo wąskim gronem czytelników niskonakładowych ­konspiracyjnych druków twórczość ta w ogóle nie była znana”2M. Tramer, Edycja jakiej nie było – albo: jak jest zrobiony Baczyński, w: Balaghan. Mikroświaty i nanohistorie, red. M. Jochemczyk, M. Kokoszka, B. Mytych-Forajter, Katowice 2015, s. 85.. Definitywność tego osądu może zostać złagodzona przez przekonanie innych komentatorów: „Konspiracyjne życie kulturalne było na tyle intensywne i różnorodne, że (…) dostarczało niemało okazji do spotkań i wymiany poglądów”3P. Rodak, Wizje kultury pokolenia wojennego, Wrocław 2000, s. 40.. Na pewno powszechna popularność Baczyńskiego staje się faktem po publikacji Wierszy zebranych w opracowaniu Kazimierza Wyki i Anieli Kmity-Piorunowej w 1961 roku. Okazują się one prawdziwym wydarzeniem brzemiennym dla tworzącej się legendy tragicznie zmarłego poety. Pod koniec lat sześćdziesiątych wszystkim wypada podkreślać, że już w czasie wojny słyszeli coś o Baczyńskim. Adam Włodek przekonuje:

Kiedy niedługo po wydaniu czytałem Wiersze wybrane Jana Bugaja, wiedziałem, że w rzeczywistości nazywa się Baczyński i jest synem znanego w latach międzywojennych krytyka, Stanisława. Dowiedziałem się tego w konspiracyjnym środowisku Krakowa – o ileż więc głośniej musiało być o tym w samej Warszawie…4A. Włodek, Nie znałem go osobiście, w: Żołnierz, poeta, czasu kurz…, dz. cyt., s. 405.

W Stawisku u Jarosława Iwaszkiewicza, 1942 r. (?). Od lewej: malarz Antoni Michalak, architekt Tadeusz Bohdan Zieliński, Iwaszkiewicz z córkami – Marią (z lewej) i Teresą, Stanisław Piętak oraz Krzysztof Kamil Baczyński, fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

W Stawisku u Jarosława Iwaszkiewicza, 1942 r. (?). Od lewej: malarz Antoni Michalak, architekt Tadeusz Bohdan Zieliński, Iwaszkiewicz z córkami – Marią (z lewej) i Teresą, Stanisław Piętak oraz Krzysztof Kamil Baczyński, fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Opracowania Wierszy zebranych podjął się Kazimierz Wyka, który już wcześniej, w kłopotach z wydaniem Śpiewu z pożogi, wspierał matkę poety Stefanię Baczyńską. Pochodzący z Krzeszowic krytyk literacki entuzjastycznie powitał młodego twórcę, jeszcze w czasie wojny zachęcony do tego przez Jerzego Andrzejewskiego. Opinia Zagórskiego wydaje się oczywista w świetle przywołanego tekstu. Znany jest także przychylny stosunek Czesława Miłosza i wspomnianego już Iwaszkiewicza, u którego Baczyński łapał oddech między kolejnymi dręczącymi go napadami astmy. Stanisławowi Pigoniowi przypisuje się z kolei wielokrotnie potem przywoływane słowa podsumowujące tragicznie zakończony udział Krzysztofa w powstańczej walce jako „strzelanie do wroga z diamentów”. Nie trzeba podkreślać, jak wielką miarą oceniony zostaje w nich jego talent. Julian Przyboś po latach poświęci poległemu dwa swoje wiersze. Wszyscy wymienieni dotąd znajomi, przyjaciele, sympatycy i przewodnicy Baczyńskiego byli starsi od niego o kilkanaście lat. Co na to jego rówieśnicy? Niewielu z tych młodych pisarzy, którzy mieli okazję znać twórczość autora Śpiewu z pożogi i przeżyli okupację, wypowiadało się na temat jego poezji. Wśród wspomnień Zbigniewa Wasilewskiego – znajomego Krzysztofa i jego żony Barbary z czasów studiów na podziemnej polonistyce – znajdują się wzmianki polemik i krytycznych ustnych „recenzji” formułowanych podczas konspiracyjnych wieczorków poetyckich5Z. Wasilewski, „Taki to mroczny czas…”, w: Żołnierz, poeta, czasu kurz…, dz. cyt., s. 279, 286–287.. Można przypuszczać, że nie wszyscy z ich uczestników podzielaliby zdanie Zagórskiego. Stanisław Lem (rocznik Baczyńskiego) pisze w 1948 roku o „zmowie milczenia” po publikacji Śpiewu z pożogi, gorzko przy tym stwierdzając, że „ani jeden poważny krytyk nie przemówił w imieniu tej poezji”6S. Lem, Zamilkły poeta, „Tygodnik Powszechny” 1948, nr 1, s. 9.. Nawet wspominany Adam Włodek (rok młodszy) przyznaje już w latach sześćdziesiątych: „nie byłem wtedy – nie jestem również dziś – szczególniejszym entuzjastą jego twórczości”7A. Włodek, dz. cyt., s. 405.. Na pewno chętnie i ciepło wypowiadają się o poecie warszawscy powstańcy, komentując najczęściej swój żal po stracie towarzysza. W czasie wojny nie wszyscy wiedzieli nawet, że pisał. Wydaje się to zastanawiające.

Arkusz poetycki Jana Bugaja, numer 1 serii Wydawnictwa „Droga”, 1943 r., okładka tomu wierszy Krzysztofa Baczyńskiego z linorytem autorstwa Andrzeja Jakimowicza, fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Arkusz poetycki Jana Bugaja, numer 1 serii Wydawnictwa „Droga”, 1943 r., okładka tomu wierszy Krzysztofa Baczyńskiego z linorytem autorstwa Andrzeja Jakimowicza, fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Komentujący literaturę wojenną od początku zauważają odrębność pokolenia wchodzącego w dorosłość na progu wojny. Cytowany tekst Zagórskiego oprócz legendotwórczego porównania Baczyńskiego do narodowego wieszcza zawiera rozróżnienie: oni (młodzi, zaangażowani w walkę i konspirację) i my („starsze wygi”, pamiętający „o zasadzie uniku”, ale i „dziecinni” w swoim dystansie i braniu wojny mniej serio niż członkowie Szarych Szeregów8J. Zagórski, dz. cyt., s. 401–402.). Paweł Rodak zauważa zarówno osobność, jak i przenikanie się pokoleń uczestniczących w wojnie9P. Rodak, dz. cyt., s. 28.. To właśnie dzięki temu przenikaniu możliwe było spotkanie Baczyńskiego ze starszymi kolegami wprowadzającymi go w świat literatury, a potem – po jego śmierci, dającymi mu szansę zaistnienia na stałe na mapie historii literatury.

Znamienne jednak, że to właśnie Krzysztof doczekał się tak dużego aplauzu wśród starszego pokolenia pisarzy i krytyków. Z życzliwą uwagą towarzyszyli oni wszystkim okupacyjnym debiutantom, skoro Andrzejewski relacjonuje na przykład Kazimierzowi Wyce spotkania z poznanymi „młodymi ­chłopcami” i poleca mu, by o nich nie zapominał, ponieważ „potrzebują zainteresowania i życzliwości ze strony starszych”10Pod okupacją. Listy, red. M. Urbanowski, Warszawa 2014, s. 72.. To zachęcające zainteresowanie ma jednak różne odcienie. Krytycy literaccy odkrywają swoich faworytów i to właśnie autor Śpiewu z pożogi znajduje się w tym przychylniej witanym gronie. Tadeusz Gajcy w odpowiedzi na zarzuty Kazimierza Wyki pisze, maskując poczucie zawodu: „Tak bardzo obchodząca mnie opinia Pana o wierszach moich nie zaskoczyła mnie. (…) znam trochę gust Pana (…)11Tamże, s. 241.”. Spodziewał się więc chłodnej reakcji krytyka. Trudno ustalić, co tak zabolało autora Widm. Na pewno uwagi brzmiały zupełnie inaczej niż fragmenty Listu do Jana Bugaja Wyki, a więc recenzji wierszy ukrytego pod konspiracyjnym pseudonimem Baczyńskiego. Niewiele krytyki w tej wypowiedzi krytycznej, więcej uważnej obserwacji i zachęty. Uszczypliwie z kolei podsumuje poezje i publicystykę twórców „Sztuki i Narodu” Czesław Miłosz w napisanej po latach Historii literatury polskiej, wyróżniając na tym tle młodego poetę: „Baczyński był nieufny wobec spotykanych w artykułach i esejach «Sztuki i Narodu» mętnych rozumowań”12C. Miłosz, Historia literatury polskiej, Kraków 2010, s. 513.. Wszystko wskazuje na to, że wielu uczestników życia literackiego dwudziestolecia widziało w tej poezji najciekawszą koncepcję kontynuacji literackich tendencji tego czasu. Nie bez powodu zachowała się anegdota o tym, że Miłosz miał uznać przyszłą wyższość młodego poety13W. Budzyński, Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila, Kraków 2014, s. 120.. Istnieje przecież równie wiele powodów, by widzieć go wśród równych mu wiekiem, nie tylko wśród starszych od niego sympatyków.

Krzysztof Baczyński (w środku) z kolegami szkolnymi, Warszawa, ul. Piusa XI (dziś Piękna), ok. 1933 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Krzysztof Baczyński (w środku) z kolegami szkolnymi, Warszawa, ul. Piusa XI (dziś Piękna), ok. 1933 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

2. Przestrzenie wspólne i osobne

Katastroficzna nuta bez wątpienia dominuje w twórczości tego literackiego pokolenia. Wspólnota doświadczenia wojny i literackich wzorców została już wiele razy omówiona. Kazimierz Wyka zauważył, że „katastrofizm historiozoficzny” staje się w poezji młodego okupacyjnego pokolenia „katastrofizmem generacyjnym” – z relacjonowania niejasnych przeczuć katastrofy wyrażanych za pomocą utrwalonych literackich motywów staje się zwięzłym i ­dramatycznym opowiadaniem przerażającej codzienności14K. Wyka, Krzysztof Baczyński, Kraków 1961, s. 37–38.. Stanisław Stabro zaznaczy, że chodzi o utratę tych wartości, które są „specyficznie ludzkie” i stanowią fundament decydujący o kształcie kultury15S. Stabro, Poezja i historia. Od Żagarów do Nowej Fali, Kraków 2001, s. 87.. Jerzy Kwiatkowski nazwie te doświadczenia „spełnioną Apokalipsą”, zaznaczając zarówno kontynuację przedwojennego oczekiwania na koniec, jak i odmienność w przeżywaniu oraz opisywaniu przeczuć i ich realizacji16J. Kwiatkowski, Potop i posąg, w: tegoż, Magia poezji. O poetach polskich XX wieku, Kraków 1995, s. 9..

Wspominany już Stanisław Stabro, Zdzisław Jastrzębski, Stanisław Bereś, a także wielu innych komentatorów przedstawiło też wiele analiz i dowodów rozległych wpływów pokolenia Drugiej Awangardy na poezję czasu okupacji17S. Stabro, Chwila bez imienia. O poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Kraków 2003; Z. Jastrzębski, Literatura pokolenia wojennego wobec dwudziestolecia, Warszawa 1969; S. Bereś, Gajcy w pierścieniu śmierci, Wołowiec 2016.. To wspólne rysy kształtujące liryczne uniwersum. Paweł Rodak zestawiając Baczyńskiego i Gajcego, odnotował:

Wyobraźnie poetyckie Baczyńskiego i Gajcego w zasadniczych swych zrębach są do siebie podobne. Są to wyobraźnie kosmiczne i apokaliptyczne. Kosmiczne, gdyż elementami stanowiącymi zasadniczy budulec poetyckiego świata są w obu przypadkach ziemia, niebo, słońce, księżyc, gwiazdy, planety – słowem: ciała niebieskie obecne we wszechświecie. Apokaliptyczne, gdyż prawdziwe zasady tego świata – woda, ogień, powietrze, ziemia – są tutaj żywiołami zniszczenia w stanie erupcji, powodującej całkowite rozpadanie się wszelkich możliwych form18P. Rodak, dz. cyt., s. 63..

Wśród wzorców pokoleniowych znajdzie się też liryka romantyczna. Mickiewicz, ale jeszcze bardziej Słowacki i Norwid stają się przewodnikami młodych po świecie literatury, ale również dylematów moralnych i problemów ­patriotyzmu. Nie tylko u Baczyńskiego odnaleźć można ślady typowych dla romantyków środków wyrazu, symboli i tematów.

Krzysztof Baczyński ze Stefanią i Stanisławem Baczyńskimi, ok. 1937 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Krzysztof Baczyński ze Stefanią i Stanisławem Baczyńskimi, ok. 1937 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Różne sposoby oświetlenia zagadnienia katastrofizmu oraz stosunku do wojennej rzeczywistości w twórczości Baczyńskiego, Gajcego, Stroińskiego, Trzebińskiego i ich rówieśników pokazują zarówno to, co wspólne, jak i to, co indywidualne. Wspólne okazują się podstawowe motywy, zespół problemów, a nawet lista lektur. Jerzy Święch pisząc o poezji okupacyjnej, wylicza te powtarzające się zagadnienia: świadectwo, wojna cywilna, miasto pod okupacją, religia i patriotyzm, wrogowie oraz ich język, a także konspiracyjna lub partyzancka walka19J. Święch, Pieśń niepodległa. Model poezji konspiracyjnej 1939–1945, Warszawa 1982.. Baczyński, Gajcy, Trzebiński znali się z resztą z czasów przedwojennych i wojennych spotkań. Współtworzyli to niewielkie grono stałych uczestników podziemnego świata polskiej literatury.

Lektura konspiracyjnych czasopism kulturalnych pozwala zauważyć, że mimo podobieństwa poruszanych problemów, wzorców i sposobu pisania członkowie wojennej generacji toczą ze sobą dyskusje i polemiki, których ton bywa naprawdę zażarty. Uzupełnieniem zachowanych tekstów krytycznych może być na przykład wspomniana wcześ­niej relacja Wasilewskiego. Wspólnota pokoleniowa nie wyklucza odmienności ­osobowości i światopoglądów. Paweł Rodak zauważa, że młodzież w czasie okupacji tworzy początkowo grupy towarzyskie, ale stopniowo dąży do stworzenia środowisk światopoglądowych, często związanych z wydawanymi periodykami. Młodzież krakowska skupia się wokół „Miesięcznika Literackiego”. W Warszawie powstają liczne czasopisma i związane z nimi grupy oraz redakcje, których charakterystyczne cechy przybliża cytowana już publikacja Pawła Rodaka.

Dwa z nich – „Płomienie” i „Sztuka i Naród” – dystansują się przy tym od apolityczności. Jednak kategorie polityczne nie na wiele się przydają w opisie tych środowisk. Choć kontakty i (…) przynależności partyjne istniały, ośrodkiem krystalizacji każdego z tych środowisk była nie partia polityczna, a grupa przyjaciół; (…) Grupa skupiona wokół „Sztuki i Narodu” znajdowała się w orbicie wpływów Konfederacji Narodu, Płomieniowcy związani byli z partiami socjalistycznymi (najpierw z Partią Socjalistów, potem z PPS-WRN). „Prawda Młodych” funkcjonowała pod patronatem katolickiego Frontu Odrodzenia Polski. Żadne z pism nie prezentowało jednak po prostu programu tych ugrupowań ani nie było organem żadnego z nich. Co nie zmienia faktu, że były to środowiska różnorodne ideowo, reprezentujące odmienne jednostki pokoleniowe w obrębie pokolenia wojennego. (…) środowiskami najbardziej zideologizowanymi były: związane ze Związkiem Walki Młodych „Walka Młodych” oraz wchodzące w skład Ruchu „Miecz i Pług” „Kuźnia” i „Dźwigary”20P. Rodak, dz. cyt., s. 38–39..

Krzysztof Baczyński związany był z „Płomieniami” oraz „Drogą”, a więc środowiskiem o lewicowym, choć jednocześnie dalekim od skrajności nachyleniu. Należał do tych grup, ale zachowywał wobec nich pewien dystans, ponieważ – jak zauważa Zygmunt Wasilewski – w ogóle „wybierał z lektur, z systemów filozoficznych to – a może wręcz tylko to – co było mu potrzebne, lepiej: co pasowało do jego prawd wewnętrznych i jego koncepcji twórczych”21Z. Wasilewski, dz. cyt., s. 302.. Najbliżej było mu do współpracowników z konspiracyjnego czasopisma „Droga”, ale przecież dokonywał wyborów, które zbliżyły go do pewnego stopnia i na różnych etapach życia zarówno do socjalistów (przedwojenny „Spartakus”, wojenne czasopismo „Płomienie”), jak i do postaci kojarzonych z nurtem narodowym (działalność w Szarych Szeregach, udział w powstaniu).

3. Czy Baczyński był socjalistą?

Po publikacji Śpiewu z pożogi w 1947 roku Baczyński – zarówno jako powstaniec, jak i poeta – znika na pewien czas z publikowanych w kraju czasopism i wydawnictw. Powody są zrozumiałe: trwają aresztowania wojennych konspiratorów i jeśli wierzyć relacjom – również po zmarłego zgłaszają się przedstawiciele rozumianej po nowemu sprawiedliwości, nie dowierzając zapewnieniom o jego śmierci22W. Budzyński, dz. cyt., s. 293.. Kiedy ponownie można będzie mówić i pisać o autorze Chwili bez imienia, wszyscy zgodnie podkreślać będą jego lewicowe poglądy, skupiając uwagę na przedwojennej działalności w „Spartakusie”. Eksponowano sympatie prorosyjskie i socjalistyczne Stanisława Baczyńskiego, a podyktowane przez młodzieńczy protest wobec nierówności społecznych zaangażowanie jego syna w tę grupę urasta wówczas do rangi najważniejszego wyboru światopoglądowego. Należący do juweniliów poemat poświęcony przywódcy buntu niewolników, a więc postaci patronującej tej socjalistycznej grupie, analizowany jest wyłącznie jako świadectwo stanięcia po „właściwej stronie barykady”. Tylko drobne uwagi o braku kontaktu w czasie wojny z zaangażowaną politycznie kuzynką Marią Turlejską (z domu Zieleńczyk), z którą należał wcześniej do tych lewicowych organizacji, podpowiadają, że ich drogi się rozeszły. „Ostatni raz widziałam Krzysia w 1942 roku” – wspominała23M. Turlejska, Serce jak obłok, w: Żołnierz, poeta, czasu kurz…, dz. cyt., s. 95.. Ona – została członkiem Polskiej Partii Robotniczej, on – lewicowe sympatie i związki z „Drogą” oraz „Płomieniami” połączy w 1943 roku z konspiracją w Szarych Szeregach. Turlejska przyznawała, że jeszcze przed wojną Baczyński z większym niż ona krytycyzmem podchodził do doniesień o procesach moskiewskich24Tamże, s. 91., a także (jej zdaniem) ze względu na wpływ matki darzył zainteresowaniem kwestie religijne. Dystans pogłębiły na pewno wydarzenia z początku II wojny światowej.

Krzysztof Baczyński z matką i żoną, Warszawa, czerwiec 1942 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Krzysztof Baczyński z matką i żoną, Warszawa, czerwiec 1942 r., fot. ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Nie oznacza to jednak przejścia na „prawą stronę” sceny politycznej. Nie docenia się tu zresztą roli matki Krzysztofa, przedstawianej przez Turlejską jako „światła, postępowa kobieta”, mająca jednak równocześnie „skłonność (…) do mistyki, do egzaltacji, do dramatyzowania”25Tamże, s. 94.. Córka jej brata nie rozumiała światopoglądu Stefanii Baczyńskiej, tak jak nie rozumiała pełnej namysłu postawy Krzysztofa i jego poezji, widząc w niej jedynie ślad ucieczki od wojennej rzeczywistości26Tamże, s. 96.. Faktycznie – w przeciwieństwie do męża – Stefania Baczyńska manifestowała swoje przywiązanie do religii i związanego z nią światopoglądu. Nie wykluczało to w jej przypadku społecznej wrażliwości, a wręcz ją warunkowało. Chciała wpoić ją także synowi. Wśród jej notatek do wierszy Krzysztofa znajduje się komentarz do Dzieci na mrozie, napisanych po spotkaniu zziębniętych, „małych, obdartych dzieci w drewnianych trepkach na bosych nóżkach”. „Mówiłam – pisze Baczyńska o prowadzonej w tej sytuacji rozmowie z Krzysztofem – że nigdy nie mogę pojąć cierpliwości dziecka proletariackiego na cierpienie i nędzę”27K.K. Baczyński, Utwory zebrane, t. II, oprac. A. Kmita-Piorunowa, K. Wyka, Kraków 1979, s. 596. Kolejne cytaty z tego wydania ze skrótem UZ oraz podaniem tomu i strony.. Tekst poetycki miał być odzewem na te słowa.

Stefania sporządza, co prawda, swoje uwagi w czasie, gdy skwapliwość takich deklaracji mogła wydawać jej się pewną koniecznością. Przyświecał jej zapewne cel nadrzędny, który próbowała gorączkowo do końca swojego życia osiągnąć – wydać wszystkie teksty syna, spróbować przekonać władzę do jego lewicowych i „postępowych” poglądów. Sam temat tekstu i widoczna w nim wrażliwość są jednak bezdyskusyjnym faktem. Wiersz zawiera poczynione za Norwidem wyraźne rozróżnienie na dwa typy religijności – obrzędowej i związanej z praktykowaniem zasad chrześcijańskiego miłosierdzia. To jeden z wielu sygnałów obecnych w twórczości Baczyńskiego prób dotarcia do samych źródeł religijnych i oczyszczenia tego, co w ocenie poety stało się religią pustą i fałszywą. Motto zostało zaczerpnięte z Fraszki (!) Norwida nawiązującej z kolei w czytelny sposób do przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. W utworze polskiego romantyka ranny woła o pomoc pod murem kościoła, „a faryzeusz idzie mimo zadumany” – jak powtarza to Baczyński28K.K. Baczyński, Kodeks 39/42, https://polona.pl/item/kodeks-39-42,MjYzNTg1MTQ/276/#info (dostęp: 20.11.2021).. W Dzieciach na mrozie „Zastygli w kościołach, / w modlitwę lodowatą wsparci chłodem czół”29UZ, t. I, s. 212. okazują się obojętni na tragiczny los dzieci. W jednym i drugim przypadku cierpiący nie otrzymuje pomocy, ponieważ wierzący skupiają się na błędnie rozumianej świętości, zamiast na faktycznej realizacji zasad fundamentalnych dla prawdziwej religii. Norwid zostaje przewodnikiem Baczyńskiego nie tylko w kwestiach etycznych i religijnych, ale również patriotycznych. Ten – typowy jak na członka generacji wojennej – mistrz prowadzi jednak młodego poetę w innym kierunku niż wielu jego rówieśników.

4. Wyznawcy „religii patriotyzmu”

Współcześnie wymienia się Baczyńskiego jednym tchem ze szkolnymi kolegami zaangażowanymi w działania Szarych Szeregów od początku wojny. Bohaterowie Kamieni na szaniec, a także Trzebiński, Stroiński, Bojarski, Gajcy swoją działalność konspiracyjną zaczęli jednak znacznie wcześniej niż autor Elegii o… [chłopcu polskim]. Niewielu z nich zostawiło również ślady tak dobitnie artykułowanego wahania i krytycyzmu w stosunku do prowadzonej walki i narzucających się romantycznych wzorców myślenia o niej. Jerzy Święch widzi to następująco:

Oto jedno, martyrologiczne i mesjanistyczne, oblicze poezji okupacyjnej, która sposobem praktykowanym od wieków czerpała ze słownika pojęć i wyobrażeń religijnych, jak gdyby w nich została złożona prawda o naszym losie, losie narodu wybranego. (…) Najbardziej świadomą i konsekwentną rozprawę z religią patriotyzmu podjął także Krzysztof Baczyński30J. Święch, Pieśń niepodległa…, s. 186..

W decyzji Baczyńskiego o włączeniu się mimo wszystko czynnie w walkę udział miały bez wątpienia romantyczne wzorce. Były to jednak – jak dowodzi tego Przemysław Dakowicz w swojej obszernej analizie31P. Dakowicz, „Za drugą, trzecią skonów metą”. Baczyński czyta Norwida, „Literaturoznawstwo” 2010, nr 1, s. 65–108. – nie tylko echa mesjanizmu, ale i Norwidowska koncepcja piękna, dobra i cierpienia. Ma to ogromne znaczenie dla zrozumienia tak brzemiennego w skutkach wyboru i w inny sposób oświetla wiele tekstów, które go przedstawiają.

Rówieśnicy Baczyńskiego nie widzą w jego utworach tej norwidowskiej perspektywy. Mocno eksponowane w relacji Wasilewskiego nie do końca pozytywne przyjęcie poezji autora Dwóch miłości związane było przede wszystkim z jej odbiorem przez środowisko „Sztuki i Narodu”. Świadectwem nieporozumień i krytycznych odczytań jest szczególnie dwugłos o „Janie Bugaju” Stanisława Marczaka-Oborskiego i Tadeusza Gajcego. Pierwszy z nich sformułuje swoją opinię w sposób bardzo zdecydowany, wręcz zjadliwy, o czym świadczy już sam tytuł wypowiedzi: O ślepym woźnicy. Ton omówienia przedrzeźnia nieakceptowany przez recenzenta sposób pisania, nawiązujący, jego zdaniem, do poezji modernistycznej, dekadenckiej oraz wileńskich Żagarów.

A jakże to o poecie pisać? Jak o wplątanym w barwy burzy małżonku ptaka?
Liryczną dłonią kuje migotliwe marmury w głazie powietrza, wzniosły i spokojny, na górze zbudowanej z własnych zamyśleń.
– Czy widzisz historię?
– Nie, tylko przez zielone liście widzę przeciągającą wełnę obłoków. Czas warczy, ale w mijaniu płynących szyb jest szklisty i nierealny.
Żołnierzy nie ma; są tylko wojownicy, rycerze i jeden kanonier. A dokoła dymi wszystko: i trop, i Arkebuzy. Jak w Wilnie.
Nietutejszy woźnico, batem dekadenckich nastrojów poganiasz konia. I coraz dalej od nas wóz się toczy, płaszczyzny gwiazd tasujesz w nierzeczywistych dłoniach.
Aharbalu, odejdź!32„Sztuka i Naród” 1942, nr 5, s. 15–16, cyt. za: L. Bartelski, Genealogia ocalonych. Szkice o latach 1939–1945, Gdańsk 2000, s. 42

Wybrane z wierszy Baczyńskiego słowa i sformułowania dowodzić mają dziwaczności stylu oraz unikania bieżącej problematyki. Zarzut eskapizmu powraca w ironicznym dialogu i podkreśleniu zwiększającej się odległości „od nas”. Ostatni wers to bezpośrednie nawiązanie do Magii, w której padają słowa: „Przez gwiazdy zielone / zaklinam cię demonie, Aharbalu, przybądź!”. Zastosowanie w recenzji antonimu tego wezwania ma charakter parodii. Sugeruje również, że wskazany typ poezji jest niepotrzebny i może „odejść”, a więc zniknąć z polskiej mapy literackiej. Jej twórca otrzymuje miano „nietutejszego woźnicy” i demona, którego postać umieścił w swoim tekście. Złośliwa konstatacja, że „dokoła dymi wszystko: i trop, i Arkebuzy. Jak w Wilnie” wskazuje (w większości słusznie) na źródła dostrzeganego w wierszach katastrofizmu, ale robi to z wyraźnym przekąsem. Odrzucona zostaje również uznana za zbyteczną estetyzacja i wizyjność wystąpień tego, który „liryczną dłonią kuje migotliwe marmury w głazie powietrza”.

Krzysztof Baczyński (w środku) z kolegami, ok. 1936–1937 r., fot. ze zbiorów Muzeum ­Literatury im. Adama Mickiewicza

Krzysztof Baczyński (w środku) z kolegami, ok. 1936–1937 r., fot. ze zbiorów Muzeum ­Literatury im. Adama Mickiewicza

Sugestia jest wyraźna. W czasie okupacji należałoby trwać tu i teraz. Sięgnąć po wzorce tyrtejskie. Pisać o czasie trwającej wojny i jej żołnierzach. Tymczasem: „Żołnierzy nie ma; są tylko wojownicy, rycerze i jeden kanonier”, a „czas […] jest szklisty i nierealny”. Metafizyczny i etyczny horyzont omawianych tekstów nie został w ogóle dostrzeżony. Z perspektywy tego przedstawiciela środowisk narodowych „Jan Bugaj” to jedynie twórca nierealizujący koniecznych zadań wojennej literatury. Parodystyczny i złośliwy odcień wypowiedzi utrudnia możliwość odpierania zarzutów. Cytowany już Wasilewski zapewne miał rację, widząc właśnie w Marczaku‑Oborskim podstawowego antagonistę „Jana Bugaja”, a w tym wystąpieniu przyczynę poczucia wyobcowania ze środowiska rówieśników33Z. Wasilewski, dz. cyt., s. 287, 311–313..

Bardziej stonowana, choć niewolna od krytycznych uwag jest recenzja Tadeusza Gajcego opublikowana pod pseudonimem „Karol Topornicki”. Tu znów podstawowym zarzutem okażą się przede wszystkim źle wybrane wzorce, ale i nieumiejętne (zdaniem recenzenta) ich wykorzystanie.

Cechą stylu Bugaja jest posługiwanie się normalną składnią, niemal konserwatywną (skamandrycką), której zawdzięcza autor szereg męczących dłużyzn, idąc za zdobyczami awangardy, uzyskuje nie wzmocnioną skrótem ekspresję, lecz rodzaj myślowego rebusu. Zdarzają się jeszcze powtórzenia (łodyga, głos, dzban, dym) powielające te same asocjacje w innych zestawieniach. Znalazły się charakterystyczne reminiscencje z Czechowicza. (…) Ogólnie: Wiersze wybrane mimo wielu niedociągnięć noszą w sobie piętno indywidualności dojrzewającej. Znać świadome jeszcze podciąganie «na głębię», dowód, że autor pragnie stonować, wyrównać swą twórczość. Jest to niebezpieczne, jeśli wynika z zamierzenia tylko formalnego. Stąd prymitywizm uczuciowy i formalny (I takim ci ja mocarz). (…) Trzeba wyrazić tu jednocześnie nadzieję i obawę. Nadzieję, że pogłębiony stosunek poety do rzeczywistości da poezję tego samego wymiaru, ale wyrosłą z podglebia uczuciowego i podniesioną o pewną skalę artystyczną – obawę, aby nie stała się to poezja jednego instrumentu, co może zubożyć źródło lub – wprowadzić manierę34„Sztuka i Naród” 1942, nr 5, s. 15–16, cyt. za: L. Bartelski, dz. cyt., s. 42–43..

Zacytowane krytyczne uwagi i nieco protekcjonalny ton niektórych fragmentów zmieniają całościowy wydźwięk recenzji. W tekście Gajcego nie brakuje bowiem ani skrupulatnej analizy nawiązań do Czechowicza, ani omówienia stosunku do Leśmiana (rozstrzygającego sprawę ewentualnych niezgrabnych zapożyczeń na korzyść młodego autora Legendy), ani rzetelnego dostrzeżenia charakterystycznego dla tej twórczości wizyjnego obrazowania: „Jest to obraz plastyczny, konturowy zarazem, oparty o rytm wiersza płynny, choć krótki”35Tamże.. Trafne okazuje się również odczytanie dominującej tonacji lirycznej: „Jest to poezja o nucie dostojnej”. To właśnie ta nuta stanowi środek ryzykowny, mogący, zdaniem Gajcego, skończyć się poetycką manierą. Ton pełen powagi to jednak rzeczywiście rozpoznawalny element twórczości Baczyńskiego. Obrana forma wypowiedzi łączy się z szukaniem w krainie baśni i mitów utraconego ładu. Czy jest to ucieczka? Czy tylko próba odnalezienia w pokładach kultury tego, co stanowi jej fundament – pogrzebanych w wyniku wojennej katastrofy wartości, które są „specyficznie ludzkie”? Wydaje się, że członkowie redakcji „Sztuki i Narodu” w niewielkim stopniu widzieli możliwość takiego trybu lektury tych tekstów.

Zarzuty niepotrzebnego ulegania nastrojom katastroficznym i unikania konfrontacji z naglącymi w czasie wojny problemami formułowane są wzajemnie. Baczyński jedyną zachowaną, choć nieopublikowaną recenzję poświęci właśnie Widmom Gajcego. Recenzja powstała przy współpracy z żoną, pod tekstem widnieje podwójny podpis: Agnieszka Dembowa (pseudonim Barbary Drapczyńskiej) i Jan Krzyski36UZ, t. II, s. 407.. Baczyńscy mieli mocno przeżywać pisanie tego artykułu, widząc w podjętej polemice spór nie tylko o kształt literacki, ale także o samą oś światopoglądową37Z. Wasilewski, dz. cyt., s. 313..

Topornicki (…) odwraca się od rzeczywistości, błądzi w fantastycznych barwach, olśniewają go możliwości materiału poetyckiego, na zbyt błahą zdobywając się postawę. (…) Pełen zwątpienia, nie znajduje w końcu innych słów, usypia swoją czujność człowieka bezradnością liryka (…)38UZ, t. II, s. 405–406..

Razi ich szczególnie nuta szyderstwa i groteski, która sprawia, że wojenna rzeczywistość wydaje się potraktowana w sposób daleki od powagi, jakiej wymaga. Okazuje się tłem utworów, ale nie doczekała się prawdziwej konfrontacji. Wyczuwalny jest jednak również, podobny jak u Gajcego, szacunek dla literackiego oponenta, który „po przezwyciężeniu pewnych, powiedzmy, słabostek, przy pełnej dojrzałości może stanąć śmiało wśród najlepszych znanych nam współczesnych”39Tamże, s. 407..

5. Katastrofizm przezwyciężony

Litwo, ojczyzno moja, ekslibris, lata 1937–1942, tusz, papier, 6×4,5 cm, ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Litwo, ojczyzno moja, ekslibris, lata 1937–1942, tusz, papier, 6×4,5 cm, ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Z dzisiejszej perspektywy obustronne zarzuty wydają się mało zrozumiałe, szczególnie dla czytelników w niewielkim stopniu zaznajomionych z meandrami wzajemnych relacji i stanowisk w literackim świecie czasu okupacji. Obaj twórcy sięgają po elementy katastroficzne, obaj próbują katastrofizm przezwyciężyć, obaj giną w czasie powstania warszawskiego, biorąc udział w walce. Czas i niedoskonałość pamięci zacierają to, co stanowiło punkt sporu: wizję świata i historii, a także przewidywane przez poetów umiejscowienie w niej Polski wraz z jej tragicznym wojennym epizodem. Odmienne powody włączenia się w konspiracyjną walkę są dziś mniej uchwytne niż sam w niej udział. Umyka też to, co pierwszemu przychylnemu krytykowi tej poezji wydało się najcenniejsze – opowiedzenie się „po stronie nadziei”40K. Wyka, List do Jana Bugaja, w: tegoż, Wybór pism, Wrocław 2019, s. 465.. Na czym ono polegało? Czy da się „być po stronie nadziei” w czasie okupacyjnej nocy i tragicznej walki?

Baczyński wsłuchuje się uważnie w głos Norwida i czyni go swoim przewodnikiem po świecie wartości. Jego sposób widzenia świata, literatury, dobra i prawdy stanowi jeden z fundamentów światopoglądu młodego poety. Na fundament ten złożą się również Norwidowska wizja ofiary, cierpienia, prawdy i historii. W utworach poświęconych postaci Spartakusa szukano po wojnie śladów koncepcji socjalistycznych i związanych z nimi wrażliwości oraz ocen. Nowsze odczytania stawiają te teksty w innym świetle. Przemysław Dakowicz dowodzi, że są one śladem uważnej lektury autora Vade‑mecum41P. Dakowicz, dz. cyt., s. 71–74.. Znany ze starożytnej historii bohater okazuje się bardziej wzorcem wybitnej jednostki poświęcającej swoje życie za innych niż prefiguracją przywódcy klasowego buntu. Nic więc dziwnego, że patronuje nieukończonemu dramatowi Baczyńskiego, bowiem główna oś tego utworu to tematyka walki. Rozumie się ją jednak nie jako brawurową patriotyczną przygodę i szansę na zwycięstwo, ale jako cierpienie i ofiarę na rzecz innych. Pisany w czasie zmagań z własną decyzją o dołączeniu do konspiracyjnych żołnierzy jest w tej samej mierze świadectwem wahania, co osiągniętej specyficznej dojrzałości do „podjęcia brzemienia”.

Dojrzałość oznacza zgodę na cierpienie. Początkiem i istotą cierpienia jest świadomość moralnego znaczenia własnych wyborów życiowych i artystycznych. Wyrasta ona z pesymizmu etycznego i historiozoficznego, jej fundament stanowią elementarna niezgoda na okupacyjną codzienność i głęboka, zdobyta w zmaganiu z samym sobą wiedza, że wzięcie na siebie odpowiedzialności za kształt świata jest najpierwszą powinnością człowieka. W takim pojmowaniu owego wyboru, przed którym stawali wszyscy rówieśnicy Baczyńskiego, zawiera się głęboka pokora – nie jest to bowiem, jak u Trzebińskiego, wybór dyktowany pragnieniem, by „rzucić wyzwanie historii”42Tamże, s. 71..

To podejście odróżnia więc Baczyńskiego od jego oponentów. Rycerze, bohaterowie legend i przeszłości, których postacie drażnią Marczaka-Oborskiego, to różne wcielenia Norwidowego ideału. Koncepcje XIX-wiecznego poety stają się także punktem wyjścia wielu innych wierszy. Znamienne jest na przykład zakończenie utworu W żalu najczystszym:

Nie płacz i pojmij prawo, które mija,
i pojmij sen, a tając pojmowanie, uczyń
żywy grom w głazie jak ręka niczyja,
co żyjąc – uczy43UZ, t. I, s. 312..

Żal, choćby był to „żal najczystszy”, to świadectwo braku zrozumienia świata i historii. „Prawo, które mija” podpowiada, że „w słabości wokół / nikt nie dopatrzył do końca przeznaczeń”. Ten możliwy finał daje nadzieję na odnalezienie ładu w świecie skażonym wojną. Nawet z gruzów można wyrosnąć „dwułodygą” wbrew ciemności i zniszczeniu, wybierając miłość – jak wybrzmiewa to w dedykowanym żonie wierszu Wyroki.

Nic gruzy. Dwułodygą wyrośniem,
dwugłosem zielonym światła,
podobni chmurom i sośnie,
kwiatom płynącym na tratwach,
gdy rzeka wilgocią śliska
jest tonem świata – kołyska.

Nic ciemność. Przez nią przepłyniem,
a ręce na niej – promień
w błogosławionym czynie,
w żyjącym gromie,
bo i z krzemienia się śpiewa
wieczność rosnąca – drzewa.
(…)
I tak się trzeba im zaprzeć
w ziemię i wiatr, w świetlistość,
by deszczem pocisków lecąc
opadły w dłonie – czysto.
A w ich ulewie rosnąć
ptakiem, człowiekiem i sosną44UZ, t. I, s. 242..

Ten utwór ukazuje wspólne wzrastanie jako bliskie porządkowi natury, porządkowi umożliwiającemu podniesienie się ponad „gruzy”. Ruch ku górze jako drogę odejścia od naznaczonej przez zło rzeczywistości widać także na przykład w Niepokoju rzeczy. W obu przypadkach odnalezienie ładu umożliwia miłość. To ona „rzeczy przesyca i morza obłoków”, chociaż wydaje się, że to tylko „rzeczy niepokój”45Tamże, s. 235.. Dostrzeżenie tego i opowiedzenie się po jej stronie daje prawdziwą mądrość. Baczyński nie powtarza koncepcji Norwida, ale przywołuje jej elementy, szczególnie te związane z pięknem ujmowanym jako „kształt miłości”, wiążącym się z ofiarą a jednocześnie z poczuciem dopełnienia. Takie spojrzenie wynika do pewnego stopnia z chrześcijańskiego widzenia świata, ale autor Assunty, a za nim także XX-wieczny poeta tworzą własne ujęcie tego problemu46Szerzej na ten temat w mojej analizie wiersza Rzeczy niepokój (H. Kryńska, „Rzeczy niepokój”. O twórczości Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Kraków 2021, s. 65–72).. Ten sposób widzenia sprawia, że wspomniany wcześniej porządek świata – na co dzień zatarty i nieczytelny – zaczyna być dostrzegalny. Jest to jednak ład tracony i odzyskiwany. Wiele tekstów pokazuje bowiem na nowo „czas kaleki”, „szkło bolesne – obraz dni, / które czaszki białe toczy / przez płonące łąki krwi”47UZ, t. II, s. 49–50.. Bunt Baczyńskiego przeciwko „religii patriotyzmu” to bunt przeciwko zbyt łatwemu wejściu w rzeczywistość walki, lekceważącemu jej cenę. Nie oznacza jednak zgody na niesprawiedliwość lub ucieczkę od wojennej rzeczywistości. Ta upomina się stale o swoje miejsce w tej twórczości, wymuszając kolejne odpowiedzi na te same pytania o dobro, zło, prawdę i cierpienie.

6. Własna droga

To, co zadecydowało o osobności Baczyńskiego na literackiej mapie czasu okupacji, wiele lat po jego śmierci stanowi paradoksalnie źródło akceptacji zupełnie skrajnych światopoglądowo grup i środowisk. Przedwojenni katastrofiści mogli usłyszeć w poezji Baczyńskiego kontynuację swojej wizji świata. Środowiska harcerskie i powstańcy odnaleźć wspólne doświadczenia i decyzje. Udział w walce chętnie wysuwają na pierwszy plan i komentują środowiska narodowościowe, choć jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej omawiający losy poety podkreślali jego lewicowe poglądy – nie tak przecież oczywiste, skoro opowieść o nich wymagała w ich relacjach sięgnięcia przede wszystkim do czasów przedwojennych. Złożoność światopoglądu, stałe próby odnajdywania własnej drogi umykają tym, którzy chcieliby wpisać Baczyńskiego w sztywne ramy jednego systemu myślowego lub widzieć w jego postaci jedynie spiżowy posąg. Niebezpieczeństwo takiego spłyconego odczytania zauważa na przykład Stanisław Stabro:

W interpretacji twórczości Krzysztofa Baczyńskiego istnieje niepokojąca przepaść pomiędzy krytyką subtelnie rozważającą na wyższym piętrze abstrakcji stosunek tej generacji do Słowackiego, a bezpośrednim potocznym odczuciem w kulturze bardziej uderzających wartości i zalet pisarstwa Tadeusza Gajcego, Tadeusza Borowskiego, Andrzeja Trzebińskiego, Zdzisława Stroińskiego i innych. Interpretowanie ich twórczości wyłącznie w kategoriach „mitu utożsamienia” poezji i historii powoduje, iż wartości autentycznie zawarte w ich liryce, publicystyce ulegają zapoznaniu48S. Stabro, Poezja i historia…, dz. cyt., s. 85..

Dodaje przy tym:

Wyłącznie kombatancka lekcja Baczyńskiego utwierdza w tym czytelniku niechęć wobec autentycznych problemów literatury i historii, a także bezpośrednio uderza w te wartości49Tamże, s. 86..

Wspomniany sposób odczytania wszystkich wymienionych poetów stanowi istotną przyczynę zacierania omówionych różnic światopoglądów i postaw przez wpisanie ich w jednolity patriotyczny schemat. To bez wątpienia słuszna uwaga. Z krytycznej oceny takich odczytań warto jednak wyłączyć pewien specyficzny typ tekstów. Kiedy czyta się fragmenty „Archiwum Historii Mówionej” Muzeum Powstania Warszawskiego, nazwisko Baczyńskiego powraca w relacjach uczestników powstania jako punkt odniesienia: geograficznego (mówią na przykład: „na ulicy Hołówki, gdzie mieszkał…”, „w pałacu Blanka, gdzie zginął…”), czasowego (rozmówcy podkreślają, nierzadko bez wyraźnego związku tematycznego, że wspominają o dniu, kiedy zginął poeta), wreszcie – osobistego doświadczenia, które odnajdują w cytowanych z pamięci utworach. Czasem łączą się one wszystkie tak, jak w słowach Jacka Sicińskiego kończącego swoją opowieść odwołaniem do wiersza:

Tak. Boli. Trudno, szkoda, że takie piękne… Kamil Baczyński. Cudowne… Człowiek… powiem jego cztery linijki z Pokolenia. „Do palców przymarzły struny z cienkiego krzyku roślin, tak się dorasta do trumny, jakeśmy w czasie dorośli”. (…) Czwarty sierpnia to jest mój dzień urodzin, czwartego sierpnia skończyłem pięć lat, zacząłem sześć o szóstej rano, a po południu zaraz w pałacu Blanka zginął Kamil Baczyński. Akurat w tym samym czasie. Stąd moje do niego… Dziękuję50Zob. https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/jacek-sicinski,3145.html (dostęp: 17.11.2021)..

Rwany tok wypowiedzi i padające słowa wskazują jakąś próbę utożsamienia. W wyznaniach uczestników powstania kluczową rolę odgrywa więc element świadectwa i próba odnalezienia w tej poezji siebie – swoich emocji i własnych losów wypowiedzianych językiem poezji, przez typowe dla Baczyńskiego wizyjne obrazy. Powstańcy nie dają pogłębionego odczytania tej poezji, bardziej przeczuwają „autentyczne problemy literatury i historii”, niż o nich mówią. Przede wszystkim jednak widzą w nich własny głos – głos dotkniętego przez okupację pokolenia.


STRESZCZENIE

Hanna Kryńska
Głos pokolenia czy wbrew pokoleniu? Baczyński wobec rówieśników i starszych generacji pisarzy

Publikacja przedstawia zagadnienie relacji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i jego rówieśników – uczestników konspiracyjnego życia literackiego oraz powstania warszawskiego. Omówione zostały podobieństwa i różnice między członkami pokolenia wojennego: począwszy od przynależności do różnych ugrupowań i środowisk światopoglądowych po koncepcję poezji. Wypowiedzi krytyczne Marczaka-Oborskiego, Gajcego i Baczyńskiego oraz analiza tekstów poetyckich autora Elegii o… [chłopcu polskim] pokazują jego miejsce na mapie okupacyjnego życia literackiego. Sposób pisania i przekonania poety wpłynęły na recepcję jego twórczości oraz jej znaczenie dla generacji dotkniętej przez wydarzenia II wojny światowej. Różnice światopoglądowe okresu wojny z perspektywy czasu okazują się mniej istotne niż wspólnota doświadczeń, co sprzyja współczesnym uproszczonym interpretacjom. Sprawia jednak także, że rówieśnicy poety poszukiwali w jego utworach opisu swoich emocji i własnych losów wypowiedzianych językiem poezji.

SŁOWA KLUCZE

Krzysztof Kamil Baczyński, pokolenie wojenne, poezja lat 1939–1945, krytyka literacka lat okupacji

SUMMARY

Hanna Kryńska
A Voice of the Generation or a Voice Against It? ­Baczyński in Relation to his Peers and to Preceding Generations of Writers

The paper discusses the relation between Krzysztof Kamil Baczyński and his peers – participants of the underground literary circles during World War II and partakers of the Warsaw Uprising. Similarities and differences between the said members of the wartime generation – including their political affiliations, their worldview, as well as concepts of poetry – are also presented.
By analysing critical statements made by Marczak-Oborski, Gajcy and Baczyński himself, as well as pieces of poetry penned by the author of Elegia o… [chłopcu polskim] (Elegy about… [a Polish boy]), the paper describes the Baczyński’s position on the map of the underground literary life during Nazi occupation. The poet’s literary style and his beliefs contributed to the reception of his work and its importance for the generation that survived World War II. In retrospect, the differences in worldviews of the generation prove to be less important than the common experience of that time – and that fosters contemporary simplified interpretations. On the other hand, it also allowed the poet’s peers to find in Baczyński’s works a poetic depiction of what they had felt and what they had experienced.

KEY WORDS

Krzysztof Kamil Baczyński, wartime generation, 1939–1945 poetry, literary criticism during Nazi occupation


BIBLIOGRAFIA

Teksty Baczyńskiego

  • Baczyński K.K., Utwory zebrane, t. I i II, oprac. A. Kmita-Piorunowa, K. Wyka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979.
  • K.K. Baczyński, Kodeks 39/42, https://polona.pl/item/kodeks-39-42,MjYzNTg1MTQ/276/#info (dostęp: 20.11.2021).

Literatura przedmiotowa

  • Bartelski L., Genealogia ocalonych. Szkice o latach 1939–1945, Tower Press, Gdańsk 2000.
  • Bereś S., Gajcy w pierścieniu śmierci, Czarne, Wołowiec 2016.
  • Błoński J., Pamięci anioła, w: tegoż, Romans z tekstem, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981.
  • Budzyński W., Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila, Wydawnictwo M, Kraków 2014.
  • Dakowicz P., „Za drugą, trzecią skonów metą”. Baczyński czyta Norwida, „Literaturoznawstwo” 2010, nr 1.
  • Jastrzębski Z., Literatura pokolenia wojennego wobec dwudziestolecia, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1969.
  • Kryńska H., „Rzeczy niepokój”. O twórczości Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Instytut Literatury, Kraków 2021.
  • Kwiatkowski J., Potop i posąg, w: tegoż, Magia poezji. O poetach polskich XX wieku, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1995.
  • Miłosz C., Historia literatury polskiej, tłum. M. Tarnowska, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2010.
  • Pod okupacją. Listy, red. M. Urbanowski, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2014.
  • Rodak P., Wizje kultury pokolenia wojennego, Funna, Wrocław 2000.
  • Stabro S., Poezja i historia. Od Żagarów do Nowej Fali, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”, Kraków 2001.
  • Stabro S., Chwila bez imienia. O poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”, Kraków 2003.
  • Święch J., Pieśń niepodległa. Model poezji konspiracyjnej 1939–1945, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1982.
  • Święch J., Wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1991.
  • Święch J., Wstęp, w: K.K. Baczyński, Wybór poezji, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2007.
  • Tramer M., Edycja jakiej nie było – albo: jak jest zrobiony Baczyński, w: Balaghan. Mikroświaty i nanohistorie, red. M. Jochemczyk, M. Kokoszka, B. Mytych-Forajter, Wydawnictwo Uniwersytetu
  • Śląskiego, Katowice 2015.
  • Wyka K., Krzysztof Baczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1961.
  • Wyka K., List do Jana Bugaja, w: tegoż, Wybór pism, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2019.
  • Żołnierz, poeta, czasu kurz… Wspomnienia o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim, red. Z. Wasilewski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979.
  • https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/jacek-sicinski,3145.html (dostęp: 17.11.2021).

Janusz M. Paluch – Zostały tylko książki, fotografie, wspomnienia…

Janusz M. Paluch

Biblioteka Kraków

Zostały tylko książki, fotografie, wspomnienia…

Gdy w lutym 2021 roku żegnaliśmy na cmentarzu Salwatorskim Franciszka Olszewskiego, wieloletniego dyrektora dawnej Podgórskiej Biblioteki Publicznej1P. Olszewski, J. Olszewska-Gniadek, Franciszek Marcin Olszewski – wspomnienie, patrz: s. 501–511., Stanisław pociągnął mnie na krótką – było zimno i wietrznie – wędrówkę po cmentarzu. Wędrowaliśmy dość chaotycznie. Szukał czyjejś mogiły, a może miejsca? Odwiedziliśmy wtedy groby znanych nam osób – Mariana Niżyńskiego, Franciszka Ziejki, Leszka Aleksandra Moczulskiego, Stanisława Vincenza… O niektórych pisał w swych tekstach – choćby o prof. Franciszku Ziejce w pożegnaniu na łamach tego „Rocznika”…2S. Dziedzic, Odszedł profesor Franciszek Ziejka, „Rocznik Biblioteki Kraków” 2020, R. IV, s. 366–385. czy o Marianie Niżyńskim we wstępie do jego Kawalera księżycowego3M. Niżyński, Kawaler księżycowy, wstęp: S. Dziedzic, Księżycowy poeta. Marian Niżyński, seria Bibliotheca Cracovia, t. 2, Kraków 2020.. Wspominaliśmy też Barbarę Wachowicz, z którą wiele lat wcześniej odwiedziłem grób Józefa Mickiewicza – syna narodowego wieszcza Adama Mickiewicza. Chciałem go zapytać, czy ma tam swoje miejsce na wieczność, ale się nie odważyłem, choć czasem – przy okazji różnych funeralnych uroczystości – o takich sprawach rozmawialiśmy… Ani wtedy, ani nigdy nie przypuszczałbym, że o Stanisławie Dziedzicu przyjdzie mi pisać jako o nieobecnym. Nie boję się patosu – o Wielkim Nieobecnym… Wszak ten tekst dopracowuję pół roku po Jego śmierci i wiem – nie tylko przecież ja – jak bardzo wciąż brakuje Stanisława. Nie ma do kogo zadzwonić, by skonsultować jakieś ważne wydarzenie, datę czy postać… I nikt już nie zada motywującego do pracy pytania: „To nad czym teraz pracujesz…?”. W najgorszych chwilach przez myśl mi nie przeszło, że pisząc o Stanisławie Dziedzicu, przy jego nazwisku będę musiał umieścić nawias z dwiema datami… A jednak stało się. 8 kwietnia 2021 roku w Krakowie, w Szpitalu Uniwersyteckim covid zabrał Stanisława Dziedzica, dyrektora Biblioteki Kraków, Przyjaciela, znajomego niemalże wszystkich krakowian. Nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Kiedyś byliśmy na cmentarzu Grębałowskim w Nowej Hucie, nagle podeszła do niego kobieta i mówi: „Ja pana znam, panie dyrektorze. Pan tak pięknie opowiada o Krakowie… Dziękuję panu za to…”. Takich spontanicznych spotkań musiał mieć wiele. „No widzisz – powiedział, trochę się rumieniąc (skromność to czy duma, już nie rozeznamy) – tak mam niemal na każdym kroku…”. Nie dziwiło mnie to, wszak był od lat człowiekiem mediów – rady nadzorcze telewizji, radia, przez kilka lat pełnił funkcję wiceprezesa Radia Kraków, jako autor uczestniczył w wielu spotkaniach literackich i wielu innych przedsięwzięciach kulturalnych. Krakowianie szczególnie cenili go za Noce Sakralne4Cracovia Sacra – Noc Kościołów odbywa się od 2008 r., podczas których zazwyczaj oprowadzał chętnych po zakamarkach świątyń, po bibliotekach klasztornych. To między innymi dzięki Jego zabiegom podczas drugiej Nocy Sakralnej w 2009 roku w katedrze na Wawelu, w jednej z kaplic wystawiono na widok publiczny nieudostępniany na co dzień cudowny obraz Matki Bożej Łaskawej ze Lwowa5J. Weryńska, Krakowska sakralna noc potrwa… dwa dni, „Gazeta Krakowska” 7.08.2009, https://gazetakrakowska.pl/krakowska-sakralna-noc-potrwa-dwa-dni/ar/149639 (dostęp: 17.01.2022 r.)..

Stanisław Dziedzic urodził się 13 października 1953 roku w Dąbrowie koło Rzeszowa. Zawsze z radością wracał do tego miejsca. Jego kolega z czasów studenckich, z akademika „Żaczek”, Leszek Wołosiuk tak wspomina tamte czasy:

Jeździliśmy w weekendy do rodziców Stasia w Dąbrowie. Po niespełna trzech godzinach jazdy pociągiem wysiadało się na stacji Trzciana przed Rzeszowem i polną drogą na skróty szło się do Dąbrowy, gdzie przyjmowali nas gościnnie jadłem i napitkami państwo Zofia z Długoszów i Eugeniusz Dziedzicowie oraz ich córka Marysia z mężem, Józkiem Tralą. Rodzina ta oraz ich krewni byli mocno wrośnięci w środowisko wiejskie i ruch ludowy. Stryj Stanisława, – Józef Dziedzic z Trzciany był skrzypkiem orkiestry Filharmonii Rzeszowskiej, na emeryturze zaś wraz z żoną Marią kierownikiem grupy folklorystycznej, która wykonywała między innymi opracowany przez nich obrzęd „Wesela z Trzciany”6B. Gancarz, Kraków. Dbał o wszystko, co piękne, https://krakow.gosc.pl/doc/6823351.Krakow-Dbal-o-wszystko-co-piekne/3 (dostęp: 17.01.2022 r.)..

Ileż to razy byłem świadkiem, jak w piątek, w ostatniej chwili pędził do pociągu. Wskakiwał po konduktorskim gwizdku, a gdy uregulował oddech i zdobył miejsce siedzące, to jeśli się nie rozgadał ze współpasażerami – a wiemy, że był przednim gawędziarzem – wyjmował książkę albo plik kartek z wydrukami swych tekstów, na których nanosił poprawki. Był mistrzem „ostatniej chwili”… Kiedyś o mało nie przepłacił tego życiem, gdy wsiadając do ruszającego pociągu stracił równowagę i upadł na peron, rozbijając głowę i tracąc przytomność…

W Dąbrowie wybudował dom, z którego był bardzo dumny. Tam szukał azylu, gdy trzeba było pracować nad doktoratem, książką. Kiedy musiał odpocząć. Chętnie pracował w ogrodzie, sadząc krzewy czy drzewa owocowe. Najchętniej jednak zrywał soczyste czereśnie i zbierał truskawki, zajadając się przy tym bez granic… W Dąbrowie był też postacią znaną i cenioną nie tylko dlatego, że w Krakowie pełnił wysokie funkcje oraz był cenionym pisarzem, ale przede wszystkim dlatego, że zajmował się historią regionalną, przypominając miejscowe postaci7S. Dziedzic, Antenaci i epigoni z dąbrowskiego dworu. Jan Pakosławic i Andrzej Jordan Stojowski, w: Dwory i dworki w kulturze regionu, red. Z. Budrewicz, M. Sienko, „Region – Edukacja – Kultura” 2015, nr 7, s. 130 i n. czy pisząc o historii swej parafii w Trzcianie i Dąbrowie8Tenże, Parafia na pograniczu (Trzciana i Dąbrowa), „Teki Krakowskie” 1996, z. III; tenże, Znaki czasu i tożsamości. Szkoła „u Christianich”, w: Trzciana. Zarys dziejów wsi, Trzciana 2007; tenże, Zarys dziejów parafii Dąbrowa i Trzciana, „Zwiastowanie. Pismo Diecezji Rzeszowskiej” 1997, R. 6, z. 3., a także z sympatią wspominając szkołę i nauczycieli9Tenże, Powroty (nie)nostalgiczne, w: Zespół Szkół Techniczno-Weterynaryjnych im. Bohaterów Westerplatte w Trzcianie, opr. J. Jakubek, B. Kokoszka, M. Szumilas, Trzciana 2005..

Jego najukochańszym miejscem, gdzie zawsze z radością wracał, był Kraków, któremu poświęcił wiele swych książek10Książki autorstwa Stanisława Dziedzica, m.in.: Krakowskie dziedzictwo kulturowe, Kraków 1995; wersja anglojęzyczna: The Cultural Heritage of Cracov, Kraków 1995, 1996; Miasto lutniey podobne. Bramy i baszty Krakowa, Kraków 1996 (współautor: M. Rydlowa); Skałka. Kościół i klasztor oo. Paulinów w Krakowie, Kraków 1999 (wersja polsko-angielska; wstęp: o. Jan Mazur); Alma Mater Jagellonica, Bydgoszcz 1999, 2000, 2003, 2005, 2008; wersja anglojęzyczna 2000, 2003, 2005, 2008; Serce Polski, Bydgoszcz 2001; Kraków to jest wielka rzecz, Kraków 2012 (wstęp: F. Ziejka).. Gdy przyjechał na studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, zamieszkał w Domu Studenckim „Żaczek”. Tam przeszedł pierwsze szlify samorządności, pracował bowiem w Radzie Samorządu „Żaczka”11Tenże, Mój dom na Oleandrach, w: Żaczek – nasz dom. Wspomnienia mieszkańców legendarnego akademika, red. D. Górszczyk, Kraków 2016, s. 141–151.. Absolwentem filologii polskiej UJ został w 1978 roku. Jak opowiadał, był jednym z ostatnich słuchaczy wykładów tak wybitnych polonistów jak prof. Kazimierz Wyka czy prof. Maria Dłuska. W wywiadzie udzielonym Dominice Jamrozy dla portalu www.franciszkanska3.pl zwierzał się:

Sam ze wzruszeniem wspominam czasy swoich studiów. Polonistyka, na którą trafiłem w latach siedemdziesiątych, „opierała się” i wtedy na naszym słynnym „Gołębniku”, choć wykłady mieliśmy także w Collegium Novum i w Collegium Witkowskiego. Moi profesorowie byli wspaniali! Profesor Maria Dłuska ze swoimi wykładami monograficznymi. Mój Boże, takich „koncertów polonistycznych”, jakich doświadczyłem od tej skromnej osoby, a wybitnego uczonego, chyba już nie przeżyję. Nie przypuszczałem wtedy, że po latach przeprowadzę z nią ostatni obszerny wywiad12Tenże, Dialogi trzy. Maria Dłuska – Konrad Górski – Tadeusz Kudliński, Kraków 2000., że będę wydawał jej wiersze13M. Dłuska, Wiersze, Bochnia 1992 (oprac. całości i wstęp: S. Dziedzic, Rozdroża sławy i negacji).. Profesor Dłuska, w moim odczuciu największa kobieta uczony w dziejach Uniwersytetu Jagiellońskiego, była moim pierwszym wielkim autorytetem. Do grona wykładowców, których nie zapomnę, należał również profesor Tadeusz Ulewicz, który był studentem w czasach studiów Karola Wojtyły, potem tak bardzo bliski mi prywatnie. Profesor Henryk Markiewicz uformował moje myślenie o polonistyce w ogóle; dr Franciszek Ziejka, docent Jan Błoński, profesor Tomasz Weiss, profesor Kazimierz Wyka, który zmarł przedwcześnie, docent Marian Tatara – pisałem pod jego kierunkiem potem pracę magisterską poświęconą prelekcjom paryskim Adama Mickiewicza. Profesor Witold Taszycki, który na parterze „Gołębnika” miał swój gabinet. Byli to luminarze polonistyki.

W tym samym roku na UJ skończył studia dziennikarskie. W ciągu wielu lat współpracował z wieloma tytułami prasowymi w Krakowie i w Rzeszowie. Zajmował się przede wszystkim publicystyką kulturalną. Podjął podyplomowe studia religioznawcze, interesował się historią sztuki i architekturą. Te zainteresowania stały się wyznacznikiem jego dalszych prac naukowych. Stopień doktora nauk humanistycznych na UJ uzyskał w roku 2015, a jego rozprawa doktorska poświęcona była młodzieńczej twórczości literackiej Karola Wojtyły – Jana Pawła II. Książka wydana została pod tytułem Romantyk Boży14S. Dziedzic, Romantyk Boży, Kraków 2014.. W trakcie zbierania materiałów pojechałem ze Stanisławem Dziedzicem do Gorzenia Górnego, gdzie mieliśmy się spotkać z panią Atessą Rudel – córką Emila Zegadłowicza. Czekali na nas jej syn Adam oraz wnuczka Zegadłowicza Marysia z mężem Adamem Ziemianinem. Pani Atessa opowiadała o ojcu, zaprowadziła nas tam, gdzie w czerwcu 1933 roku odbywały się huczne uroczystości jubileuszu 25-lecia jego pracy twórczej. W tym wydarzeniu uczestniczył 13-letni Karol Wojtyła – uczeń wadowickiej szkoły, wtedy jak wszyscy wadowiczanie zapatrzony w wielkiego pisarza. Jako uczestnik szkolnego teatru debiutował w składającym się z ludowych pieśni i utworów Jana Kochanowskiego spektaklu Sobótki przygotowanym przez nauczyciela Mariana Mikutę. Przedstawienie zaprezentowano koło dworku w Gorzeniu przy licznie zebranej publiczności15Tenże, O młodzieńczych perygrynacjach w juweniliach poetyckich Karola Wojtyły, ­„Wadoviana. Przegląd historyczno-kulturalny” 1999, nr 3, s. 19–27.. Oprowadziła nas także po dworze Zegadłowiczów, gdzie przed laty w czasie wakacji pomieszkiwali Ziemianinowie. Marysia opowiadała, jak zbierali się z łóżka, bo na parterze była już grupa zwiedzających dworek. Pozwolono nam wtedy wynieść do ogrodu i fotografować niektóre świątki legendarnego Wowry – miejscowego rzeźbiarza ludowego, którego wspomagał Zegadłowicz.

Poznaliśmy się w redakcji gazety „Alma Mater”, która ukazywała się w formie jednodniówki wydawanej przez Radę Uczelnianą UJ SZSP w roku 1977. Znajomość w ciągu dziesięcioleci się zacieśniała. Później spotkaliśmy się przy okazji działań Ośrodka Kultury Wsi „Scena Ludowa”, w redakcji „Studenta”, aż w końcu w 1989 roku zostałem przez niego zaproszony do pracy w Wydziale Kultury i Sztuki Urzędu Miasta Krakowa. Ilekroć się spotykaliśmy, z życzliwym uśmiechem zaciekawienia pytał: „Nad czym teraz pracujesz?”. To pytanie towarzyszyło naszym kontaktom do końca…

Po ślubie z Małgorzatą Pater, który odbył się 21 lipca 1979 roku, zamieszkali w należącej do Podgórza dzielnicy Dębniki, opiekując się starszą już panią Kisielewską. Nie wiedzieli, że to pierwsze wspólne ich mieszkanie w Krakowie będzie miejscem, z którym zwiążą się na całe życie. Nie wiem, kiedy i jak się poznali. Małgosia, piękna i mądra dziewczyna, przybyła do Krakowa z Szalowej. Po latach napisali razem tekst poświęcony historii i zabytkom drewnianego szalowskiego kościółka pw. św. Michała Archanioła16M. i S. Dziedzicowie, Perła z pogranicza Małopolski (kościół pw. św. Michała Archanioła w Szalowej), „Renowacje i Zabytki” 2017, nr 3(63).. Po maturze skończyła trzyletnie pomaturalne studium medyczne, później studiowała historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Musiała ująć wymagającego wobec wszystkich otaczających go ludzi Stanisława nie tylko wdziękiem i urodą, ale zapewne zainteresowaniami, pracowitością, ciepłem, spokojem i mądrością życiową. Wspólnota zainteresowań zaowocowała napisanymi razem książkami, które poświęcili dwóm ważnym kapłanom – św. abp. metropolicie lwowskiemu Józefowi Bilczewskiemu i kapucynowi bł. o. Serafinowi Kaszubie17Ciż, Ojciec Serafin Kaszuba, Kraków 2009 (wersja anglojęzyczna: Father Serafin Kaszuba, 2013); ciż, Arcybiskup Józef Bilczewski, Kraków 2012.. Małgosia od zawsze była podporą dla Stanisława, który pracowicie realizował swe pasje. Miał pełną świadomość, że bez jej wsparcia trudno byłoby mu tak wiele osiągnąć. Od 1991 roku Małgosia realizowała się jako pedagog w Medycznym Studium Zawodowym nr 3 w Krakowie, a od 2005 roku na Położnictwie w Wydziale Nauki o Zdrowiu CM UJ, gdzie w 2018 roku uzyskała tytuł doktora nauk medycznych.

Dla pisarza, naukowca zajmującego się życiem Karola Wojtyły, szczególnie jego młodością i fascynacjami literackimi, Dębniki były miejscem szczególnym. Kilkaset metrów od jego miejsca zamieszkania, przy ul. Tynieckiej 10, w latach 1938–1944 mieszkał przyszły papież. W tym domu powstawały jego młodzieńcze wiersze, odbywały się próby teatralne. Jeszcze bliżej położony jest kościół parafialny pod wezwaniem św. Stanisława Kostki, gdzie od 1998 roku spoczywa Sługa Boży Jan Tyranowski – mistyk, mistrz duchowy młodego Karola Wojtyły. Często też zachwycał się architektoniczną bryłą kościoła pod wezwaniem św. Józefa przy Rynku Podgórskim, zaprojektowanego przez wybitnego architekta krakowskiego i lwowskiego Jana Sasa-Zubrzyckiego, któremu Stanisław Dziedzic poświęcił jeden ze swych tekstów18S. Dziedzic, Architekt o duszy romantyka. Jan Sas-Zubrzycki, w: tegoż, Kresy wciąż bliskie (w przygotowaniu do druku).. Jestem przekonany, że do najważniejszych epizodów związanych z Podgórzem, o czym Stanisław Dziedzic kilkakrotnie opowiadał w mojej obecności, zaliczał ten związany z oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa – Fabryka Emalia Oskara Schindlera. W budynku dawnej fabryki trwał remont. Z archiwalnych zdjęć wiedziano, że na ścianie w gabinecie Oskara Schindlera znajdowała się plastyczna mapa Europy. Po wojnie budynek wielokrotnie przebudowywano. Nikt nie był w stanie stwierdzić, w którym pomieszczeniu znajdował się gabinet Schindlera. Zrezygnowano już z poszukiwań tej mapy, gdy nagle pojawił się Stanisław Dziedzic – wówczas dyrektor Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego UMK. Po latach opowiadał Katarzynie Janiszewskiej:

Byłem na urlopie i czytałem cykl artykułów Janusza Roszki dotyczących fabryki Schindlera. Coś mnie tknęło, jakieś przeczucie. O świcie wsiadłem w pociąg i wróciłem do Krakowa. Wziąłem samochód i pojechałem na ul. Lipową.

Natychmiast nakazał wstrzymać wszelkie prace wyburzeniowe. Na miejscu pojawiła się też wezwana w trybie pilnym Genowefa Zań-Ograbek, sprawująca konserwatorską pieczę nad remontowanym budynkiem.

Dalej wszystko potoczyło się jak w filmie akcji. Na drugim piętrze fabryki miała powstać duża sala wystawiennicza. Ekipa remontowa uwijała się z pracą. Do usunięcia została ostatnia ściana: ta z mapą. (…) Wszystkich zmyliło, że po wojnie ktoś pozmieniał niemieckie nazwy miast na polskie i naniósł pojałtański podział Europy, ale wszystko skończyło się dobrze19K. Janiszewska, Krakowianie stworzą Muzeum Schindlera, https://warszawa.naszemiasto.pl/krakowianie-stworza-muzeum-schindlera/ar/c13-7118309 (dostęp: 18.01.2022)..

Po konfrontacji analiz dokonanych podczas urlopu z pomieszczeniami in situ Stanisław Dziedzic wskazał ścianę, na której widniała plastyczna mapa Europy. Jest to jedyny materialny przedmiot z tamtych czasów, jaki pod warstwą kilku pokładów farby przetrwał do dziś. Niewiele brakowało, aby wyburzono tę właśnie ścianę…

prof. Franciszek Ziejka, dr Stanisław Dziedzic, Małgorzata Dziedzic, ks. infułat Jerzy Bryła

Wręczenie dyplomu doktorskiego w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od lewej prof. Franciszek Ziejka, dr Stanisław Dziedzic, Małgorzata Dziedzic, ks. infułat Jerzy Bryła, 2015 r., fot. Grzegorz Trala

Przez lata był nauczycielem akademickim związanym z macierzystą uczelnią, gdzie wykładał zagadnienia związane z zarządzaniem kulturą oraz prowadził – ulubione przez studentów – zajęcia poświęcone dziedzictwu kulturowemu Krakowa. Nade wszystko był jednak pracownikiem administracji państwowej i samorządowej. Bez mała trzydzieści lat (1989–2016) pracował jako zastępca dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki UMK, zastępca dyrektora i dyrektor Wydziału Spraw Społecznych Urzędu Województwa Małopolskiego, wreszcie jako dyrektor Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego UMK.

W międzyczasie był też wicedyrektorem Biura Jubileuszowego 600-lecia Odnowienia Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkiem Zarządu i wiceprezesem Radia Kraków SA, członkiem Rady Nadzorczej Telewizji Polskiej SA. Był też członkiem Rady Muzeum Niepodległości w Warszawie i Rady Programowej Muzeum Archeologicznego w Krakowie.

Jego ulubioną działalnością była praca w Społecznym Komitecie Odnowy Zabytków Krakowa (SKOZK), do którego został powołany przez Prezydenta RP w 2001 roku. Dbałość o zabytki i przywrócenie Krakowowi wizerunku dostojnego, zabytkowego ­miasta była przez lata jego idée fixe. To z jego inicjatywy od roku 2006 z budżetu Miasta Krakowa przyznawane są dotacje celowe na prace konserwatorskie, restauratorskie, a także roboty budowlane prowadzone przy obiektach zabytkowych. Ich celem jest wspieranie i uzupełnianie działań zapewniających właścicielom zabytków właściwą opiekę nad wartościowymi elementami substancji zabytkowej, ze szczególnym uwzględnieniem – z uwagi na ich znaczenie w kreowaniu wizerunku Krakowa – elewacji20Zob. https://www.bip.krakow.pl/?dok_id=56142 (dostęp: 18.01.2022)..

Był inicjatorem powstania i osobą zarządzającą Parkiem Kulturowym Kraków Stare Miasto. To dzięki Jego staraniom Stare Miasto zostało „odreklamione”. W 2016 roku Stanisław Dziedzic został członkiem Prezydium SKOZK.

Prezes Radia Kraków Janusz Andrzejowski, Grzegorz Andrzejowski, Grzegorz Trala, hejnalista Jan Sergiel oraz Stanisław Dziedzic

Na hejnalicy Mariackiej. Od lewej: ówczesny prezes Radia Kraków Janusz Andrzejowski, Grzegorz Andrzejowski, Grzegorz Trala, hejnalista Jan Sergiel oraz Stanisław Dziedzic, 2002 r., fot. z archiwum rodzinnego Dziedziców

Od 2016 roku był pełnomocnikiem Prezydenta Miasta Krakowa ds. organizacji Biblioteki Kraków, na czele której stanął w 2017 roku. Tworząc Bibliotekę Kraków, zadbał przede wszystkim o pracowników likwidowanych bibliotek dzielnicowych. Jego wizja książnicy wybiegała jednak daleko w przyszłość i ogarniała dziedziny, którymi biblioteki publiczne dotąd się nie zajmowały bądź robiły to – z różnych względów – marginalnie. Zdawał sobie sprawę, że kierowana przez niego instytucja ma przede wszystkim spełniać oczekiwania mieszkańców Krakowa, ale powinna też uwzględniać wymogi sezonowych mieszkańców miasta – studentów licznych krakowskich uczelni. Dużą wagę przykładał do pracy działu wydawniczego Biblioteki Kraków. W uzgodnieniu z prezydentem miasta Krakowa podjął prace nad II wydaniem Encyklopedii Krakowa21Prace nad rozszerzonym II wydaniem Encyklopedii Krakowa rozpoczęły się w 2018 r. Redaktorem naukowym Encyklopedii Krakowa jest prof. dr hab. Jacek Purchla.. Był założycielem i redaktorem naczelnym „Rocznika Biblioteki Kraków”22Pierwszy tom ukazał się w 2018 r. jakoRocznik Biblioteki Kraków” 2017.. Powołał też do życia miesięcznik „Biblioteka Kraków. Informator Czytelniczo-Kulturalny”23Pierwszy numer „Biblioteki Kraków. Informatora Czytelniczo-Kulturalnego” ukazał się w październiku 2017 r. Redaktorem naczelnym miesięcznika jest Izabela Ronkiewicz‑Brągiel – zastępca dyrektora Biblioteki Kraków ds. merytorycznych., ogólnopolski kwartalnik literacki „Czas Literatury”24Pierwszy numer kwartalnika „Czas Literatury” ukazał się w marcu 2018 r. Redaktorem naczelnym pisma w latach 2018–2020 był Jacek Hajduk, od roku 2021 funkcję tę pełni Krzysztof Zajas., podjął się też kontynuacji wydawania miesięcznika społeczno-kulturalnego „Kraków”25Biblioteka Kraków przejęła wydawanie miesięcznika społeczno-kulturalnego „Kraków” od Śródmiejskiego Ośrodka Kultury w czerwcu 2017 r. Redaktorem naczelnym do końca 2017 r. był Jan Pieszczachowicz, od roku 2018 funkcję tę pełni Witold Bereś., stworzył serię poetycką szczególnie ważnych twórców Krakowa (np. Stanisława Stabry, Krzysztofa Lisowskiego) i podjął kontynuację serii wydawniczej „Poeci Krakowa” (ukazały się w niej m.in. tomy Zofii Zarębianki, Jadwigi Maliny, Jana Polkowskiego czy Leszka Długosza). Był też inicjatorem i przewodniczącym Kapituły Nagrody Żółtej Ciżemki przyznawanej przez Bibliotekę Kraków. W końcu był pomysłodawcą cieszącego się dużą popularnością cyklu filmów Portrety literackie realizowanego wspólnie z TVP3 Kraków (powstały m.in. portrety Leszka A. Moczulskiego, Józefa Barana, Adama Ziemianina).

Wielką pasją Stanisława Dziedzica była historia Kresów, ze szczególnym uwzględnieniem Kresów Południowo-Wschodnich. Kresy bliskie – to tytuł jego książki, którą jeszcze w pierwszych dniach marca 2021 roku przysłał do mnie w formie pliku tekstowego. Mieliśmy się zastanawiać nad ilustracjami, by w kwietniu książka mogła zostać przekazana do druku. Mam nadzieję, że niebawem zostanie wydana. Miał to być pierwszy tom Trójksięgu kresowego. Plany dwóch kolejnych tomów były już rozpisane, nawet je czytałem… Niestety, nie odnalazły w papierach po nim.

Pierwszy raz na Kresy pojechaliśmy w 1990 roku, towarzysząc Chórowi Akademickiemu Organum w koncertach, jakie odbyły się w kościołach Lwowa, Nowego Sambora, Żółkwi i Rudkach. To właśnie wtedy, w stołówce Politechniki Lwowskiej, przy stoliku, przy którym siedzieliśmy z Andrzejem Chlipalskim, zrodził się pomysł stworzenia w Krakowie pisma kresowego26W 1995 r. założony został kwartalnik „Cracovia Leopolis” wydawany przez Oddział Krakowski Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, na którego czele stanął urodzony we Lwowie Andrzej Chlipalski (1931–2019) – chodząca encyklopedia Lwowa.. Wtedy też nawiązane zostały pierwsze kontakty między urzędami miejskimi Krakowa i Lwowa. Pewnego dnia przyjechał po nas samochód z lwowskiego magistratu. Zwykły wojskowy UAZ zwany popularnie „łazikiem”. Smętny, niekomunikatywny kierowca wsadził nas do zimnej kabiny przykrytej brezentowym dachem. Silnik wył, jak to w „łazikach”, wiało przez jakieś dziury, śmierdziało spalinami, trzęsło na wybojach, przez brudne plastikowe okna nie było nic widać… Spotkanie w ratuszu było już nieco milsze niż ta stresująca podróż… Wtedy zainicjowano ideę Dni Krakowa we Lwowie i Lwowa w Krakowie, które realizowane były znacznie później, już w innych realiach politycznych. To spotkanie odbyło się w czasie, kiedy oficjalnie nie było jeszcze Ukrainy, ale Związek Radziecki należał do przeszłości… Kiedy wyszliśmy z magistratu, od razu zaczęliśmy mówić na temat wrażeń z podróży ze Wzgórz Wuleckich do ratusza… Byliśmy zgodni, że nie inaczej musiała wyglądać podróż zatrzymanych, dowożonych na „Brygidki”27„Brygidki” – ciężkie lwowskie więzienie przy dawnej ul. Kazimierzowskiej 24 w zlikwidowanym w 1784 r. żeńskim klasztorze św. Brygidy. W czasie sowieckiej okupacji więzienie NKWD, w którym wymordowano kilka tysięcy więźniów. P. Włodek, A. Kulewski, Lwów. Przewodnik, Pruszków 2006, s. 302–303. na przesłuchania, z których zazwyczaj już powrotu nie było…

Mieszkaliśmy w akademikach Politechniki Lwowskiej przy ul. Boya-Żeleńskiego prowadzącej na Wzgórza Wuleckie. Pamiętam, jak Andrzej Chlipalski opowiadał o niemieckim mordzie na polskich profesorach lwowskich w lipcu 1942 roku. „Tą drogą prowadzili ich na miejsce śmierci…” – mówił, kiedy jechaliśmy z centrum miasta do akademików na nocleg. W czasie tej podróży „urwaliśmy się” do Żółkwi… Podróż miejscowymi autobusami należała wtedy do nie lada ryzykownych przedsięwzięć. Miejscowej produkcji autobus marki Lwiw, przepełniony pasażerami, śmierdzący spalinami, ze skorodowaną podłogą, na której strach było stać, pędził przez zimowe ubogie podlwowskie wioski. Trzeba przypomnieć, że w tamtym czasie nie dość, że społeczeństwo było ubogie, to jeszcze w sklepach nic nie było. W pewnym momencie w tym zimowym krajobrazie ze zdziwieniem wskazałem łany nieskoszonych zbóż. Z jednej strony brak żywności, z drugiej taka niegospodarność! Nie ukrywałem zdziwienia… Stanisław ten smutny widok przekuł na anegdotę o mojej naiwności, którą pewnie słyszeli wszyscy jego znajomi…

Stanisław dał się poznać jako wspaniały organizator wypraw turystycznych, które zaczęto powszechnie określać jako „wycieczki z Dziedzicem”. Powstała nawet stała grupa uczestniczek i uczestników, która z końcem sierpnia wyjeżdżała na trasy przygotowane przez Dziedzica. Były Kresy, Petersburg, Włochy, Bałkany, a nawet – samolotem – Gruzja! Nie były to zwyczajne wyjazdy, bo przez cały czas podróży coś się działo. Uczestnicy – często naukowcy: historycy, geografowie, prawnicy, ale i pasjonaci podróży – opowiadali na temat krain, przez które przejeżdżał autokar. Zestresowani piloci i przewodnicy popadali często w stany depresyjne, oprowadzając taką grupę, która była w stanie wychwycić każdy najdrobniejszy błąd, a zazwyczaj potrafiła uzupełnić merytorycznie ich opowieści. Przypomina mi się wyjazd w 2015 roku do Kamieńca Podolskiego, który zwiedzaliśmy pod przewodnictwem Stanisława. Wracając z zamku, tak się zająłem fotografowaniem, że nagle straciłem kontakt z grupą. Pomału udałem się ulicą w kierunku centrum miasta, ale nigdzie nie dostrzegałem współtowarzyszy podróży. Kiedy przechodziłem obok dawnego kościoła Trynitarzy, nagle moją uwagę przykuł dobiegający przez megafon głos… Raz, że mówiono po polsku, dwa, że o historii i architekturze kościoła, a trzy – skąd ja znam ten głos?! Oczywiście to Stanisław przez mikrofon podany mu przez mnicha głosił swój wywód nagłaśniany nie tylko w kościele, ale i na ulicy, gdzie ludzie – ­pewnie ­zwiedzający Kamieniec Polacy – zatrzymywali się, wysłuchując ciekawej skądinąd opowieści…

W Nowogrodzie Wielkim, wyprawa ze Stanisławem Dziedzicem do Sankt Petersburga w 2019 r., fot. Krzysztof Sokołowski

W Nowogrodzie Wielkim, wyprawa ze Stanisławem Dziedzicem do Sankt Petersburga w 2019 r., fot. Krzysztof Sokołowski

Tłumaczka z Aten Beata Żółkiewicz-Siakantaris oraz Stanisław Dziedzic

Tłumaczka z Aten Beata Żółkiewicz-Siakantaris oraz Stanisław Dziedzic przed pomnikiem Juliusza Słowackiego autorstwa Wacława Szymanowskiego w kościele pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika, Krzemieniec, 2017 r., fot. Janusz M. Paluch

Od 2016 roku wrześniową porą bywaliśmy w Krzemieńcu, miejscu urodzin Juliusza Słowackiego. Uczestniczyliśmy w konferencjach z cyklu Dialog dwóch kultur. Oprócz uczestniczenia w prezentacjach referatów, interesujących i gorących dyskusjach o kulturze, sztuce, literaturze, historii i stosunkach polsko-ukraińskich długo w noc siedzieliśmy pod rozgwieżdżonym nad ruinami zamku królowej Bony niebem, kontynuując kresowe rozmowy. W 2017 roku, po wykładzie o młodzieńczych fascynacjach literackich Karola Wojtyły, w drodze z Dworku Słowackiego do hotelu, przez wieczorny Krzemieniec, dr Jan Wolski z Rzeszowa zapytał Stanisława Dziedzica o stosunek papieża do twórczości Zbigniewa Herberta. I zaczęły się rozmowy o poezji Herberta, jego stosunku do Boga… Przysłuchiwał się im z uwagą jeszcze nierozpoznany przez nas uczestnik konferencji, towarzyszący nam w spacerze do hotelu. W którymś momencie padło stwierdzenie, że najwięcej mógłby o tym powiedzieć tylko siostrzeniec Zbigniewa Herberta. „Czyli ja…” – nagle włączył się ów mężczyzna do rozmowy. Wszyscy zaniemówili, okazało się bowiem, że był to prof. Rafał Żebrowski – przywoływany przez Stanisława Dziedzica siostrzeniec Zbigniewa Herberta! To się mogło wydarzyć tylko w tym magicznym mieście nad Ikwą!
Podczas ostatniej wizyty w Krzemieńcu, w 2019 roku, w wolnej chwili postanowiliśmy odwiedzić cmentarz żydowski położony na zboczu góry Czerczy. Towarzyszył nam Franciszek Haber, rodowity lwowianin z Gliwic, poeta i żeglarz. Na – wydawać by się mogło – bezkresnej przestrzeni znajduje się ponad sześć tysięcy kamiennych macew. Najstarsze groby pochodzą z XVI wieku. Cmentarz był zarośnięty wysoką, we wrześniu już suchą trawą. Przedzieraliśmy się przez jej gąszcze w górę i w dół. Łatwiej było wejść niż wyjść. Od jakiegoś czasu cmentarz jest ogrodzony, na części macew widać ślady pracy konserwatorów. Krzemienieccy Żydzi zostali wymordowani przez Niemców na terenie dawnej fabryki tytoniu, gdzie upamiętniają tę zbrodnię dwa pomniki. Z tej wędrówki pozostały fotografie. I wiersz dedykowany pamięci Stanisława Dziedzica… A miały być jeszcze wyprawy do Berdyczowa, o odwiedzinach Lwowa, Krzemieńca czy Kamieńca Podolskiego nie wspominając. Pozostaną tylko książki, fotografie i wspomnienia…

Stanisław był kochającym mężem, zawsze pamiętał o Małgosi i zwoził ze swych wojaży dla niej niezwykłe rarytasy. We Lwowie, na placu Krakowskim, mieliśmy już ulubioną, sympatyczną panią handlującą srebrem i prawdziwymi koralami. Zawsze coś ciekawego, a to wisiorek, bransoletka czy korale się u niej znalazło… Uwielbiał też dzieci, choć nie miał swoich, to zawsze pamiętał o małych łasuchach czy to w Dąbrowie, czy u pana Grzegorza… W tym przypadku odwiedzaliśmy zawsze sklepy ze słodyczami. Tam się zaczynały prawdziwe zakupy, bo lwowskie słodycze są bajecznie smaczne! Myślę, że zanim łakocie dotarły do słodkich i kochanych adresatów, Stanisław sporo uszczknął, bo sam był nieprzeciętnym łasuchem. Kiedy pojawiał się w Dąbrowie czy u pana Grzegorza, stawał się innym człowiekiem, zapatrzonym w słodkie maleństwa, chętnie się z nimi bawił, opowiadał historie rodzinne, bajki i legendy krakowskie…

Stanisław Dziedzic

Stanisław Dziedzic z wnukami siostry Wojciechem Tralą i Jakubem Tralą na placu zabaw, 2013 r., fot. Grzegorz Trala

Nie sposób wymienić w tym miejscu wszystkich Jego książek. Był autorem kilku tysięcy artykułów i kilkudziesięciu książek. Przywołajmy w tym miejscu choć kilka, jakie w ciągu dziesięcioleci Stanisław Dziedzic napisał i opublikował: Ojczyzna myśli mojej. Studia i szkice literackie (1999), Święty szlak Almae Matris (2003), Kraków to jest wielka rzecz (2012), Romantyk Boży (2014), Archipelag pięknych ludzi. Portrety i studia (2017), Teatr 38 (współautor Tadeusz Skoczek) (2018), Antynomie ładu i niezgody. Krakowskie studia do portretów (2019). Chyba najwyżej cenił sobie pracę edytorską i naukową nad młodzieńczymi tekstami literackimi Karola Wojtyły – Jana Pawła II. Bardzo wcześnie opracował i opublikował młodzieńcze wiersze Karola Wojtyły Sonety. Magnificat (1995), Psałterz – Księga Słowiańska (1996). Często z tego powodu korespondował i spotykał się z Ojcem Świętym w Watykanie. W końcu został członkiem Komitetu Naukowego Krytycznego Wydania Dzieł Literackich Karola Wojtyły – Jana Pawła II.

Stanisław Dziedzic odznaczony został między innymi Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis, Złotym Medalem Zasłużony dla Archidiecezji Krakowskiej, pośmiertnie Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Piotr Hapanowicz – Musaeum Polonicum Michała Jerzego Wandalina Mniszcha

Piotr Hapanowicz

Muzeum Krakowa ORCID: 0000-0001-8865-1470

Musaeum Polonicum Michała Jerzego Wandalina Mniszcha

Michał Jerzy Wandalin Mniszech1Szerzej o Mniszchu pisali: J. Bartoszewicz, Michał Jerzy Mniszech, „Biblioteka Warszawska” 1852, t. IV, s. 478–504; A. Rosner, Mniszech Michał Jerzy Wandalin, w: Polski słownik biograficzny [dalej jako PSB], t. XXI, Wrocław 1976, s. 480–484; M. Bratuń, „Ten wykwintny, wykształcony Europejczyk”. Zagraniczne studia i podróże edukacyjne Michała Jerzego Wandalina Mniszcha w latach 1762–1768, Opole 2002. urodził się w 1742 roku2Często podawana jest błędna data 1748. Por. A. Rosner, dz. cyt., s. 480. w Dziewięczyżu na Rusi. Pochodził z zamożnego rodu magnackiego. Był synem wojewody podlaskiego Jana Karola i Katarzyny z Zamoyskich, wnukiem kasztelana krakowskiego i marszałka wielkiego koronnego Józefa Wandalina. Młody Mniszech kształcił się w pijarskim Collegium Nobilium w Warszawie, które miało wychowywać synów magnatów i bogatej szlachty jako przyszłą elitę społeczeństwa w poczuciu obywatelskiej odpowiedzialności za losy kraju. Szkoła ta wyróżniała się spośród innych szkół ówczesnej Rzeczypospolitej nowatorstwem programowym i wychowawczym. Edukację Mniszcha wspierał Feliks Łoyko (1717–1779), dyplomata, ekonomista i działacz polityczny, zaprzyjaźniony z jego rodziną. Po przedwczesnej śmierci ojca w 1759 roku Mniszech pozostawał pod opieką stryja, marszałka nadwornego koronnego Jerzego Augusta, przywódcy stronnictwa dworskiego w czasach króla Augusta III. W wieku zaledwie osiemnastu lat, w 1760 roku został pułkownikiem chorągwi pancernej, trzy lata później otrzymał starostwa jaworowskie i starzawskie. W 1762 roku wyjechał do Szwajcarii, gdzie kształcił się pod okiem wybitnego uczonego, naturalisty i kalwińskiego pastora Éliego Bertranda (1713–1797)3O. Fatio, Bertrand Elie (1713–1797), in Historisches Lexikon der Schweiz, ed. M. Jorio, Vol. 2, Basel 2003, s. 334.. W Szwajcarii młody Mniszech został członkiem honorowym berneńskiej Société Économique; fundując nagrody w konkursach na rozprawy dotyczące rolnictwa. W 1763 roku w Genewie poznał Woltera. W latach 1765–1768 Mniszech podróżował z bratem i preceptorem Éliem Bertrandem po Europie: odwiedził Niemcy, Holandię, Anglię, Francję, Włochy i Austrię4M. Bratuń, dz. cyt., s. 151–228; tenże, Die polnische Deutschlandreise in der zweiten Hälfte des 18. Jahrhunderts am Beispiel von Graf Michael Georg Mniszechs Reisebeschreibung 1765, „ Das Achtzehnte Jahrhundert”, J. 24, H. 1, Wolfenbüttel 2000, s. 13–24; tenże, Paris aux yeux des jeunes Sarmates éclairés en 1766–1767 d’après une correspondance inédite de Joseph et Michel-Georges Mniszech, „Studies on Voltaire and the Eighteenth Century”, V. 371, Oxford 1999, s. 257–274.. Głównym celem tych wojaży było zapoznanie się z zagadnieniami związanymi z szeroko pojętą ekonomią polityczną, na drugim miejscu był rozwój estetyczny, podziwianie zabytków sztuki i architektury5Tenże, „Ten wykwintny, wykształcony Europejczyk”…, dz. cyt., s. 151–153.. Do swych podróży Mniszech był wszechstronnie przygotowany, w ich trakcie prowadził szczegółowe diariusze. Był bacznym obserwatorem, żywo interesował się ekonomią, problemami społecznymi, nauką i sztuką. Jego chłonny, krytyczny i spostrzegawczy umysł czerpał nowości epoki Oświecenia z pierwszej ręki. W Paryżu gościł w słynnym salonie Madame Marie Thérèse Rodet Geoffrin (1699–1777). W 1766 roku przebywał w Londynie. Wśród pełnych entuzjazmu opisów londyńskich muzeów oraz tamtejszych zabytków szczególnie cenny jest opis Observations sur le Musée Britannique poświęcony British Museum. Bardzo wysoko oceniał w swoim diariuszu tę instytucję6Tamże, s. 103–149. Por. K. Malinowski, Prekursorzy muzeologii polskiej, Warszawa 1970, s. 13–15; Z. Libiszowska, Życie polskie w Londynie w XVIII w., Warszawa 1972, s. 28–29.. W latach 1767–1768 podróżował po Włoszech7M. Bratuń, Królestwo Sardynii i Turyn w relacjach podróżniczych Michała Jerzego Wandalina Mniszcha z roku 1767, „Italica Wratislaviensia” 2014, nr 5; F. Passetti, Un giovane polacco a Parma nel 1767, „Aurea Parma” 1991, nr 75, IX–XII, s. 235–238.. Mniszech przejawiał wyjątkowe zainteresowanie architekturą i sztuką. Z kart jego diariusza poświęconych Florencji na uwagę zasługuje szczegółowy, metodyczny opis Galerii Uffizi8Szerzej: M. Wrześniak, Florencja-muzeum. Miasto i jego sztuka w oczach polskich podróżników, Kraków 2013, s. 24, 25, 99–114; B. Biliński, Firenze nei „Journaux des Voyages” (1767) di Michele Mniszech, „Biuletyn Historii Sztuki” 1995, R. LVII, nr 1–2, s. 83–92..

Portret Michała Jerzego Wandalina Mniszcha

Portret Michała Jerzego Wandalina Mniszcha (1742–1806) z córką Elżbietką i pieskiem Kiopkiem według Marcello Bacciarellego, po 1795, olej na płótnie, Muzeum Narodowe w Warszawie, MP 4709 MNW, źródło: cyfrowe.mnw.art.pl

Po powrocie do kraju, w 1768 roku Mniszech, człowiek o wysokiej kulturze osobistej, wszechstronnie wykształcony i przejęty ideami Oświecenia szybko znalazł się w otoczeniu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, włączając się w nurt planowanych reform w państwie. W mojej opinii był to w życiu Mniszcha okres największej kreatywności pod względem koncepcyjnym. Jego poglądy były nowoczesne, tchnęły świeżością, zaskakiwały celnym ujęciem. Ksiądz Grzegorz Piramowicz (1735–1801), znany pedagog, działacz oświatowy, określał go trafnie jako człowieka wykazującego się chęciami i przydatnością w działalności publicznej, a także znajomością kultury i prawa9J. Powidzki, „Muzeum Polskie” Michała Mniszcha, „Muzealnictwo” 1955, nr 4, s. 5.. Jako literat, historyk, kolekcjoner i wyrafinowany esteta Mniszech należał do grona najbliższych współpracowników króla, był jego doradcą w sprawach naukowych i kulturalnych. Uczestniczył w organizowanych przez monarchę na Zamku Królewskim w Warszawie obiadach czwartkowych, które gromadziły elitę umysłową Rzeczypospolitej. Zapewne podczas dyskusji na tych spotkaniach przedstawił pomysły swoich dzieł, takich jak: Projekt ufundowania Universitatis Scientiarum, albo powszechnego zbioru mędrców w Królestwie Polskim (1772)10T. Mańkowski, Galeria Stanisława Augusta, Lwów 1932, s. 17.; Myśli o geniuszu (1775) oraz Myśli względem założenia Musaeum Polonicum (1775). W 1777 roku wydał w Warszawie rozprawę Kazimierz Wielki. Praca ta miała wejść w skład „polskiego Plutarcha”, czyli polskiej wersji Żywotów sławnych mężów, projektowanego przez Stanisława Augusta. W 1777 roku Mniszech mocno zaangażowany w projekty naukowe i kulturalne był współtwórcą Towarzystwa Nauk Fizycznych. Na comiesięcznych jego zebraniach odczytywano rozprawy, demonstrowano doświadczenia, a nawet wynalazki, w przyszłości towarzystwo zamierzało podjąć działalność wydawniczą i – jak się wydaje – rozszerzyć swój profil o działalność literacko-krytyczną. W 1777 roku Mniszech został powołany w skład Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych, organu Komisji Edukacji Narodowej (KEN). Towarzystwo to powołane było do opracowywania nowych programów i podręczników dla zreformowanych szkół, z czasem przejęło nadzór nad całym procesem edukacyjnym oraz prowadziło prace ustawodawcze. Mniszech przewodniczył wielu posiedzeniom tego gremium, był między innymi inicjatorem napisania polskich podręczników architektury dla szkół KEN. Według relacji ks. Alojzego Osińskiego (1770–1842), dla ułatwienia młodzieży nauki prawa Mniszech opracował tablicę Układ prawodawstwa (Warszawa 1777), a dla ułatwienia nauki historii analogiczną tablicę Układ umiejętności historii narodowej (rkps). Był także autorem pism pedagogicznych, dotyczących zwiedzania przez młodzież obcych krajów. W 1777 roku został komisarzem KEN; w jego gestii pozostawał departament wołyński. Sprawował też nadzór nad finansami KEN.

Kolejny etap jego życia związany był z szybką karierą dygnitarską, Mniszech sprawował wysokie stanowiska urzędnicze w państwie. W październiku 1777 roku otrzymał urząd cześnika wielkiego koronnego, w maju 1778 roku awansował na sekretarza wielkiego litewskiego. W tym też roku otrzymał Order Orła Białego. W tym czasie związki Mniszcha z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim zacieśniły się. W 1781 roku poślubił Urszulę z Zamoyskich, ukochaną siostrzenicę monarchy. Jak pisze Julian Bartoszewicz, dzięki temu małżeństwu Mniszech „wszedł do rodziny królewskiej i zajął znakomite w niej miejsce”11J. Bartoszewicz, Michał Jerzy Mniszech, dz. cyt., s. 488., oczywiście przyspieszyło to też znacznie jego karierę. W maju 1781 roku objął urząd ministerialny, został marszałkiem nadwornym litewskim. Wkrótce potem gościł króla w swojej rezydencji w Wiśniowcu. W 1782 roku został wybrany do Rady Nieustającej, najwyższej władzy administracyjnej Rzeczypospolitej, w latach 1782–1786 przewodniczył jej Departamentowi Policji. Największym osiągnięciem w jego karierze politycznej był urząd marszałka wielkiego koronnego, który sprawował w latach 1783–1793. Marszałek wielki koronny był pierwszym „ministrem” w Koronie Królestwa Polskiego, miał dbać o bezpieczeństwo osobiste monarchy i spokój w miejscu jego przebywania. Kompetencje tego urzędu były zbliżone do współczesnego ministra spraw wewnętrznych. Był niejako pełnomocnikiem króla w kontaktach z otoczeniem, na wszystkich publicznych wystąpieniach poprzedzał króla. Decydował o dopuszczeniu na audiencji, przyjmował jako pierwszy zagraniczne poselstwa. Był też mistrzem ceremonii państwowych i dworskich. Mniszech poświęcał wiele czasu sprawowaniu urzędu marszałka. Dbał o utrzymanie porządku i spokoju na terenie Warszawy. Był znany z troski o wygląd zewnętrzny stolicy.

W 1787 roku, ciesząc się zaufaniem króla i łaskami carycy Rosji Katarzyny II, uczestniczył w spotkaniu tych monarchów w Kaniowie. Był zwolennikiem kompromisu króla z rodem książąt Czartoryskich. W czasie obrad Sejmu Czteroletniego jego „gwiazda zachodzi”, jak pisał Bartoszewicz, nie odznaczał się szczególną aktywnością, należał do przeciwników stronnictwa patriotycznego. Bronił uprawnień królewskich i senatu, swobód szlacheckich12Tamże, s. 500.. Występował przeciwko likwidacji Rady Nieustającej i przeciwko zerwaniu z Rosją. Był zwolennikiem orientacji prorosyjskiej, tylko w sojuszu z Katarzyną II widział szansę na przeprowadzenie stopniowych reform w Rzeczypospolitej. Od 1791 roku przewodniczył Komisji Policji. Uchodził za człowieka związanego z ambasadorem rosyjskim Otto Magnusem von Stackelbergiem, ale niesłusznie oskarżano go, że był opłacany przez Rosjan. Działalność Mniszcha jako marszałka budziła emocje, krytykowano go za nadużycia władzy w Warszawie. W czasie dyskusji nad wprowadzeniem prawa o miastach opowiedział się jednak za zezwoleniem mieszczanom na kupowanie majątków ziemskich, za dopuszczeniem ich do stopni oficerskich, do wyższych godności duchownych i funkcji urzędniczych. Ustawę rządową, czyli Konstytucję 3 maja przyjął z ukrytym niezadowoleniem. Niedobrze układały się jego relacje z nowymi władzami Warszawy na czele z Ignacym Wyssogotą Zakrzewskim.

W okresie wojny w obronie Konstytucji 3 maja wobec ultimatum Katarzyny II poparł decyzję króla z 23 lipca 1792 roku o przystąpieniu do konfederacji targowickiej i kapitulacji wojska13K. Zienkowska, Stanisław August Poniatowski, Wrocław 1998, s. 354.. Po zajęciu kraju przez wojska rosyjskie przywrócono Mniszchowi jurysdykcję marszałkowską w Warszawie; we ­wrześniu 1792 roku wprowadził cenzurę prewencyjną, wydał uniwersał nakazujący meldowanie wszystkich przybywających do Warszawy. Jednocześnie jednak Mniszech starał się bojkotować niektóre zarządzenia nowych władz związanych z Targowicą. W kwietniu 1793 roku wyjechał do Grodna na sejm, gdzie odmówił wejścia w skład deputacji traktatowej, której zadaniem miało być zatwierdzenie traktatu rozbiorowego. Ostatecznie wobec dalszych nalegań i gróźb ambasadora rosyjskiego Jakoba Sieversa 8 lipca 1793 roku ustąpił z urzędu marszałka wielkiego koronnego. Zrezygnował z pełnienia funkcji publicznych, choć nadal pozostawał w najbliższym otoczeniu Stanisława Augusta. Po abdykacji króla należał z żoną do wąskiego grona osób, którym pozwolono wyjechać z Poniatowskim do Petersburga. Wraz z nim uczestniczyli w ważnych uroczystościach państwowych i towarzyskich, między innymi w koronacji cara Pawła I w Moskwie. Mniszchowie prowadzili bardzo wystawne życie, pozostając w otoczeniu Poniatowskiego aż do jego śmierci. Gdy car powołał specjalną komisję dla uporządkowania i zinwentaryzowania archiwum Stanisława Augusta, Mniszech wszedł w jej skład jako jedyny Polak. W 1798 roku powrócił do Polski obdarzony tytułem tajnego rzeczywistego radcy cesarstwa. Ponadto został uhonorowany najwyższym odznaczeniem Cesarstwa – orderami św. Andrzeja oraz Aleksandra Newskiego. Wcześniej uzyskał austriacki tytuł hrabiego.

Strony z Myśli względem założenia ­Musaeum Polonicum

Strony publikacji Myśli względem założenia ­Musaeum Polonicum, źródło: Repozytorium ­Cyfrowe Instytutów Naukowych

Do końca życia mieszkał w Wiśniowcu, przywrócił świetność tamtejszej dawnej rezydencji Wiśniowieckich. Uczestniczył w życiu naukowym i kulturalnym Wołynia. Kompletował i uzupełniał cenne zbiory obrazów i miniatur, kolekcje przyrodnicze, wielką bibliotekę. Pewną część zbiorów przekazał Tadeuszowi Czackiemu. Zmarł 2 marca 1806 w Wiśniowcu.

*  *  *

Michał Jerzy Wandalin Mniszech należał do ścisłej, intelektualno-politycznej elity Rzeczypospolitej Obojga Narodów drugiej połowy XVIII wieku. Uważam, że jego refleksje zebrane w artykule Myśli względem założenia Musaeum Polonicum z 1775 roku stanowią najważniejszy projekt w XVIII-wiecznej literaturze polskiej dotyczącej zagadnienia muzealnictwa. Jak pisze Michał Mencfel, memoriał ten należy postrzegać przez pryzmat starań Mniszcha w zakresie realizacji dwóch innych inicjatyw, a mianowicie: reformy szkolnictwa w ramach działań Komisji Edukacji Narodowej oraz planów utworzenia „zgromadzenia obywatelów uczonych”, czyli akademii nauk14Michał Mencfel, Podróż angielska Michała Jerzego Wandalina Mniszcha i projekt powołania Muzum Polskiego,, „Muzealnictwo” 2021, nr 62, s. 257..

Genezę instytucji muzeum można odnaleźć w odległych epokach historycznych, poprzez włoski renesans aż do starożytności hellenistycznej. Jednakże nowożytne pojęcie tej instytucji jest dziedzictwem drugiej połowy XVIII wieku i łączy się ściśle z epoką oświecenia15Szerzej: Z. Żygulski jun., Muzea na świecie. Wstęp do muzealnictwa, Warszawa 1982, s. 48–63; M. Borusiewicz, Nauka czy rozrywka. Nowa muzeologia w europejskich definicjach muzeum, Kraków 2012, s. 13–37.. Przełomowym wydarzeniem w tej dziedzinie było powołanie do życia wspomnianego British Museum w 1753 roku, które zostało uroczyście otwarte dla publiczności w styczniu 1759 roku. Powstało ono jako miejsce przechowywania przekazanej testamentem narodowi angielskiemu kolekcji lekarza, uczonego i kolekcjonera starożytności sir Hansa Sloana (1660–1753). W akcie powstania tej instytucji czytamy, że jest ono utworzone: „nie tylko dla badań i rozrywki ludzi uczonych i ciekawych, lecz dla publicznego użytku i pożytku”16G. Lewis, [hasło] Museum, w: Encyclopaedia Britannica, Chicago 1998, s. 482.. Naród angielski otrzymał wielkie kolekcje biblioteczne, przyrodnicze i sztuki antycznej. Niezmiernie istotne było oddanie muzeum w służbę społeczeństwa. Podstawowym celem British Museum było powiększenie zbiorów oraz ich ekspozycji, miało zaspokajać potrzeby poznawcze odbiorcy. Muzeum to stało się równocześnie instytutem badawczym, w jego bibliotekach, archiwach i pracowniach kształciły się i kształcą kolejne pokolenia uczonych. W tym aspekcie przypomina ono działający w III wieku p.n.e. w Aleksandrii hellenistyczny Musejon, który był nie tylko muzealnym zbiorem obiektów, lecz przede wszystkim instytucją zrzeszającą uczonych.

Ideowe początki polskiego muzealnictwa sięgają właśnie okresu oświecenia i ściśle łączą się z dziełem modernizacji państwa za rządów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Polskie muzealnictwo próbowano kształtować w czasie niewiele odbiegającym od analogicznych działań w innych państwach Europy Zachodniej. Z postulatami zreformowania szkolnictwa korespondowały starania o utworzenie kolekcji muzealnych. W szeroko zakreślonym programie, obok projektów utworzenia w Warszawie centralnych, nowocześnie pomyślanych instytucji, jak Akademia Nauk, Akademia Sztuk Pięknych, Biblioteka Narodowa, znalazło się także Muzeum Narodowe. Ambicje powołania do życia takiej instytucji pojawiły się przede wszystkim u samego króla i jego doradców artystycznych: Michała Mniszcha, Augusta Moszyńskiego, Marcelego ­Bacciarellego. Pierwszy projekt stworzenia muzeum opracował generał major Stefan Chardon de Rieule (zm. 1785), dyrektor gmachów rządowych i manufaktur Stanisława Augusta. Projekt ten opublikował w roku 1766 w broszurze zatytułowanej Projet pour rassembler sans aucune depense toutes les richesses de la Pologne17Tekst znamy tylko z późniejszego tłumaczenia. Szerzej: E.D. Chardon de Rieule, Projekt zgromadzenia bez żadnych wydatków wszystkich bogactwa naturalnych Polski, 1766, w: Muzeum w kulturze pamięci na ziemiach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Antologia wczesnych tekstów, red. T.F de Rosset, M.F. Woźniak, E. Bednarz-Doiczmanowa, t. 1. 1766–1882, Toruń 2020, s. 31–42; komentarz P. Daszkiewicz, s. 43–52.. Miała być to instytucja o profilu przyrodniczym. Kolejny kompleksowy już projekt opracował bohater niniejszego opracowania – Michał Mniszech. Opublikował go w roku 1775 w artykule Myśli względem założenia Musaeum Polonicum w czasopiśmie „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”, będącym niejako organem elity umysłowej skupionej wokół króla Stanisława Augusta Poniatowskiego18Myśli względem założenia Musaeum Polonicum, w: „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”, Vol. IX, cz. 11, Warszawa 1775, s. 212–226. Por. „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777), red. J. Platt, Wrocław 1968, s. 66–75; J. Powidzki, dz. cyt., s. 5–9; M.J. Wandalin Mniszech, Myśli względem założenia Musaeum Polonicum 1775, w: Muzeum w kulturze pamięci…, dz. cyt., s. 53–61; komentarz M. Mencfel, s. 62–70.. Rozprawa, podpisana inicjałem „M.M.”, przez długi czas była przypisywana księciu Adamowi Kazimierzowi Czartoryskiemu19L. Dębicki, Puławy (1762–1830). Monografia z życia towarzyskiego, politycznego i literackiego, t. 1, Czasy przedrozbiorowe, Lwów 1887, s. 41, 63–69.. Ostatecznie Elżbieta Aleksandrowska ustaliła, że autorem tego tekstu był Mniszech20E. Aleksandrowska, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”. 1770–1777. Monografia bibliograficzna, Wrocław 1959, s. 97.. Być może pisząc artykuł, autor zainspirował się tytułem wcześniejszego dzieła Józefa Aleksandra Jabłonowskiego Museum Polonum, seu collectionem in Regnis Poloniae et Magno Ducatu Lithvaniae Sciriptorum editorum et edendorum opus bipartium…, wydanego w 1752 roku we Lwowie. Całkiem możliwe, że Mniszech w tytule swego opracowania nawiązywał do znanego mu wielotomowego dzieła Musaeum Florentinum Antonio Francesco Goriego (1691–1757), wydanego we Florencji w latach 1731–1762. Irena Turowska-Barowa przypuszcza, że projekt Mniszcha pozostawał w związku z koncepcją biskupa Józefa Andrzeja Załuskiego dotyczącą utworzenia akademii nauk, którą Mniszech rozwinął w swojej rozprawie Projekt ufundowania Universitatis Scientiarum21I. Turowska-Barowa, „Zabawy Przyjemne y Pożyteczne” (1770–1777). Ze studiów nad literaturą stanisławowską, Kraków 1933, s. 74–75, 213.. Uważam, że znaczny wpływ na poglądy Mniszcha w dziedzinie poszerzenia wiedzy i przyśpieszenia rozwoju gospodarczego w Rzeczypospolitej miał jego wspomniany szwajcarski mentor Élie Bertrand. Będąc w Polsce w latach 1765–1766, zajął się on przede wszystkim reformowaniem polskiego rolnictwa. Przygotował „Projekt zwiększenia zysku z ziemi przez oddanie własności w ręce polskich chłopów i tym samym ulepszenia rolnictwa” [Projet pour augmenter le revenu des terres par la propriété des paysans polonais et pour perfectionner par là l’agriculture], w którym krytykował niewolnicze poddaństwo nie tylko sprzeczne z godnością człowieka, lecz także niekorzystne dla ogólnego poziomu rolnictwa22Szerzej: M. Bratuń, Nieznany projekt Elie Bertranda dotyczący zreformowania rolnictwa Rzeczypospolitej, „Czasopismo Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich” 2005, z. 16, s. 97–114.. Następnie Bertrand opracował „Projekt założenia Akademii Nauk i Sztuk Pożytecznych w Warszawie” (1766) [Projet pour l’établissement d’une Académie des Sciences et des Arts utiles à Varsovie en 1766], w którym – powołując się zarówno na doświadczenia własne, zdobyte w Société Économique de Berne, jak i na podobne akademie działające w Londynie, Berlinie i Paryżu – twierdził, że ustanowienie wspomnianej akademii jest najpewniejszym i najszybszym sposobem oświecenia narodu23B. Kumor, Projekt założenia Akademii Nauk i Sztuk Pożytecznych w Warszawie (1766), „Kwartalnik Historyczny” 1978, R. LXXXIV, nr 2, s. 395–406..

Koncept Mniszcha był konkretny, pomyślany z rozmachem, a jego twórca na pewno korzystał z królewskiej konsultacji. Źródło rękopiśmienne zawiera własno­ręczne poprawki Stanisława Augusta24Biblioteka Czartoryskich, rkps 1748. Por. T. Mańkowski, Mecenat artystyczny Stanisława Augusta, Warszawa 1976, s. 121.. Nie ulega wątpliwości, że zarówno król, jak i Mniszech czerpali inspiracje z nowo powstających instytucji zagranicznych. W mojej opinii na wizję powstania Musaeum Polonicum w znacznej mierze wpłynęła ówczesna koncepcja funkcjonowania British Museum, którą obaj panowie poznali podczas pobytu w Londynie. Musaeum Polonicum miało być przede wszystkim ośrodkiem wiedzy, a nie sztuki czy estetyki. Jak pisze Michał Mencfel, miało stanowić jakoby oświeceniową, encyklopedyczną kontynuację kunstkamery, skonstruowaną według metody Kartezjusza i systematyki Karola Linneusza25M.J. Wandalin Mniszech, Myśli względem założenia Musaeum Polonicum 1775, komentarz M. Mencfel, w: Muzeum w kulturze pamięci…, s. 62–70.. Zadaniem Muzeum było nie tylko gromadzić i prezentować zbiory, ale przede wszystkim realizować cele oświatowe, służyć upowszechnianiu wiedzy, a w rezultacie podnoszeniu poziomu cywilizacyjnego na ziemiach polskich. W przekonaniu Mniszcha nauki posiadały bowiem wielką moc sprawczą, gdyż nie tylko „pomnażają światła”, ale także potrafią „szczepiać cnotę, władzę duszy kierować”26Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777). Wybór, oprac. J. Platt, Wrocław 1968, s. 66.. Najważniejszą przesłanką do utworzenia takiej placówki było przekonanie o skuteczności muzeum jako narzędzia upowszechniania wiedzy oraz przeświadczenie o jego użyteczności w podźwiganiu pogrążonego w kryzysie państwa.

Mniszech miał świadomość, że opracowana przez niego koncepcja Musaeum Polonicum była prekursorska na ziemiach polskich. Jego projekt wyprzedzał „dalszych zamysłów skutki”27Tamże.. W wizji Mniszcha Musaeum Polonicum miało być szeroko rozbudowaną, wielooddziałową instytucją o charakterze wybitnie utylitarnym i racjonalistycznym. Idee oświecenia znalazły w tym projekcie wielostronne odbicie, szczególnie kult nauki i oświaty w służbie ojczyzny i jego społeczeństwa. Zaznaczał się tu charakterystyczny dla XVIII wieku brak rozdziału pomiędzy naukami humanistycznymi a przyrodniczymi, choć te ostatnie były faworyzowane. Muzeum w koncepcji Mniszcha było pomyślane jako warsztat naukowy przyszłej akademii nauk. Jak pisze Janusz Powidzki, nie chodziło tu jednak o modną i typową dla XVIII wieku kolekcję, nawiązującą do wcześniejszych „cabinets de curiosités”28J. Powidzki, dz. cyt., s. 5–6.. Nie chodziło tu o snobizm władcy, możnych przedstawicieli rodów, nie o modę czy „gust” rządzących. Głównym celem działania muzeum miało być krzewienie oświaty, ­oddziaływanie, ­dokumentowanie przeszłości i opisywanie jej osiągnięć. Była to koncepcja ­bliska doktrynie encyklopedystów, którą w tym czasie fascynował się także król. Mniszech projekt swój opracował, biorąc pod uwagę aktualne wtedy postulaty dydaktyczne. Muzeum w jego zamyśle miało być elementem spójnego systemu nauki i oświaty, na który składałyby się też szkoły urządzone według wytycznych KEN oraz „zgromadzenie obywatelów uczonych”, czyli akademia nauk. Projekt Mniszcha łączył się z głęboką wiarą w trwały związek nauki, edukacji i postępu. Z jego tekstu można wnioskować, że zbiory muzealne miały przede wszystkim zaspokajać potrzeby poznawcze odbiorcy, stać się środkiem dydaktycznym, kształcić przyszłe pokolenia na przykładzie dawnych czasów. Pisał on, że należy zabezpieczyć „potomności, środki pewne, przyzwoite, łatwe, gruntujące jej dobro prawdziwe, a z rozumnej wynikające edukacji”29Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777). Wybór, dz. cyt., s. 66.. Edukacja, w tym działania KEN, byłaby, jego zdaniem, skuteczniejsza, gdyby do nauki i podręczników dołączyć artefakty godne naśladowania, „wzory pewne, wiodące do prędszego i nieomylnego rzeczy poznania”. Temu mają służyć zbiory biblioteczne i muzealne, które mogą i powinny przyśpieszać sposoby nabywania wiedzy i umiejętności, czyniąc je łatwiejszymi, a także bardziej atrakcyjnymi. Ten swój postulat naczelny Mniszech nazywał „duchem pożyteczności”30Tamże, s. 67.. W wypowiedzi tej chodziło o eksponaty proponowanego muzeum, które – jak sądził – mogłyby spełniać zadania szeroko pojętej pomocy dydaktycznej. Myśl ta stanowiła stały wątek w nowożytnej refleksji muzeologicznej. Należy podkreślić utylitarny charakter postulatu oraz zrozumienie u Mniszcha znaczącej roli pamięci wzrokowej w edukacji.

Jeżeli chodzi o organizację samej instytucji proponowanej przez Mniszcha, to nawiązywała do tradycyjnego rozwiązania obowiązującego w epoce nowożytnej, czyli połączenia biblioteki oraz gabinetów. U Mniszcha biblioteka i archiwum miały stanowić wielki instytut o szerokiej gamie dyscyplin naukowych połączonych z wielooddziałowym muzeum o typie zbiorów mieszanych. Przewagę w nim miały działy przyrodniczo-techniczne. Autor uwzględniał działy artystyczne w takim stopniu, by mogły służyć w rozwoju nauki historii. Wynikało to zapewne z faktu, że postawa autora w młodości ukształtowała się pod wpływem przyrodniczego kierunku studiów nadanych przez Bertranda. Należy jednak wspomnieć o tendencji panującej w ówczesnym kolekcjonerstwie polskim. Wyrażały się one w skłonności do tworzenia różnego rodzaju „gabinetów fizycznych”. W mojej opinii znacząca wartość postulatów Mniszcha polegała przede wszystkim na tym, że skupiał się na sprawach Rzeczypospolitej, dążąc do poznania i modernizacji kraju w różnych jego aspektach. W jego projekcie czytamy: „Zatrzymujmy się w obrębach granic ojczyzny, poznajmy własny kraj, oszacujmy jego bogactwa, wybadajmy, co nam natura użyczyła. Wynalazki tę naszą ciekawość wskrzeszać, starania zastanawiać, umysły zagrzewać powinny”31Tamże, s. 71.. Na uwagę zasługuje jego świadomość i poszanowanie dla użyteczności różnego rodzaju przedmiotów dla dobra narodu, podkreślenie roli postępu technicznego w ludzkiej pracy.

W kolejności potrzeb proponowanego przez siebie pomysłu pierwsze miejsce wyznaczył Mniszech bibliotece wraz z archiwum, podobnie jak się to początkowo działo w antycznym Muzeum Aleksandryjskim32J. Powidzki, dz. cyt., s. 6.. Mniszech podkreślał specjalną rolę biblioteki, pisząc: „zbiór ksiąg rozsądnie wybranych (…) zdaje się najpierwszym starań naszych celem”. Miało to być „zbiorem pożyteczności, źródłem nauk krajowych”, inspiracją dla wszystkich poszukujących „oświecenia”33„Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777). Wybór, dz. cyt., s. 68.. W jego koncepcji biblioteka miała istotne znaczenie dla upowszechnienia historii narodowej, gromadząc opracowania i źródła do dziejów ojczystych oraz dzieła specjalistyczne, poświęcone poszczególnym naukom. Akcentował, że wszystkie one powinny być wolne od „zagmatwania, czczych wyrażeń, obostronnych definicji” i sprowadzone do „myśli jawnych, słów zrozumiałych, spojeń dowiedzionych”, czyli – jak możemy przypuszczać – miały mieć charakter encyklopedyczny.

Co warto podkreślić, Mniszech proponował wzorem rozwiązań w innych państwach, w tym Francji34Pierwszy akt prawny na świecie dotyczący przekazywania egzemplarza obowiązkowego został ustanowiony w 1537 r. przez króla francuskiego Franciszka I., Anglii, Szwecji, Rosji, wprowadzenie egzemplarza obowiązkowego (wysyłanego do bibliotek) wszelkich druków, co stanowiło novum na ziemiach polskich. Pisał, że potrzebny jest w tej sprawie zapis ­prawny w formie ustawy, na mocy której „każdy autor nowego dzieła, czy to tłumaczonego czy wynalezionego, każdy bibliopola [sprzedawca ksiąg, księgarz] nową wydający książkę, egzemplarz oprawny do składu narodowego złożyć jest obowiązany”35Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777). Wybór, dz. cyt., s. 70.. Dzięki inicjatywie Mniszcha w 1780 roku wprowadzono regulację prawną, na mocy której wszyscy drukarze w Koronie mieli obowiązek wysłać za darmo jeden egzemplarz każdego wydanego przez siebie tytułu do Biblioteki Załuskich w Warszawie, zaś z terenu Wielkiego Księstwa Litewskiego do Biblioteki Akademii Wileńskiej36M. Gomułka. Egzemplarz obowiązkowy na przestrzeni wieków, „Biuletyn EBIB” 2013, nr 2 (138), s. 1..

Ponadto Mniszech dostrzegał konieczność gromadzenia starych rękopisów oraz zgłaszał potrzebę wykonywania ich kopii i odpisów w celach dydaktycznych37Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”…, dz. cyt., s. 68.. Jak trafnie ujmuje Powidzki, Mniszech po raz pierwszy ma ziemiach polskich postawił tę sprawę publicznie „w sposób tak rewelacyjny i rewolucyjny zarazem”38J. Powidzki, dz. cyt., s. 6.. Doceniał rolę zbiorów artystycznych, ale będąc realistą doskonale zdającym sobie sprawę z kryzysu politycznego i finansowego państwa, proponował w pierwszym okresie istnienia muzeum ograniczenie się do użycia eksponatów zastępczych: kopii, opisów i przedstawień graficznych, które miały zachęcić i służyć do poznania sztuk wyzwolonych39„Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777). Wybór, dz. cyt., s. 71.. Podkreślał, że wśród nich powinny się znaleźć „wyobrażenia ludzi w ojczyźnie znakomitych, na hołd potomności zasługujących” zebrane w porządku chronologicznym, z krótkim opisaniem ich dziejów40Tamże, s. 73.. Kryterium wyboru tych wizerunków miało charakter przede wszystkim historyczny, nie zaś artystyczny. Dzieła sztuki w jego muzeum odgrywałyby jedynie rolę świadectwa przeszłości lub ilustracji. Analogicznie traktował zbiory numizmatyczne41Tamże, s. 71.. Zgodnie z przyjętymi wówczas praktykami łączył gabinet numizmatyczny z gliptoteką. Celem tych wszystkich działań miał być rozwój nauki i oświaty w Rzeczypospolitej, udzielenie narodowi pewnych podstaw i wskazówek, w tym objaśnienia praw rządzących historią i współczesnością oraz wskazania innowacji w życiu gospodarczym i społecznym42Tamże, s. 69..

Kolejne dwa działy planowanego muzeum: fizyczny i geograficzny, były bliższe zainteresowaniom Mniszcha, stąd też w zamierzeniach są zdecydowanie bardziej rozbudowane. Pisał: „Instrumenty rozmaite fizyce eksperymentalnej służące, jako to: maszyny pneumatyczne, elektryczne etc., pryzmaty dzielące kolory, dalej mikroskopy różne, i inne urządzenia służące do optyki, bardzo potrzebne, mniej u nas znane, w osobnym dziale mieścić się mogą. Przyłączyć jeszcze należy instrumenty służące w geometrii praktycznej, do mierzenia gruntów, wysokości, poznania odległości etc. i inne tak pospolite, potrzebne mechanice, do usprawnienia pracy, zwiększające prędkość (…)”43Tamże, s. 72..

Tą samą troską kierował się, proponując utworzenie działu mającego prezentować mechanizację rolnictwa. Stwierdzał przy tym, że modele maszyn, które mogłyby znaleźć zastosowanie w rolnictwie oraz w fabrykach, usprawniałyby i skracałyby pracę, czyniąc ją „prędszą i doskonalszą”44Tamże, s. 73..

Kolejny dział poświęcony był geografii. Nawiązując do wzorów angielskich i francuskich, Mniszech wnioskował o utworzenie w muzeum zbioru kartograficznego, obejmującego mapy kraju i plany ważniejszych miast. Mapy miały być jak najbardziej szczegółowe. Podkreślał, że celem priorytetowym tego działu było dokładne poznanie kraju, opisanie jego ziem i województw, określenie ich granic, biegu rzek, położenia gór, miast i wsi, stopnia ich wysokości i długości45Tamże, s. 72..

W osobnym dziale Musaeum Polonicum miały się znaleźć zbiory przyrodnicze. Był to pierwszy program organizacji centralnego ogólnopolskiego muzeum przyrodniczego, pełniącego równocześnie funkcję instytucji naukowej i ośrodka dokumentacyjnego.

Projekt całkiem na czasie, bowiem wielki rozkwit nauk przyrodniczych w XVIII wieku, zapoczątkowany przez dzieło szwedzkiego uczonego Karola Linneusza, miał ścisły związek z rozwojem wielkich muzeów przyrodniczych46J. Dzik, Dzieje idei narodowego muzeum przyrodniczego, w: 200 lat muzealnictwa warszawskiego. Dzieje i perspektywy, materiały sesji naukowej, Zamek Królewski, 16–17 listopada 2005 r., Warszawa 2006, s. 432–433.. W ujęciu Mniszcha dział przyrodniczy miał był złożony z trzech odrębnych części. Autor określał go jako trzy królestwa składające się na historię naturalną47„Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777). Wybór, dz. cyt., s. 73.. Celem ich powołania była chęć poznania i właściwego wykorzystania bogactw naturalnych kraju. Pierwsze regnum to mineralogia i gleboznawstwo. Mniszech postulował poznanie występujących w kraju minerałów i kruszców, a także różnych rodzajów ziemi i kamieni48Tamże.. Jako jeden z pierwszych zwracał uwagę na konieczność inwentaryzacji „osobliwości polskich”, pisząc, że przy każdym obiekcie powinno się umieścić metrykę z zaznaczeniem miejsca pochodzenia49Autorem projektu inwentaryzacji „osobliwości polskich” z 1786 r. był ks. Ksawery Zubowski. Por. B. Suchodolski, Nauka polska w okresie Oświecenia, Warszawa 1953, s. 338 i nast.. Radził także interesować się różnymi gatunkami „ziem, glin, piasków”, gdyż ich znajomość może służyć rozwojowi i udoskonaleniu rolnictwa oraz wytwórczości50„Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777). Wybór, dz. cyt., s. 74..

Druga część działu przyrodniczego to Regnum animale, czyli „królestwo zwierząt”. W jego skład zaliczył między innymi ryby, motyle, węże, jaszczury, a także inne rodzaje gadów, owadów i zwierząt, jako „ogniwa niepojętego stworzeń łańcucha”. Osobno wskazywał na potrzebę gromadzenia okazów ornitologicznych występujących na ziemiach polskich. Mniszech dzielił ptactwo na wodne, leśne i swojskie, czyli hodowlane. Okazy w muzeum miały być starannie wypchane, by utrzymał się ich kształt i piękno upierzenia. Przy nich miały się także znajdować ptasie gniazda i jaja51Tamże.. Ponadto do zbiorów miały zostać dołączone ich opisy zaczerpnięte między innymi z dzieła Histoire naturelle générale et particulière Buffona (Georges’a-Louisa Leclerca) i innych naturalistów52Tamże..

Trzecia część tego działu przyrodniczego to Regnum vegetale, czyli świat roślin, ujęty w kilku wariantach. Jego rozszerzona wersja obejmowała założenie ogrodu doświadczalnego, gdzie rosłyby zioła, rośliny i drzewa – zarówno dzikie, jak i ogrodowe, zarówno pożyteczne, jak i tylko interesujące. Dwa kolejne projekty tego działu, o zredukowanym programie, sprowadzały się do utworzenia „herbarium” oraz zbioru owoców zakonserwowanych in spiritu vini. Trzeci zaś pomysł był minimalistyczny i ograniczał się do wykonania kolorowanych sztychów różnego rodzajów okazów. Mniszech w swoim projekcie postulował nie tylko gromadzenie zbiorów i prowadzenie badań; lecz radził jeszcze, aby „ku pożytkowi powszechnemu kraju” najwłaściwsze metody siania i sadzenia oraz hodowli tych roślin „były dostatecznie opisane i udostępnione”53Tamże, s. 75..

W projekcie Mniszcha zwraca uwagę konsekwentne, niemal uparte dążenie do popularyzacji wiedzy w różnych dziedzinach, modernizacji rolnictwa i wytwórczości, chęć podniesienia poziomu życia w Polsce do standardu zaobserwowanego przez autora za granicą. Autor oceniał realne możliwości powołania do życia Musaeum Polonicum. Świadomy, że czynnikiem hamującym w powstaniu i funkcjonowaniu instytucji w pierwszym okresie jej istnienia będą niewielkie możliwości finansowe państwa, pisał, że nazbyt ambitne i daremne były wysiłki, by zgromadzić tak cenne i rzadkie obiekty, jakie są w europejskich instytucjach modelowych, jak British Museum, boloński Istituto delle Scienze czy wspaniała florencka Galeria Uffizi. Mniszech pisał: „Zostawmy rzeźby kosztowne, obrazy bezcenne, te przyjemne sztuk wyzwolonych pieścidła, Narodom słusznie chlubiącym się, pierwszych światła promieni. Niech się stają wzorami do naśladowania (…)”. Apelował, aby wykorzystać środki tańsze, szybsze i łatwiejsze, które mogą przynosić także korzyść i pożytek54Tamże, s. 70–71.. Mniszech podnosił, że dla powstania instytucji i jej funkcjonowania w pierwszych latach istnienia wystarczy dwadzieścia tysięcy złotych polskich rocznie. Pisał: „Jaka wyniknie korzyść z wprowadzenia tych nauk w kraju, każdy dobrze myślący, dobrze życzący łatwo oceni. Zarzucą może nakłady potrzebne, odpowiem na to, że bez kosztu, bez starań żadnej doskonałości nie osiągniemy”55Tamże, s. 75..

Wydawało się, że bogaty w koncepcje i ważny w swej treści ideologicznej program Mniszcha powinien wywołać żywą reakcję choćby w formie dyskusji. Niestety, spotkał się on z „oziębłością”. Projekt nie doczekał się odzewu, skwitowano go milczeniem prawie całkowitym. Niestety, ta pożyteczna, nowatorska inicjatywa w końcu XVIII wieku nie została zrealizowana. Także przedstawiony w 1785 roku przez wojewodę podlaskiego Józefa Salezego Ossolińskiego projekt utworzenia przy Szkole Głównej Koronnej (jak nazywał się wówczas Uniwersytet Jagielloński) publicznej galerii sztuki narodowej56M. Chamcówna, Józefa Salezego Ossolińskiego „Projekt galerii sztuk wyzwolonych narodowej 1785”, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Wrocławskiego” 1959, Seria A, nr 17, s. 109–122; J.S. Ossoliński, Projekt Galleryi Sztuk wyzwolonych Narodowey, 1785, w: Muzeum w kulturze pamięci…, dz. cyt., s. 71–88; komentarz T. F de Rosset, s. 89–96; I. Arabas, Niezrealizowany projekt narodowego muzeum historii naturalnej księżnej Anny Jabłonowskiej, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 2012, t. 75, nr 3–4, s. 167–180. nie zyskał oddźwięku. Wprawdzie król Stanisław August z pasją gromadził dzieła sztuki, niewątpliwie z planem ich udostępnienia narodowi, jednak ostatecznie upadek Rzeczypospolitej przekreślił te zamierzenia57W 1795 r. jego kolekcja liczyła na ponad 2200 obrazów i 30 000 rycin, w tym prace Rembrandta, Rubensa i van Dycka. Szerzej: Kolekcja dla króla. Obrazy dawnych mistrzów ze zbiorów Dulwich Picture Gallery w Londynie, katalog, Warszawa 1992; A. Jasińska, A. Jasiński, Stara kolekcja – nowa architektura Dulwich Picture Gallery w Londynie, „Muzealnictwo” 2016, nr 57, s. 212–225.. W 1801 roku, już po trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej, ideę powołania Musaeum Polonicum podjęła i w pewnym zakresie zrealizowała księżna Izabela Czartoryska w Świątyni Sybilii w Puławach, a w 1805 roku temat podjął Stanisław Kostka Potocki w Muzeum Starożytności w Wilanowie58K. Malinowski, Prekursorzy muzeologii polskiej, dz. cyt., 15–18; T. Mikocki, Kolekcja rzeźb i waz antycznych Stanisława Kostki Potockiego w Wilanowie na tle współczesnych jej zbiorów starożytności w Polsce, „Studia Wilanowskie” 1982, t. VIII, s. 55–83..

*  *  *

Michał Mniszech (1742–1806), potomek magnackiej rodziny, wykształcony Europejczyk, erudyta, historyk, literat, kolekcjoner, należał do grona najbliższych współpracowników króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pnąc się po szczeblach kariery dygnitarskiej, szybko osiągnął wysoki urząd ministerialny: marszałka wielkiego koronnego. Jego postawa ideowa była trwale związana ze światopoglądem epoki oświecenia. Mniszech był jednym z twórców nowożytnej polskiej koncepcji muzeologicznej. Uważam, że była to pierwsza kompleksowa wizja instytucji muzealnej na ziemiach polskich. Musaeum Polonicum miało być zarówno centralnym archiwum, jak i biblioteką główną oraz muzeum ze zbiorem materiałów historycznych, okazów przyrodniczych i przykładów współczesnej techniki. W zamierzeniu miało być głównie ośrodkiem wiedzy, a nie sztuki czy estetyki. Muzeum miało gromadzić i prezentować zbiory, ale przede wszystkim realizować cele oświatowe w służbie ojczyzny i jego mieszkańców, znajdując swój wyraz w określeniu „duch pożyteczności”. Apologia nauki i edukacji łączyła się u niego z podkreśleniem ich użyteczności w życiu codziennym, w rozwoju i modernizacji rolnictwa, a także wytwórczości i przemysłu. W projekcie Mniszcha znajdujemy nie tylko program rozwoju nauk, lecz również konieczność wprowadzenia egzemplarza obowiązkowego dla bibliotek, postulat edycji źródeł historycznych oraz powołania licznych specjalistycznych działów muzealnych: biblioteczno-archiwalnego, numizmatycznego, graficznego, gliptoteki, galerii portretów, mineralogii, geografii, fizyki, ornitologii, zoologii, botaniki oraz modeli maszyn rolniczych. Wprawdzie Mniszech nie postawił jasno sprawy udostępnienia muzeum wszystkim, lecz jego wizja „Muzeum Polskiego” jako placówki oddanej w służbę narodu i społeczeństwa stanowiła wyraźną zapowiedź muzeum w sensie nowoczesnym, ogólnodostępnego w myśl sentencji Cunctis patet ingressus („Wszystkim wstęp wolny”).


STRESZCZENIE

Piotr Hapanowicz
Musaeum Polonicum Michała Jerzego Wandalina Mniszcha

Michał Mniszech (1742–1806), przedstawiciel oświeceniowej elity intelektualnej Rzeczypospolitej, stronnik króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Uchodzi za jednego z twórców nowożytnej polskiej koncepcji muzeologicznej. Jego Musaeum Polonicum to pierwsza kompleksowa wizja instytucji muzealnej na ziemiach polskich. Miało być ono z jednej strony centralnym archiwum, jak i biblioteką główną, z drugiej zaś muzeum ze zbiorem materiałów historycznych, okazów przyrodniczych i przykładów współczesnej techniki. W koncepcji Mniszcha placówka tego typu miała gromadzić i prezentować zbiory, ale przede wszystkim realizować cele oświatowe w służbie ojczyzny i jego mieszkańców. Gloryfikacja nauki i edukacji łączyła się u niego z podkreśleniem ich użyteczności w życiu codziennym, w rozwoju i modernizacji rolnictwa, a także wytwórczości i przemysłu. W projekcie Mniszcha znajdujemy nie tylko program rozwoju nauk, ale także konieczność wprowadzenia egzemplarza obowiązkowego dla bibliotek, czy też postulat edycji źródeł historycznych.

SŁOWA KLUCZE

Michał Jerzy Wandalin Mniszech, Musaeum Polonicum, muzeum narodowe, biblioteka, archiwum, oświecenie.

SUMMARY

Piotr Hapanowicz
Michał Jerzy Wandalin Mniszech’s Musaeum Polonicum

Michał Mniszech (1742–1806) was a representative of the Polish intellectual elite in the Age of Enlightenment and a follower of the king Stanisław August Poniatowski. He is recognized as one of the originators of the modern Polish concept of museology. His “Musaeum Polonicum” represented the first comprehensive vision of a museum institution on the Polish land. It was meant to act as a central archive and a principal library, as well as a museum gathering historical materials, nature specimens and examples of contemporary technology. According to Mniszech’s conception, the aim of this kind of institution was not only limited to amassing and presenting its collections, but also conducting educational mission in the aid of the homeland and its inhabitants. Mniszech’s exaltation of knowledge and education was linked with his conviction about their utilitarian character – in everyday life, in development and modernisation of agriculture, in manufacturing and industry. Mniszech’s vision involved not only a programme for the development of arts and sciences, but also other topics, such as introduction of compulsory books in libraries and a demand for historical sources editing.

KEY WORDS

Michał Jerzy Wandalin Mniszech, Musaeum Polonicum, national museum, library, archive, the Age of Enlightenment


BIBLIOGRAFIA

  • Aleksandrowska E., „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”. 1770–1777. Monografia bibliograficzna, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1959.
  • Arabas I., Niezrealizowany projekt narodowego muzeum historii naturalnej księżnej Anny Jabłonowskiej, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 2012, t. 75, nr 3–4.
  • Bartoszewicz J., Michał Jerzy Mniszech, „Biblioteka Warszawska” 1852, t. IV.
  • Biliński B., Firenze nei „Journaux des Voyages” (1767) di Michele Mniszech, „Biuletyn Historii Sztuki” 1995, R. LVII, nr 1–2.
  • Borusiewicz M., Nauka czy rozrywka. Nowa muzeologii w europejskich definicjach muzeum, Universitas, Kraków 2012.
  • Bratuń M., „Ten wykwintny, wykształcony Europejczyk”. Zagraniczne studia i podróże edukacyjne Michała Jerzego Wandalina Mniszcha w latach 1762–1768, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2002.
  • Bratuń M., Die polnische Deutschlandreise in der zweiten Hälfte des 18. Jahrhunderts am Beispiel von Graf Michael Georg Mniszechs Reisebeschreibung 1765, „Das Achtzehnte Jahrhundert”, J. 24, H. 1,Wolfenbüttel 2000.
  • Bratuń M., Paris aux yeux des jeunes Sarmates éclairés en 1766-1767 d’après une correspondance inédite de Joseph et Michel-Georges Mniszech, „Studies on Voltaire and the Eighteenth Century”, V. 371, Oxford 1999.
  • Bratuń M., Królestwo Sardynii i Turyn w relacjach podróżniczych Michała Jerzego Wandalina Mniszcha z roku 1767, „Italica Wratislaviensia” 2014, nr 5.
  • Bratuń M., Nieznany projekt Elie Bertranda dotyczący zreformowania rolnictwa Rzeczypospolitej, „Czasopismo Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich” 2005, z. 16.
  • Chamcówna M., Józefa Salezego Ossolińskiego „Projekt galerii sztuk wyzwolonych narodowej 1785”, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Wrocławskiego” 1959, Seria A, nr 17.
  • Dębicki L., Puławy (1762–1830). Monografia z życia towarzyskiego, politycznego i literackiego, t. 1, Czasy przedrozbiorowe, Gubrynowicz i Schmidt, Lwów 1887.
  • Dzik J., Dzieje idei narodowego muzeum przyrodniczego, w: 200 lat muzealnictwa warszawskiego. Dzieje i perspektywy, materiały sesji naukowej, Zamek Królewski 16–17 listopada 2005 roku, Arx Regia, Warszawa 2006.
  • Fatio O., Bertrand Elie (1713‒1797), w: Historisches Lexikon der Schweiz, red. M. Jorio, t. 2, Schwabe Verlag, Basel 2003.
  • Jasińska A., Jasiński A., Stara kolekcja – nowa architektura Dulwich Picture Gallery w Londynie, „Muzealnictwo” 2016, nr 57.
  • Kolekcja dla króla. Obrazy dawnych mistrzów ze zbiorów Dulwich Picture Gallery w Londynie, katalog, Arx Regia, Warszawa 1992.
  • Kumor B., Projekt założenia Akademii Nauk i Sztuk Pożytecznych w Warszawie (1766), „Kwartalnik Historyczny” 1978, LXXXIV, nr 2.
  • Lewis G., [hasło] Museum, w: Encyclopaedia Britannica, Chicago 1998.
  • Malinowski K., Prekursorzy muzeologii polskiej, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Poznań 1970.
  • Mańkowski T., Galeria Stanisława Augusta, Wydawnictwo Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich, Lwów 1932.
  • Mańkowski T., Mecenat artystyczny Stanisława Augusta, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1976.
  • Mikocki T., Kolekcja rzeźb i waz antycznych Stanisława Kostki Potockiego w Wilanowie na tle współczesnych jej zbiorów starożytności w Polsce, „Studia Wilanowskie” 1982, t. VIII.
  • Muzeum w kulturze pamięci na ziemiach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Antologia wczesnych tekstów, red. T.F de Rosset, M.F. Woźniak, E. Bednarz-Doiczmanowa, tom 1, 1766–1882, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2020.
  • Libiszowska Z., Życie polskie w Londynie w XVIII w., Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1972.
  • Mencfel M., Podróż angielska Michała Jerzego Wandalina Mniszcha i projekt powołania Muzum Polskiego, „Muzealnictwo” 2021, nr 62.
  • Myśli względem założenia Musaeum Polonicum, w: „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”, t. IX, cz. 11, Warszawa 1775.
  • Passetti F., Un giovane polacco a Parma nel 1767, „Aurea Parma”, IX–XII 1991, nr 75.
  • Powidzki J., „Muzeum Polskie” Michała Mniszcha, „Muzealnictwo” 1955, nr 4.
  • Rosner A., Mniszech Michał Jerzy Wandalin, w: Polski słownik biograficzny, t. XXI, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1976.
  • Suchodolski B., Nauka polska w okresie Oświecenia, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1953.
  • Turowska-Barowa I., „Zabawy Przyjemne y Pożyteczne” (1770–1777). Ze studiów nad literaturą stanisławowską, Skład Główny w Kasie im. Mianowskiego, Kraków 1933.
  • Wrześniak M., Florencja-muzeum. Miasto i jego sztuka w oczach polskich podróżników, Universitas, Kraków 2013.
  • „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777), red. J. Platt, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1968.
  • Zienkowska K., Stanisław August Poniatowski, Ossolineum, Wrocław 1998.
  • Żygulski. Z. (jun.), Muzea na świecie. Wstęp do muzealnictwa, Polskie Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1982.
  • Żygulski Z. (jun.), Nurt romantyczny w muzealnictwie polskim, w: Studia nad sztuką 2. połowy XVIII wieku i wieku XIX, Materiały Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Warszawa 1963.

Łukasz Tomasz Sroka – Kraków we wspomnieniach swoich dawnych mieszkańców żyjących w Izraelu

Łukasz Tomasz Sroka

Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie
Instytut Historii i ArchiwistykiORCID: 0000-0002-9422-2426

Kraków we wspomnieniach swoich dawnych mieszkańców żyjących w Izraelu

1. Wprowadzenie do tematu

Historia Żydów krakowskich w Izraelu nie doczekała się dotychczas kompleksowego opracowania. Niniejszy artykuł nie pretenduje do tego, by tę lukę w całości wypełnić. Pole badawcze zawężone zostało do tych Żydów krakowskich, którzy zamieszkali w Izraelu po proklamacji niepodległości państwa 14 maja 1948 roku. Na podstawę warsztatu naukowego złożyły się prace Żydów krakowskich podbudowane autopsją. Mowa tutaj o wydawnictwach książkowych, które opublikowano w Polsce i w Izraelu, w językach polskim i hebrajskim1Tłumaczenia z języka hebrajskiego wykonałem samodzielnie. Jeśli korzystałem z gotowych przekładów, to każdorazowo wskazuję osobę odpowiedzialną za tłumaczenie. Za konsultacje językowe i pomoc w dotarciu do trudno dostępnej literatury składam serdeczne podziękowania Lili Haber i Nili Amit.. Na zasadzie uzupełniającej sięgnąłem również po zbiory rodzinne i historię mówioną (ang. oral history). Wyniki prowadzonych przeze mnie kwerend archiwalnych złożą się na odrębne opracowanie. Ponadto osobnych studiów i metod wymagają badania prasoznawcze2Przykładem godnej polecenia pracy opierającej się na studiach prasoznawczych i odwołującej się do historii Żydów polskich w Izraelu jest obszerna monografia E. ­Kossewskiej Ona jeszcze mówi po polsku, ale śmieje się po hebrajsku. Partyjna prasa polskojęzyczna a integracja kulturowa polskich Żydów w Izraelu (1948–1970), Warszawa 2015..

Okładka książki Wśród cieni miasta, Izrael 2016

Okładka książki Meira Bosaka, Bein clalej ir (Wśród cieni miasta), Izrael 2016

Uwagę czytelnika kieruję przede wszystkim na utrwalony w rzeczonych wspomnieniach obraz Krakowa. Dzięki takiemu zabiegowi możliwe jest bliższe poznanie pamięci i postpamięci3Pojęcie „postpamięć” przywołuję za Marianne Hirsch, która opisuje w ten sposób tzw. pamięć dziedziczoną, tj. pamięć drugiego pokolenia, które nie doświadczyło bezpośrednio traumy i nie było uczestnikiem powodujących ją wydarzeń, ale to doświadczenie – relacjonowane i wspominane przez krewnych, bliskich lub znajomych mocno wpisało się w jego tożsamość. Zob. M. Hirsch, Family Pictures: Maus, Mourning, and Post-Memory, „Discourse” 1992–1993, vol. 15, no 2, s. 3–29. dotyczącej Krakowa, która dostarcza nam wiedzy nie tylko o mieście, ale także o jego dawnych mieszkańcach. Można więc potraktować niniejszy artykuł na dwa sposoby. W pierwszej kolejności jest to rodzaj kamyka uzupełniającego mozaikę, która przedstawia historię Żydów krakowskich i proces ich aklimatyzacji do warunków życia w Izraelu. Zarazem jest to przykład posłużenia się tego rodzaju źródłami w studiach nad dziejami miasta.

Przystępując do badań nad historią Żydów krakowskich osiadłych w Izraelu, trzeba uwzględnić to, że baza źródłowa tej tematyki jest rozproszona i niepełna. W przypadku źródeł typu memuarystycznego niedobory są bardzo duże. Wynika to z wielu powodów. Duża część wspomnień nie została ogłoszona drukiem, nierzadko przepadła w wyniku zawiłych i dramatycznych losów kreślących je ludzi. Wskutek dokonanego w 1967 roku przez władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (PRL) zerwania stosunków dyplomatycznych z Izraelem (będzie jeszcze o tym mowa poniżej) ustały obopólne kontakty, a przez to zatracona została między innymi szansa na zebranie relacji żyjących jeszcze wtedy świadków historii. Wielu ważnych rozmówców odeszło, wraz z nimi bezpowrotnie utraciliśmy dostęp do unikatowej wiedzy. Problemy dotyczą również prac drukowanych. Trudna do precyzyjnego określenia liczba wspomnień ukazała się w niszowych, nierzadko amatorskich oficynach wydawniczych. Ich autorzy po opłaceniu z góry kosztów wydawniczych nieraz musieli odebrać całość nakładu i sami zadbać o jego dystrybucję, która najczęściej ograniczała się do wąskiego kręgu członków rodziny, przyjaciół i znajomych. Puentując tę część rozważań, należy stwierdzić, że chcąc dzisiaj prowadzić nowoczesne studia nad historią Żydów krakowskich w Izraelu, siłą rzeczy trzeba korzystać często z materiałów szczątkowych oraz konfrontować i zestawiać ze sobą różne kategorie źródeł. Przy należnym krytycyzmie i doborze odpowiednich metod praca ze źródłami memuarystycznymi wydaje się czymś nieodzownym.

Pierwszego rozpoznania interesującej mnie bazy źródłowej w Izraelu dokonałem w 2007 roku. Towarzyszyło temu bliższe poznanie środowiska krakowian żyjących w tym kraju. Wstępem były niezwykle pouczające rozmowy z Miriam Akavią (ur. 1927 w Krakowie, zm. 2015 w Tel Awiwie), polsko-izraelską pisarką i tłumaczką, ocalałą z Holokaustu. Przełomem okazała się dla mnie serdeczna przyjaźń i współpraca na niwie społecznej, naukowej i kulturalnej z Lili Haber (ur. 1947 w Krakowie), przewodniczącą Związku Krakowian w Izraelu, i Marcelem Goldmanem (ur. 1926 w Krakowie), ocalałym z Holokaustu, cenionym ekonomistą, który osiągnął sukces w sektorze bankowym. Wiele im zawdzięczam jako przyjaciołom i niezawodnym przewodnikom po historii i kulturze Izraela. Za niezwykle cenną uważam pomoc i wskazówki merytoryczne Ryszarda Löwa (ur. 1931 w Krakowie), publicysty, bibliografa, wydawcy i krytyka literackiego4Zob. R. Löw, Literackie podsumowania, polsko-hebrajskie, polsko-izraelskie, red. tomu, oprac. tekstu M. Siedlecki i J. Ławski, posłowie B. Olech, cykl „Przełomy/Pogranicza. Studia Literackie” IX, Białystok 2014; Ł.T. Sroka, Ryszard Löw jakiego (nie) znamy, „Teksty Drugie” 2019, nr 4, s. 266–278.. Napisany przez niego artykuł Druki polskie w Izraelu. Bibliografia 1948–19905R. Löw, Druki polskie w Izraelu. Bibliografia 1948–1990, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce” 1991, nr 3 (159), s. 71–81. potraktowałem jako punkt wyjścia do własnych kwerend. Pomocna okazała się również praca Karoliny Famulskiej-Ciesielskiej i Sławomira Jacka Żurka zatytułowana Literatura polska w Izraelu. Leksykon6K. Famulska-Ciesielska, S.J. Żurek, Literatura polska w Izraelu. Leksykon, Kraków–Budapeszt 2012.. W wykorzystanej przeze mnie literaturze przedmiotu ważne miejsce zajmuje również książka Famulskiej-Ciesielskiej pod tytułem Polacy, Żydzi, Izraelczycy. Tożsamość w literaturze polskiej w Izraelu7K. Famulska-Ciesielska, Polacy, Żydzi, Izraelczycy. Tożsamość w literaturze polskiej w Izraelu, Toruń 2008.. Nie sposób nie wspomnieć o pracy Anis D. Pordes i Irka Grina Ich miasto. Wspomnienia Izraelczyków, przedwojennych mieszkańców Krakowa, która jest zapisem rozmów między innymi z Shoshaną Adler, Miriam Akavią i Leą Shinar, Dovem Aleksandrowiczem, Zvi Barlevem, Marcelem Goldmanem, Natanem Grossem, Yehudą Maimonem, Emanuelem Melzerem i Jakubem Weingartenem8A.D. Pordes, I. Grin, Ich miasto. Wspomnienia Izraelczyków, przedwojennych mieszkańców Krakowa, Warszawa 2004.. Mianem klasycznej już pozycji cieszy się książka Moniki Stępień Miasto opowiedziane. Powojenny Kraków w świetle żydowskiej literatury dokumentu osobistego9M. Stępień, Miasto opowiedziane. Powojenny Kraków w świetle żydowskiej literatury dokumentu osobistego, Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2018.. Trudne do przecenienia są zasługi prof. Aleksandra B. Skotnickiego, który jako jeden z pierwszych zaczął dokumentować losy Żydów krakowskich w Izraelu i w innych państwach świata, koncentrując się zwłaszcza na Żydach uratowanych przez Oskara Schindlera10Zob. np. A.B. Skotnicki, Oskar Schindler w oczach uratowanych przez siebie krakowskich Żydów, Kraków 2007..

2. Tło historyczne i polityczne

Praca ze źródłami typu memuarystycznego wymaga od nas szczególnej ostrożności. Problemem jest nie tylko wysoki stopień ich subiektywności. Należy też pamiętać, że na ich treść rzutuje wiele czynników, w tym doświadczenia osobiste i „zapożyczone” od bliskich, erudycja post factum oraz tło historyczne i polityczne. Podstawowym więc postulatem dotyczącym studiów nad memuarystyką jest uwzględnienie ich genezy tekstualnej, czyli źródeł inspiracji i kontekstów11Zob. Z. Wojtkowiak, Nauki pomocnicze historii najnowszej. Źródłoznawstwo. Źródła narracyjne. Cz. 1: Pamiętnik, tekst literacki, wyd. 2, Poznań 2003..

Wspomnienia Żydów krakowskich po 1948 roku pozostają w silnym związku z powstaniem niepodległego Izraela, ale wpływają na nie również okoliczności, w jakich się w nim znaleźli. Już przed II wojną światową na Żydów europejskich migrujących do Ziemi Izraela (hebr. Erec Israel) oddziaływały dwa czynniki. Pierwszy to wyrażająca się w sferze religijnej, duchowej i politycznej siła przyciągania Ziemi Izraela, wzmocniona dodatkowo zabiegami propagandowymi działaczy syjonistycznych. Drugi z kolei to narastający antysemityzm i pogarszające się dla wielu osób warunki życia (m.in. wskutek rosnącego bezrobocia). Po II wojnie światowej obydwa czynniki (przyciągający i wypychający) nabrały większej mocy, a równocześnie zmienił się ich charakter. Niepodległy Izrael mógł swobodnie kształtować swoją politykę migracyjną. Naturalnie nie obowiązywały już ograniczenia wprowadzone w dwudziestoleciu międzywojennym przez władze Brytyjskiego Mandatu nad Palestyną. Ziściły się marzenia o własnym państwie. To był poważny argument, by wesprzeć projekt, który nie był już mrzonką, ale zyskał postać konkretnego bytu politycznego. Nałożył się na to dramat II wojny światowej i Holokaustu, a także trudna sytuacja polityczna i gospodarcza w powojennej Polsce.

Przywołane wyżej okoliczności pozwalają sformułować tezę wyjściową, że wspomnienia dawnych mieszkańców Krakowa w Izraelu spisane zostały w bardzo złożonych okolicznościach, co musiało wywrzeć poważny wpływ na ich treść. Każda z fal migracyjnych miała swoją specyfikę i kształtowały ją grupy osób o zróżnicowanych życiorysach. W żadnym stopniu nie umniejsza to znaczenia ich wspomnień. Należy tylko pamiętać o tym, że mamy prawo i obowiązek widzieć w nich coś więcej niż historię prywatną i rodzinną. Na ogół mocne są w nich akcenty historyczne, nie brak też odniesień politycznych. Nadmiar przeżyć sprawił, że część autorów potraktowała pisanie prac podbudowanych autopsją i wspomnień jako rodzaj autoterapii, to zjawisko dobrze rozpoznane i opisane na gruncie naukowym12Zob. M. Czermińska, Autobiograficzny trójkąt. Świadectwo, wyznanie i wyzwanie, Kraków 2000; D. Demetrio, Autobiografia. Terapeutyczny wymiar pisania o sobie, Kraków 2000. Por. P. Lejeune, Napisać swoje życie. Droga od paktu autobiograficznego do dziedzictwa autobiograficznego, tłum. A. Słowik, M. Sakwerda, Wrocław 2017.. Widzieli w swych wspomnieniach świadectwo, które miało utrwalić pamięć nie tylko o nich samych, ale również o ich zamordowanym i niepożegnanym świecie, o ich krewnych, przyjaciołach i znajomych. Pozrywane w różnych okolicznościach więzy rodzinne i przyjacielskie zmotywowały autorów do pisania prac, które miały posklejać w całość roztrzaskane obrazy przeszłości, a w odpowiednich miejscach uzupełnić występujące w nich luki. Naruszona ciągłość pokoleń niosła ze sobą ryzyko, że (tradycyjnie) przekazywane w formie ustnej z pokolenia na pokolenie opowieści rodzinne nie będą miały kontynuacji, staną się mocno nieadekwatne i niepełne. Nierzadko w pracach tych uwidaczniają się również osobiste rozrachunki z przeszłością, rodzaj autodyskursu, a także wyimaginowanego dialogu z bliskimi, zarówno żyjącymi, jak i zmarłymi13Zob. Biografistyka we współczesnych badaniach historycznych. Teoria i praktyka, red. J. Kolbuszewska, R. Stobiecki, Łódź 2017; Biografie nieoczywiste. Przełom, kryzys, transgresja w perspektywie interdyscyplinarnej, red. M. Karkowska, Łódź 2018. Do szczególnie ważnych zaliczam zamieszczone w tym tomie teksty: Z. Okraj Dlaczego działania ­transgresyjne intrygują i inspirują do badań (także) autobiograficznych (s. 99–111); M. Karkowska Tajemnice i ich biograficzne znaczenia a proces kształtowania tożsamości (s. 113–137)..

Wydaje się czymś oczywistym, że autorzy potraktowali swe prace z pełną powagą. Inna rzecz, że nie w każdym przypadku odsłoniły one talenty literackie. O ich wartości decyduje jednak nie tyle forma, ile przede wszystkim treść. Docenić należy także to, że autorzy często łączyli działalność pisarską z pracą zawodową. W trosce o jakość pisanych prac prowadzili na swój koszt skrupulatne kwerendy i drobiazgowe „śledztwa” rodzinne. Często korzystali z konsultacji naukowych.

3. Kraków jako świat niepożegnany

Formułowanie bardziej ogólnych uwag i opinii na temat Żydów krakowskich w Izraelu zdecydowanie utrudniają poważne braki w zakresie danych statystycznych. Nie sposób dziś ustalić na przykład tego, ilu Żydów krakowskich wyemigrowało w ciągu wieków do Ziemi Izraela. Trudności te dotyczą również struktury tej emigracji, w tym mediany wieku, przekroju społecznego i zawodowego, szczegółowych kierunków osadnictwa itd. Takie ustalenia w odniesieniu do okresu państwowości izraelskiej, czyli po 1948 roku, na obecnym etapie rozpoznania bazy źródłowej są możliwe tylko w ograniczonym zakresie, w dodatku głównie w formie szacunkowej. Bardziej dokładne wyliczenia dotyczą emigracji Marca ’68, co zawdzięczamy badaniom Juliana Kwieka. Pisze on następująco:

Jak się oblicza, w latach 1967–1969 opuściło Polskę około 15 tysięcy obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. W tej liczbie mieścili się także krakowscy Żydzi. Według danych SB w 1968 roku z Krakowa i województwa wyjechało za granicę na stałe 58 osób, a rok później 184 osoby narodowości żydowskiej, łącznie 242 osoby. (…) Nie był to koniec żydowskiej emigracji. Do grudnia 1970 opuściło Polskę łącznie 306 mieszkańców województwa krakowskiego pochodzenia żydowskiego. Były to zarówno osoby, które wyjechały z Polski, jak i te, które będąc już za granicą (wyjazdy służbowe, staże naukowe itp.), odmówiły powrotu do kraju. (…) SB rejestrowała nie tylko, kto wyjeżdża, ale także do jakiego kraju się udaje. Dysponowała danymi dotyczącymi 209 osób (nie wiedziano, dokąd wyjechało 97 osób). Najwięcej osób wyemigrowało do Izraela – 107, następnym w kolejności państwem była Dania – 32, Szwecja – 28, Austria – 11, Włochy – 7, NRF – 7, Francja – 6, USA – 4, Kanada – 3, Belgia – 2 i po jednej osobie do Wielkiej Brytanii i Szwajcarii14J. Kwiek, Marzec 1968 w Krakowie, Kraków 2008, s. 350–351..

Ważnym źródłem informacji jest Związek Krakowian w Izraelu (hebr. Irgun Jocej Krakow be-Israel, ang. Association of Cracowians in Israel), który powstał w 1925 roku w Tel Awiwie. Początkowo Związek działał nieformalnie. W 1983 roku dokonano jego oficjalnej rejestracji jako stowarzyszenia. Od stycznia 2005 roku na czele tej organizacji stoi Lili Haber, która mieszka w Izraelu od stycznia 1950 roku. Wedle szacunków Związku w okresie od zakończenia II wojny światowej do początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku z Polski do Izraela przybyło ponad ćwierć miliona Żydów, około 5000 z nich pochodziło z Krakowa15Zob. http://www.cracow.org.il/pl/cos-o-nas/ (dostęp: 2.04.2021).. W 2020 roku do Związku należało 1500 członków16Korespondencja z Lili Haber, 16.12.2020..

Warto nadmienić, że organizacje ziomkowskie ułatwiły Żydom polskim adaptację do warunków życia w Izraelu. Nowo przybyli z Polski najchętniej skupiali się w stowarzyszeniach nawiązujących do ich dawnych małych ojczyzn. Odrębne kręgi towarzyskie tworzyli Żydzi krakowscy, warszawscy, łódzcy, białostoccy i inni. Ważne spoiwo dla nich i rodzaj kulturalnej enklawy stanowiły polskie prasa i książka. Żydzi polscy przywiedli do Izraela bogate tradycje wydawnicze i księgarskie. Wszak w Polsce byli pionierami w handlu książką. W Krakowie wiedli prym wśród księgarzy i antykwariuszy. Temat ten doskonale opisał Ryszard Löw w pracy Pod znakiem starych foliantów. Cztery szkice o sprawach żydowskich i książkowych17R. Löw, Pod znakiem starych foliantów. Cztery szkice o sprawach żydowskich i książkowych, Kraków 1993..

W ciągu kilku pierwszych dekad istnienia Państwa Izraela powodzeniem cieszyły się prywatne biblioteki i wypożyczalnie książek działające między ­innymi w Tel Awiwie, Hajfie i Beer Szewie na pustyni Negew. Do rangi kultowego miejsca urosła Księgarnia Polska w Tel Awiwie, nazywana też Księgarnią ­Neusteinów. W styczniu 1958 roku założyli ją Ada i Edmund Neusteinowie, którzy do Izraela przybyli w 1957 roku. Księgarnia mieściła się w podziemnym pasażu przy ul. Allenby 94. Skromne warunki lokalowe kontrastowały z jej bogatym zaopatrzeniem. W czasach PRL Księgarnia Neusteinów należała do najlepiej zaopatrzonych polskich księgarń na świecie. Tutaj można było nabyć zarówno książki pisarzy emigracyjnych, jak i dzieła wydawane w Polsce – z uwagi na zerwane stosunki dyplomatyczne sprowadzane za pośrednictwem księgarzy angielskich, francuskich i holenderskich. U Neusteinów zaopatrywali się nie tylko Żydzi polscy, ale także rozsiani po różnych państwach polscy emigranci (m.in. z USA), korzystający z metody wysyłkowej. Powodzeniem cieszyła się również księgarnia Ewy Szyper, która regularnie sprowadzała paryską „Kulturę” i krakowski „Przekrój”. Jak wspomina Löw, księgarnie i biblioteki były nie tylko miejscami, gdzie kupowano lub pożyczano książki i prasę. Przyciągały również ludzi żądnych najnowszych wieści z Polski, otwartych na kontakty towarzyskie, poszukujących bratnich dusz z Krakowa, Warszawy i innych miast. Löw przyznaje, że odwiedzał Księgarnię Neusteinów prawie codziennie. Do wyjątków należały te dni, kiedy wyjeżdżał poza Tel Awiw18Rozmowa z Ryszardem Löwem, 22.11.2016..

Niemal wszyscy Żydzi krakowscy przybywali do Izraela pozbawieni jakichkolwiek majątków. W podróż zabierali jedynie bagaże podręczne. Migrując z komunistycznej Polski, liczyli się z utratą lub sprzedażą za bezcen nieruchomości. Ich mienie ruchome w większości przepadło podczas II wojny światowej. W powojennej Polsce nie było warunków, by się dorobić. Nawet prestiżowe zawody nie gwarantowały godziwych zarobków. Wywóz jakichkolwiek dóbr utrudniały też okoliczności emigracji – nielegalna wymagała dużej mobilności, zręczności i szybkości poruszania się, co wykluczało duże bagaże, legalna zaś wiązała się ze skrupulatną kontrolą graniczną i daleko idącymi ograniczeniami19Zob. Ł.T. Sroka, Zachować srebra rodowe. Zezwolenia na wywóz zabytków oraz instrumentów muzycznych za granicę jako źródło historii Żydów po II wojnie światowej, „Dzieje Najnowsze” 2017, nr 1, s. 113–123.. Podstawowy więc składnik dobytku stanowiły ubrania, które zresztą przeważnie okazywały się nieprzydatne w izraelskich warunkach pogodowych. Pojęcie „zaczynać wszystko od nowa” nabrało dla osób emigrujących do Izraela niemal dosłownego znaczenia. Na korzyść emigrantów przemawiał ich wysoki kapitał kulturowy, który ułatwił im względnie szybką aklimatyzację i wejście w mainstream społeczeństwa izraelskiego. Dominowali wśród nich ludzie młodzi i dobrze wykształceni. Ten ogólny obraz środowiska imigrantów żydowskich z Krakowa znajduje potwierdzenie w szczegółowych wyliczeniach Juliana Kwieka dotyczących emigracji Marca ’68:

Zdecydowaną większość (72 procent) stanowiły osoby w wieku 20–55 lat. Wśród nich znajdowało się między innymi 14 pracowników naukowych, 7 dziennikarzy, 6 prawników, 16 lekarzy, 13 inżynierów i techników, 40 studentów, 49 uczniów szkół podstawowych i średnich oraz 3 pracowników fizycznych. Grupą najbardziej liczną (80 osób) byli renciści20J. Kwiek, dz. cyt., s. 350..

Przybywający do Izraela Żydzi krakowscy musieli stawić czoło licznym wyzwaniom życiowym, zadbać o siebie i swoich najbliższych (jeśli ktokolwiek z nich przeżył), znaleźć pracę i mieszkanie, w zależności od wieku i potrzeb zdobyć lub uzupełnić wykształcenie, a także nauczyć się języka hebrajskiego. Ci, którzy docierali tu w osamotnieniu, na ogół chcieli założyć rodzinę. Wielu z nich pragnęło też odzyskać „lata, które II wojna światowa wyrwała im z życiorysu”. Z tych powodów potrzeba spisania wspomnień materializowała się w późniejszych, już bardziej dojrzałych latach życia, po osiągnięciu stabilizacji rodzinnej i zawodowej.

Przykładem późnego i jednocześnie niezwykle udanego debiutu literackiego jest Miriam Akavia, która przyszła na świat 20 listopada 1927 roku w Krakowie w zamożnej rodzinie kupieckiej. W latach 1935–1939 uczęszczała do polskiej Szkoły Powszechnej im. Teofila Lenartowicza. Podczas wojny przebywała w getcie, a następnie ukrywała się po „aryjskiej stronie”. Była więziona w obozach KL Plaszow, Auschwitz-Birkenau i Bergen-Belsen. W 1946 roku zamieszkała w Erec Israel. Pracowała w instytucjach kulturalnych i ­dyplomatycznych ­niepodległego Izraela. Pomagała Żydom przybywającym z Polski. W latach 1983–1988 studiowała literaturę powszechną i hebrajską na Uniwersytecie Telawiwskim. Debiutowała napisaną w języku hebrajskim powieścią Neurim be-szalechet, która ukazała się drukiem w Tel Awiwie w 1975 roku, zatem blisko 30 lat po przybyciu autorki do Izraela. Praca spotkała się z życzliwym przyjęciem krytyków literackich i międzynarodowego grona czytelników. W Polsce po raz pierwszy ukazała się w 1989 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego pod tytułem Jesień młodości. Przekładu na język polski dokonał Mosze Plessner21K. Famulska-Ciesielska, S.J. Żurek, dz. cyt., s. 15–16..

Okładka książki Jesień młodości

Okładka książki Miriam Akavi, Jesień młodości, w przekładzie z hebrajskiego Mosze Plessnera, Kraków 1989

Zanim zagłębimy się w treść tej książki, wypada poczynić pewną uwagę dotyczącą siły jej oddziaływania. Wydano ją nie tylko w językach hebrajskim i polskim, ale także w angielskim, niderlandzkim i niemieckim. Na angielski przełożyli ją z hebrajskiego Michael P. McLeary i Jeanette Goldman. W 1994 roku ukazała się w Londynie pod tytułem. An end to childhood. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której za sprawą autorki przedstawione przez nią miasto weszło na salony literackie nie tylko Izraela, ale i świata. Tragiczny, a przy tym przecież autentyczny jest tu kontekst wojny i Zagłady. Pisarstwo Miriam Akavii jest przykładem nie tylko pasji i talentu, lecz również – co nie mniej ważne – uczciwości. Pozwolę sobie więc na jeszcze jedną uwagę. Nie jest niczym zaskakującym, że w twórczości Żydów krakowskich w Izraelu ważne miejsce zajęły dojmujące doświadczenia związane z Holokaustem. Nie przyjęły one jednak postaci aktu oskarżenia wobec Krakowa i ogółu jego mieszkańców narodowości polskiej. Miasto zapamiętane i odmalowane zostało pozytywnie i nostalgicznie, nieraz wręcz idyllicznie. Nieco więcej krytycyzmu pojawia się pod adresem polskiego otoczenia, ale są to opinie rozważne, wyważone i wolne od krzywdzących uogólnień. Tę myśl formułuję na kanwie pisarstwa Miriam Akavii, ale z pełnym przekonaniem mogę ją rozszerzyć na wszystkie pozycje, które objąłem analizą tekstualną.

Książka Jesień młodości jest zbeletryzowaną opowieścią opierającą się na wątkach autobiograficznych. Pod zmienionymi imionami występują w niej sama autorka i jej rodzina. Tematem przewodnim są ich przeżycia z okresu II wojny światowej. Postacią pierwszoplanową jest brat autorki, Jurek – Izio / Jeszajahu, który ukrywał się na „aryjskich papierach” we Lwowie, ale przez swego współlokatora trafił do obozu janowskiego i tam najpewniej został zamordowany. Brat zginął w okolicznościach, które pozostały nieznane. Nikt nie wiedział, jakie były jego ostatnie chwile… Miriam Akavia postanowiła przywrócić pamięć o zamordowanym bracie i oddać mu głos. Siedemnastoletni chłopiec snuje więc tutaj swoją opowieść. Pod koniec nakreślił ostatnie sceny ze swojego życia. Pozostają one spójne z tym, w jaki sposób Miriam Akavia zapamiętała swoją rozmowę z bratem dotyczącą właśnie śmierci. Jak pisze w słowie wstępnym „Do Czytelnika”:

Jeszcze w dzieciństwie pewnego razu spytał mnie, czy wierzę w wędrówkę dusz, w życie pozagrobowe. Nie miałam wyrobionego zdania w tej materii, lecz zanim zdążyłam odpowiedzieć, dodał: – Ja wierzę! Mocno wierzę, że gdy umrę, to nie będzie to definitywne zakończenie mojego jestestwa. W formie takiej lub innej cośkolwiek ze mnie zostanie22M. Akavia, Jesień młodości, z hebr. tłum. M. Plessner, Kraków 1989, s. 9..

Kończąc swój ziemski żywot, Jurek żegna się z bliskimi:

Wiem, jaki ból sprawiam Wam tym listem. Lecz wiem również, że nie chcielibyście, bym odszedł bez słowa. Widzę Wasze drogie i ukochane twarze przed sobą. Będę je widział, nawet gdy świeca zgaśnie, gdy nadejdzie koniec. Wy tworzycie wokół mnie ochronny mur. Jesteście ze mną do ostatniej chwili. Ogrzewam się Waszą miłością. Świeca migoce, światło gaśnie… Matko, przyjdź do mnie, przyjdź do mnie blisko, jeszcze bliżej. Chcę poczuć Twe miękkie dłonie. Chcę poczuć także Twe silne dłonie, Tatusiu. Okryj mnie, Mamo – zimno mi. Tato, szukaj mnie wszędzie. Może spotkamy się na innym świecie. Reli, Aniu, nie zapomnijcie mnie…23Tamże, s. 114–115..

Miriam Akavia nie zapomniała o swym bracie, co wyznaje we wstępie: „My, którzyśmy go znali, czujemy go wśród nas. Dostrzegamy go w postaciach naszych dzieci”24Tamże, s. 9.. W tle tej dramatycznej narracji widoczny jest Kraków i Lwów. Przejmujące są obrazy wojennego Krakowa i nakreślona dynamika wydarzeń, które ostatecznie miały doprowadzić do Zagłady Żydów – w tym restrykcje okupanta hitlerowskiego i założenie getta. Pojawia się tutaj również znany z wielu innych prac wątek dramatycznego pytania: zostać w okupowanym Krakowie czy uciekać na wschód? W tej sytuacji nie było dobrego rozwiązania, każde niosło określone zagrożenia. Nie powinny ujść naszej uwadze również wypowiedzi głównego bohatera książki na temat przedwojennego Krakowa. Autorka przybliża nam swoje środowisko rodzinne, które dobrze odzwierciedla zróżnicowanie Żydów krakowskich:

Rodzina nasza, jedna ze starych i rozgałęzionych żydowskich rodzin Krakowa, składała się z wielu różnorakich typów ludzi. Reprezentowali oni wszystkie kierunki i światopoglądy. Spośród trzech braci mojej matki jeden był skrajnie religijny, drugi był filozofem i zapalonym komunistą, trzeci nie zajmował się polityką, lubił śpiew, rozrywki i tańce. Spośród czterech sióstr ojca najstarsza, bardzo pobożna, wyszła za mąż za krańcowego chasyda, nosiła perukę, przestrzegała specjalnych rytuałów. Z zasady nie jadała u ludzi obcych, nawet gdy wiedziała, że prowadzą koszerną kuchnię. Druga opuściła dom i rodzinę i jeszcze za młodu wyjechała do Palestyny. Młodsze dwie siostry lawirowały między syjonizmem a asymilacją. Wdowa po bracie ojca mieszkała z dwójką dzieci w niedalekim od Krakowa Chrzanowie. Syn jej, w czarnej kapocie i z pejsami, był absolwentem Jesziwy25Tamże, s. 23–24..

Autorka włożyła również w usta swego brata wspomnienie dotyczące lat szkolnych:

Znałem też kilku nie-Żydów. Nauczyciele moi w szkole powszechnej byli Polakami (studia średnie już odbyłem w Gimnazjum Hebrajskim), ale znajomość z nimi ograniczała się tylko do spraw szkolnych. Nigdy nie rozmawialiśmy na tematy bardziej osobiste. Były też służące Polki, które pracowały u nas przed wojną. Właśnie z nimi bardzo się przyjaźniłem26Tamże, s. 24..

Marcel Goldman

Marcel Goldman w swoim mieszkaniu w Tel Awiwie, ok. 2012 r., fot. z archiwum autora

W dwudziestoleciu międzywojennym zniknęła już większość barier prawnych rozdzielających Polaków i Żydów27Por. Sz. Rudnicki, Równi, ale niezupełnie, Warszawa 2008.. Formalnie od 1867 roku w Krakowie obowiązywało równouprawnienie Żydów, wprowadzone na terenie całej ówczesnej monarchii decyzją Habsburgów na mocy konstytucji grudniowej. Żydzi mogli kupować i najmować nieruchomości tam, gdzie chcieli. W praktyce większość z nich wciąż mieszkała na Kazimierzu. To złożony problem. Mamy prawo wnioskować, że przywiązanie do dawnej dzielnicy żydowskiej wynikało z wierności tradycji. Wszak tutaj znajdowała się zdecydowana większość synagog, modlitewni, szkół i bibliotek żydowskich, sklepów z żywnością koszerną itd. Nie bez znaczenia było też sprawdzone sąsiedztwo i niewielki dystans do rodziny, przyjaciół i znajomych. Część Żydów miała prawo obawiać się sąsiedztwa chrześcijan, wśród których nie brakowało osób im nieprzyjaznych. W ten sposób utkana została konstrukcja społeczna Krakowa doby ­międzywojennej, w którym zniesiono wiele formalnych progów dzielących Polaków i Żydów, ale wciąż utrzymywały się z dużą siłą przeszkody nieformalne. Nota bene wymienione wcześniej jako zaprzyjaźnione służące z chwilą wybuchu wojny zerwały niebezpieczne dla nich kontakty z Żydami: „Nasza sympatyczna służąca, pracująca u nas z oddaniem przez pięć lat, zniknęła bez słowa pożegnania, odeszła niczym od trędowatych”28M. Akavia, dz. cyt., s. 37.. Pojawił się też motyw mienia zajętego przez Polaków. Problem ten ujawnił się wkrótce po wybuchu wojny:

Tato wrócił z biura blady jak ściana. Powoził wózkiem zaprzęgniętym w ulubionego przez nas konia. Polecił zabrać najniezbędniejszą odzież i żywność i oznajmił, że przeniesiemy się do bardziej spokojnej dzielnicy. Przypuszczał, że tam będziemy bezpieczniejsi. Spakowaliśmy w pośpiechu trochę rzeczy i opuściliśmy nasz dom. Ojciec usiadł na miejscu woźnicy, obok niego mama, obejmując wystraszoną jedenastoletnią Anię. Piętnastoletnia Reli i ja – wówczas czternastolatek – zajęliśmy tył wozu, strzegąc paczek. Na przedmieściu, przy ulicy Chocimskiej tato posiadał dom, którego budowę ukończył w roku 1938. Wszystkie mieszkania, z wyjątkiem jednego na parterze, były wynajęte. Do tego parterowego mieszkania nas teraz przyprowadził. Ku naszemu zdziwieniu zastaliśmy je zajęte. To Józef, dozorca domu, przeniósł się wraz z rodziną z baraku w podworcu do nowoczesnego apartamentu. Odniósł się do nas nieprzyjaźnie, nie tak jak zawsze dotąd, i z wielką niechęcią opróżnił mieszkanie. Mamrotał pod nosem coś w rodzaju: „Niemcy już wam dadzą szkołę”29Tamże, s. 32–33..

Okładka książki

Okładka najnowszej książki Marcela ­Goldmana, Spowiedź starego Człowieka, Kraków–­Budapeszt–Syrakuzy 2021

Dramatyczne koleje losu własnej rodziny i Zagłada narodu żydowskiego nie przysłoniły autorce cierpień Polaków. W książce pojawia się między innymi informacja o działaniach hitlerowców wymierzonych w polską inteligencję: „Niemcy próbowali «oczyścić» Kraków z inteligencji i zmniejszyć do minimum możliwość buntu”30Tamże, s. 38. .

Za działalność literacką i społeczną Miriam Akavia otrzymała wiele wyróżnień i nagród, między innymi Nagrodę Premiera Izraela, Nagrodę Jad Waszem, Nagrodę im. Janusza Korczaka, Nagrodę Polskiego Oddziału Stowarzyszenia Kultury Europejskiej (SEC), tytuł „Amicus Poloniae” i medal „Zasłużonej dla Tolerancji”. Uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi. Zmarła 16 stycznia 2015 roku w Tel Awiwie, została pochowana na cmentarzu w Nataf, nieopodal Jerozolimy31K. Famulska-Ciesielska, S.J. Żurek, dz. cyt., s. 16..

Bardzo precyzyjny wywód na temat zmiennego położenia Żydów krakowskich podczas II wojny światowej czytelnik znajdzie w autobiograficznej pracy Marcela Goldmana Iskierki życia32M. Goldman, Iskierki życia, Kraków 2002, 2. wyd. 2006, 3. wyd. 2014.. W 2021 roku ukazała się najnowsza książka tego autora pod tytułem Spowiedź starego Człowieka, na którą złożyła się zawartość Iskierek życia poszerzona o cztery dodatkowe, napisane później opowiadania: W 75 dni dookoła świata, W małym salonie w Ramat ha-Szaron, Tałes (żydowski szal modlitewny) oraz tytułowa Spowiedź starego Człowieka33enże, Spowiedź starego Człowieka, Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2021.. Marcel Goldman urodził się 7 listopada 1926 roku w Krakowie. Podczas wojny wraz z rodzicami i dwiema siostrami (w tym jedną przybraną) trafili do getta, z którego uciekli, i żyli na „aryjskich papierach” w Radomiu, gdzie ojciec Marcela, a później on sam, znaleźli zatrudnienie w fabryce obuwia Bata, produkującej głównie na potrzeby armii niemieckiej.

Goldman przełożył ogólny obraz wojny i działań hitlerowskiego okupanta wobec Żydów na rzeczywistość jego rodziny. Dysponujemy więc interesującym studium przypadku. Znajdziemy tu również opisy oddające złożony charakter postaw Polaków wobec Żydów. Odnotowane zostały sylwetki Polaków, dzięki którym rodzina Goldmanów, pod przybranym nazwiskiem Galas, mogła się wydostać z getta i przeżyć wojnę na „aryjskich papierach”. Frapująca jest scena z pierwszego etapu wojny. Tuż po wkroczeniu Niemców do Krakowa Żydów w wieku od 12 do 60 lat objęto nakazem pracy przymusowej. Wykorzystywano ich na przykład do zasypywania rowów przeciwlotniczych i odśnieżania miasta. Marcel i jego ojciec również wykonywali tego typu prace. Pewnego listopadowego dnia 1939 roku, wczesnym rankiem znaleźli się w grupie skierowanej do pracy na Alejach Trzech Wieszczów:

Zaczęliśmy zgarniać śnieg, rąbać lód, łagodzić skutki zimy. Wszystko przebiegało w spokojnym, wyciszonym rytmie. (…) Nagle zaczęły się wokół nas gromadzić grupki ludzi, zwykłych gapiów. Początkowo przyglądali się z uznaniem naszej robocie, kiwali głowami, ale z czasem zaczęły się budzić w nich demony. Stawali się agresywni. Zaczepiali nas coraz bezczelniej. Rej wodziła gawiedź z przedmieść, typowe krakowskie andrusy i bajoki. Dla nich rzucanie śnieżkami w pracujących Żydów było znakomitą zabawą. Rzucając, nie szczędzili nam docinków w rodzaju: „No, wreszcie się wzięły Żydy za robotę”, „Jak to trzyma łopatę, jak Żydówkę za cycki”, „Tylko handlować i oszukiwać umiecie, więc najwyższy czas wziąć się za porządną robotę”… Docinki stawały się coraz ostrzejsze i obraźliwsze. Poleciały zamiast śnieżek – kawałki lodu i kamienie. (…) Nagle z bramy kamienicy – przy Alejach mieszkali wówczas profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego i intelektualna śmietanka miasta, a dzielnica należała do eleganckich i dystyngowanych – wyszedł starszy pan. Ubrany był w ciepłą bonżurkę z białą chusteczką w górnej kieszeni, w wełniane spodnie, a jego włosy były już przyprószone siwizną i świeżym śniegiem. W rękach trzymał tacę, na której stała wódka w kieliszkach i zakąski. – Panowie pozwolą – powiedział do nas ciepłym, serdecznym głosem. – Niech się panowie nie przejmują. Wojna wnet się skończy i każdy wróci na swoje miejsce. To tylko tymczasowość chwili. Proszę się częstować…34Tenże, Iskierki życia, wyd. 3, Kraków 2014, s. 12–13.

Warto nadmienić, że również Marcel Goldman bardzo późno podjął decyzję o spisaniu i opublikowaniu swych wspomnień. Miał już wówczas ugruntowaną pozycję rodzinną i zawodową. To niecodzienna sytuacja, by bankowiec pisał wspomnienia, wiersze i opowiadania. Pewną wskazówkę na temat powodów sięgnięcia po pióro dają słowa, które zamieścił na tylnej części okładki swojej książki A w nocy przychodzą myśli, której pierwsze wydanie ukazało się w Krakowie w 2012 roku:

Czasem budzę się w nocy i już nie mogę zasnąć. Coś się w środku kotłuje, myśli cisną się do głowy, czasem nawet rymowane. To jest nieodparte. Wstaję i zapisuję.
Dziwię się! Jak to jest i jak się to dzieje, że ja, zawodowy bankowiec, realista i materialista, który wiele czasu w życiu spędził na czytaniu bilansów – „winien” i „ma”, „winien” teraz pisać, tworzyć, układać słowa w wiersze i opowiadania.

Po stronie „ma” ma nagle w szufladzie materiał, który jak twierdzą moi przyjaciele, należy dać do druku. Aby jeszcze inni czytali. Stąd ta książeczka o myślach, które przychodzą w nocy35Tenże, A w nocy przychodzą myśli, Kraków 2012, tylna część okładki..

Wiele z myśli Marcela Goldmana odnosi się do Krakowa, któremu poświęcił między innymi wiersz zatytułowany Mój Kraków. Utwór ten godzi się przywołać w całości, gdyż zawiera interesujący opis dawnego Krakowa, który dla autora stał się światem niepożegnanym:

Mój Kraków

Mój Kraków to nie tylko ten górny i chmurny.
Nie tylko Rynek i hejnał, Wawel i Zygmunta Dzwon.
Dla mnie Kraków to także inny, osobisty ton.
Wspomnienia –
Jak na jedwabną nić perły nanizane –
Uliczki małe, zaułki, kocie łby latami sterane
Opowiadają dzieje – smutne i wesołe,
Ale niezapomniane.
O smoku i szewczyku, Kraku i Jadwidze,
Ja to teraz przeżywam, ja to teraz widzę
I na spacer, na Błonia, a tam defilada
Do Cichego Kącika, jeśli deszcz nie pada.
Na kasztany wiosennie na plantach kwitnące
Spoglądam
A w konarach blade, przedwiosenne słońce.
Muru getta, muru nienawiści nie chcę widzieć
Na rynku w Podgórzu,
Ale stragany na Rękawce przy Krzemionkach w górze.
W dzień odpustu siadano przy stołach i ławkach.
A ty Babciu pamiętaj o moich zabawkach.
(u Poturalskiego na Rynku Podgórskim)
Na Krowodrzy i Zwierzyńcu – tam się w „zośkę” grało,
A w zimie z wałów na teczce po śniegu zjeżdżało.
I trójka na Salwator albo do Podgórza –
To były nasze sztubackie podróże.
Wszystko takie dalekie w czasie i odległości,
Ale kiedy mi przyjdzie składać stare kości,
To tutaj w Izraelu w ojczyźnie i ciało i głowa,
Ale serce, serce chyba wciąż jeszcze ciągnie do Krakowa36Tamże, s. 54..

Do najcenniejszych pod względem literackim i poznawczym utworów na temat dawnego Krakowa zalicza się wiersz Natana Grossa (ur. 16 listopada 1919 r. w Krakowie, zm. 5 października 2005 r. w Tel Awiwie), scenarzysty, reżysera, krytyka i historyka filmu, tłumacza, wydawcy, pisarza i poety, zatytułowany Krakowska jesień:

W Krakowie o tej porze lecą z drzew kasztany –
Nikt ich wśród ozdób kuczki nie powiesi.
Wawel jak stał, tak stoi. Lecz u Smoczej Jamy
Nie ma żydowskich dzieci.
Liści złotym kobiercem pokryła się ziemia,
Pod uniwerkiem, jak zwykle, rendez-vous amantów,
Tylko nie widać więcej korporantów
I nikt nie woła: „Bij Żyda” – bo Żyda nie ma.
Stoi mariacka wieża, stoją Sukiennice
I ten sam Mickiewicz patrzy na Rynek z pomnika.
Te same domy, kramy, kościoły, ulice,
Tylko na Orzeszkowej nie ma „Nowego Dziennika”.
Drogie stronice „Nowego Dziennika” –
Na bruku krakowskim chorągiew Syjonu.
– „Jerozolima” i „Pogrom w Przytyku”
– „Hitler” i „Biała Księga”, „Rozruchy Hebronu”
I ubój rytualny, i znów polityka,
I w przekładzie Dykmana poemat Bialika,
I artykuł doktora Thona.
Nie ma „Dziennika”, nie ma więcej Żydów.
Na Kazimierzu straszą upiory przeszłości.
Stara Bóżnica zapada się pod ziemię ze starości.
A może z żalu i wstydu…
Na Józefa, Estery, Dietlowskiej
Żydowski żebrak do drzwi nie kołacze,
Na Szerokiej, Skawińskiej, na Wąskiej
Wiatr hula i płacze.
Od Wawelu przez Stradom
Tramwaje jadą
Na ulicę Krakowską.
Tutaj słyszałeś mowę żydowską,
Tutaj pachniało żydowską troską,
Tu się ciągnęły młode, zielone Planty Dietlowskie,
Tu się bawiły dzieci żydowskie,
Tu się święciły święta żydowskie
Z pomocą boską.
O tej porze Miodową ulicą
Tłum uroczysty, odświętny, galowy
Szedł do Ajzyka, do Remuh, do Starej Bóżnicy
I do Templu – świątyni postępowych.
W Krakowie o tej porze tęskny głos szofaru
I modły wiernych w niebiosa płynęły pogodne.
Dziś nam po nich zostały
Zbezczeszczone rodały
I azkarot –
Akademie żałobne.
Azkara dla Stradomia i dla Kazimierza,
Dla Jakuba, Józefa, Szerokiej, Miodowej,
Dla Rabina Meiselsa i dla Podbrzezia,
Dla Orzeszkowej, Skawińskiej i dla Brzozowej.
Za tych, co w getcie wzniecili powstanie,
Za żydowskich bojowców – żołnierzy nadziei,
Co jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec –
Tak na śmierć szli po kolei.
– Za pamięć szkoły hebrajskiej,
– Za teatr na Bocheńskiej,
– Za lata, miesiące, tygodnie i dnie.
– Za cały żydowski Kraków,
– Za Mizrachi i za Bejt Jaakow.
– I za Makkabi i za Ż.T.G.
Gdzie ten Kraków? Gdzie Wisła? Co stało się z nami?
Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Polska?
Ten nasz Kraków ciągnie się kilometrami
Od Płaszowa po Ural, do Swierdłowska.
Od Oświęcimia po Sybir wlecze się za nami,
Po Paryż, Londyn, New York, po wszystkie kąty świata.
A my go ciągle jeszcze, po tylu, tylu latach,
Zbieramy i wspominamy, zbieramy i wspominamy.
Zbieramy jak kasztany na Plantach krakowskich,
By łańcuch wspomnień nizać dłuższy od niewoli:
Nasze sielskie dzieciństwo krakowsko-żydowskie,
Dni walki i uniesień, młodości, swawoli,
Dni miłości, dni szczęścia, dni klęski, dni troski,
Kto tak dobrze jak ty zna, o bruku krakowski,
Co nas kiedyś bolało, co dziś jeszcze boli –
Nasz los żydowski.
O tej porze w Krakowie mokną na deszczu kasztany.
Jeszcze jesień na Plantach, a już w sercu zima.
Zapada mrok. Czas wracać. Zamykają bramy.
Usypia Kraków mój niezapomniany,
Kraków, którego już nie ma37N. Gross, Kim pan jest, panie Grymek, Kraków 1991, s. 432–434..

Ważne miejsce na rynku wydawniczym zajęła książka dr. Meira Bosaka (ur. 1912 w Krakowie, zm. 1992 w Izraelu) Bein clalej ir (Wśród cieni miasta)38Por. R. Löw (Loew), Tematy Meira Bosaka, „Kontury” (Tel Awiw) 1993, z. IV, s. 124–130.. Pierwsze jej wydanie pochodzi z roku 1986, kolejne z 2016, obydwa ukazały się w Izraelu w języku hebrajskim. Bosak sportretował Kraków widziany oczyma świadka historii i historyka – był uczniem wybitnego historyka, profesora Majera Bałabana (1877–1942). Książka dostarcza nam sporej dawki wiedzy dotyczącej głównie społeczności żydowskiej w XIX i na początku XX wieku. Do najbardziej interesujących zalicza się tematyka legend występujących wśród Żydów krakowskich, oddziałujących na nich wpływów kulturowych, położenia prawnego i politycznego, w jakim się znajdowali, ich szkolnictwa, ścieżek karier wybitnych przedstawicieli tej społeczności i działalności rabinów. Autor omówił też kwestię konwersji Żydów zajmujących eksponowane stanowiska (m.in. gen. Bernarda Monda, 1887–1957, Mieczysława Kaplickiego – właściwie Maurycego Kapellnera, 1875–1959, prof. Rafała Taubenschlaga, 1881–1958, oraz znanej i wpływowej rodziny kupieckiej Szarskich – właściwie Feintuchów) oraz reakcje społeczności żydowskiej na to zjawisko. Praca obfituje w wiele dokładnych informacji i oryginalnych przemyśleń autora, tym bardziej szkoda, że jest często pomijana przez uczonych badających historię Żydów krakowskich. Na tę sytuację bez wątpienia decydujący wpływ ma ograniczona dostępność tej publikacji, która ukazała się dotąd tylko w Izraelu i wyłącznie w języku hebrajskim. Przełożenie jej na język polski jest pilnym postulatem naukowym.

Pośród krakowian, którzy w Izraelu stali się najbardziej rozpoznawalnymi postaciami życia publicznego, na czoło wysuwa się sylwetka Jochanana Badera, który przyszedł na świat 19 sierpnia 1901 roku w Krakowie. W rodzinnym mieście uczęszczał do gimnazjum. Studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim zwieńczył doktoratem. Fascynował go ruch syjonistyczny. W 1925 roku związał się z nurtem rewizjonistycznym, któremu przewodził Ze’ew Żabotyński. Po wybuchu II wojny światowej trafił do łagru na północy ZSRR. W 1943 roku wraz z Armią gen. Władysława Andersa dotarł do Palestyny. W niepodległym Izraelu piastował wiele ważnych godności i urzędów. Uważa się go za jednego z głównych twórców programu politycznego izraelskiej prawicy. Wydatnie wpłynął na kształt izraelskiego parlamentaryzmu. ­Współtworzył algorytm podziału mandatów w Knesecie, który przyjął nazwę „metody Badera-Ofera”, pochodzącą od nazwisk dwóch posłów Knesetu, obok Badrea jeszcze Awrahama Ofera. Zmarł 16 czerwca 1994 roku w Ramat Gan. W 1999 roku w Jerozolimie ukazały się jego wspomnienia zatytułowane Darki le-Cijon, 1901–1948. Otobiografia. Praca ta jest trudnym do przecenienia źródłem dotyczącym drogi życiowej samego Badera, osób, z którymi współpracował, i instytucji, które współtworzył.

Do najważniejszych źródeł na temat historii Krakowa zaliczam prace zbiorowe wpisujące się w znany w świecie nurt Yizkor (memorial) books. Pod tym pojęciem rozumie się książki, które upamiętniają społeczność żydowską naznaczoną doświadczeniem Holokaustu. Najczęściej są to prace zbiorowe, pisane i wydawane wspólnym wysiłkiem zrzeszonych w różnych stowarzyszeniach byłych mieszkańców, którzy podjęli trud upamiętnienia i złożenia hołdu ludziom, miastom, regionom, środowiskom i instytucjom zniszczonym wskutek II wojny światowej. O wysokiej randze tych prac decyduje przynajmniej kilka aspektów. Najczęściej w roli ich autorów występowali świadkowie historii. Publikowano w nich zarówno teksty wspomnieniowe, beletrystykę, teksty poetyckie, jak i artykuły mające walory naukowe, nierzadko opierające się na cennych źródłach historycznych.

W 1960 roku nakładem Związku Krakowian w Izraelu ukazała się Sefer Kroke (Księga Krakowa) pod redakcją dr. Natana Michaela Gelbera, dr. Arie Baumingera i dr. Meira Bosaka. W pracy tej zebrano artykuły naukowe i wspomnienia dotyczące przeszłości Krakowa i jego żydowskich mieszkańców. W 1981 roku staraniem Krakowskiego Komitetu Pamięci w Hajfie opublikowano księgę zatytułowaną: HaJehudim BeKrakow. Haja weHurbana szel Kechila Atika („Żydzi w Krakowie. Życie i zniszczenie dawnej społeczności”)39W dosłownym tłumaczeniu: Żydzi w Krakowie. Życie i zniszczenie starożytnej społeczności. . W roli wydawcy wystąpił Szlomo Lazar. Dla celów poznawczych przywołam autorów księgi wydanej w Hajfie i tłumaczone na język polski tytuły ich artykułów (w niektórych miejscach dodałem krótki komentarz na temat zawartości):

  • Mordechaj Lahav, „Zarys życia gospodarczego krakowskich Żydów w niepodległej Polsce (1918–1939)”, tegoż również: „Fragmenty luster z żydowskiego Krakowa” – wspomnienia Krakowa z okresu międzywojennego dotyczące wybitnych postaci, relacji między różnymi grupami, wydarzeń antysemickich i historycznych oraz Gimnazjum Hebrajskiego
  • Joseph Rundstein, „Stowarzyszenie Młodzieży Hebrajskiej Akiva w Krakowie”;
  • S. Luks, „Szkoła i seminarium Bejt Jaakow w Krakowie”
  • brak informacji o autorze, „Krótka wycieczka po historycznym centrum Krakowa” (dosł. tłum.: „Krótka wycieczka po starożytnym centrum Krakowa”) – praca dotyczy najważniejszych miejsc i budowli Krakowa, takich jak Zamek Królewski na Wawelu, gotycka katedra, Planty i obiekty Uniwersytetu Jagiellońskiego;
  • dr Michael Neumann, „Moc sportu” – praca poświęcona historii sportu z uwzględnieniem krytycznego stanowiska ultraortodoksów, relacji polsko‑żydowskich i roli Żydów w sporcie;
  • Arie Brauner, „Miłość ludzi do sportu” – praca dotyczy przychylnego nastawienia środowisk ultraortodoksyjnych Żydów krakowskich do sportu i aktywności fizycznej
  • Necek Lieber, „Podróż w nostalgię” – opowieść o krakowskiej rodzinie Glaz­manów
  • Sofia Rav Hoon, „Wspomnienia z Kazimierza” – opowieść o rabinach i aktach życzliwości
  • Joszua Turner, „Błysk z żydowskiego miasta Krakowa” – opis postaci z żydowskiego Krakowa i ekscytującego spotkania z aktorem Eliyahu Goldenbergiem
  • dr Menachem Buchweitz, „O konwertytach w Krakowie”
  • Icchak Pelter, „Kraków jest bliski mojemu sercu” – opis synagog na krakowskim Kazimierzu i atmosfery świąt w mieście
  • Arie Brauner, „Tak modlili się krakowscy Żydzi (z mojego zeszytu)” – opis modlitw i melodii krakowskich synagog w okresie międzywojennym oraz postaci znanych kantorów w mieście
  • Menachem Buchweitz, Natan Gross, „Życie religijne Żydów w Krakowie (od początku XX wieku do wybuchu II wojny światowej)”
  • dr Icchak Rosenblit-Rozensky, „Żydzi komuniści w Krakowie w okresie międzywojennym” – tekst o działalności Żydów o poglądach komunistycznych w Krakowie i stosunku władz polskich do nich
  • dr Jaakow Schechter, „Ruch rewizjonistyczny (Tzohar) w Krakowie” – tekst o wizycie Ze’ewa Żabotyńskiego w Krakowie w 1927 roku i ruchu rewizjonistycznym w mieście;
  • Pinchas Nasl, „Młodzieżowy ruch Gordonia w Krakowie”
  • S. Luks, „Szkoła Hebrajska w Krakowie kontynuowana w Szkole Tachkemoni”;
  • Shlomo Lazar, „Ruch Hitachadut w Krakowie”
  • Dov Englard, „Młodzieżowy ruch Agudat Israel w Krakowie”;
  • dr Icchak Rosenblit-Rozensky, „Samoobrona Żydów krakowskich (1918–1919)”
  • Fabian Schlang, „Prasa żydowska w Krakowie”;
  • Mordechaj Lahav, „Gniazdo Haszomer Hacair w Krakowie”;
  • Pinchas Sheinman, „Historia ruchu młodzieżowego Mizrachi w Krakowie”
  • L. Salomon, „Żydzi w sporcie w Krakowie”
  • brak informacji o autorze, „Szkoła hebrajska w Krakowie”;
  • brak informacji o autorze, „Bund w Krakowie”
  • brak informacji o autorze, „Żydzi w Krakowie: okres II wojny światowej (1939–1945)”
  • brak informacji o autorze, „Żydzi w Krakowie: w okresie niepodległej Polski między dwiema wojnami światowymi (1918–1939)”.

W 1982 roku Związek Krakowian zorganizował pierwszy konkurs literacki poświęcony wspomnieniom na temat Krakowa. Zwycięzcami zostali dr Aleksander Biberstein, autor tekstu o zniszczeniu getta krakowskiego, i dr Henryk Ritterman‑Abir, który spisał wspomnienia z przedwojennego Krakowa i wydał je w Izraelu w 1984 roku w formie książki zatytułowanej Nie od razu Kraków zapomniano. Bardzo mocnym akcentem tej pracy jest rozdział Uniwersytet i Żydzi. Dotyczy on aktywności żydowskich naukowców związanych z Uniwersytetem Jagiellońskim.

W 1986 roku w Tel Awiwie staraniem Związku Krakowian w Izraelu i Komitetu Wydawniczego imienia dr. Józefa Haubenstocka w wydawnictwie Ekked ogłoszono drukiem pracę zatytułowaną: … I pozostała tylko legenda. Wspomnienia z żydowskiego Krakowa. W roli redaktora prowadzącego wystąpił Fabian Schlang, natomiast redaktorami książki byli Miriam Akavia i Natan Gross. W tomie pomieszczono teksty wspomnieniowe o bardzo zróżnicowanej tematyce. Na przykład Józef Bau (ur. 1920 w Krakowie, zm. 2002 w Tel Awiwie), polsko-izraelski poeta, prozaik, malarz, grafik i fotograf, opisał swój potajemny ślub w KL Plaszow ze współwięźniarką Rebeką Tannenbaum. Steven Spielberg upamiętnił tę historię w jednej ze scen filmu Lista Schindlera. W 1950 roku Bau wraz z żoną i córką wyemigrował do Izraela. Zamieszkał w Tel Awiwie, gdzie w 1956 roku otworzył własne studio. Talent grafika pozwolił mu zostać pionierem izraelskiego filmu animowanego. W miejscowej prasie określano go mianem „izraelskiego Walta Disneya”. Polski czytelnik mógł bliżej poznać różne wydarzenia z życia Józefa Baua za sprawą publikacji jego książki pod tytułem Czas zbezczeszczenia. Wspomnienia z czasów drugiej wojny światowej, która ukazała się w 2006 roku nakładem wydawnictwa WAM. Kolejny autor Artur Fiszer w artykule Uczniowie mistrza Matejki pochylił się nad stosunkiem wybitnego polskiego artysty malarza i rektora Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie (dzisiejsza Akademia Sztuk Pięknych) do swoich uczniów Żydów. Przywołana została głośna niegdyś mowa Matejki na inaugurację roku akademickiego 1882/1883, w której wypowiedział się krytycznie na temat Żydów. Powodem miały być kontrowersje wokół jego ucznia Saula Wahla, który został posądzony o nieuczciwe zdobycie wyróżnienia w konkursie (rzekomo miał zgłosić nie swoją pracę). Fiszer zwięźle i jednocześnie interesująco omówił stosunki Matejki z artystami żydowskimi. W artykule Ucieczka przed śmiercią Felicja Schächter-Karay opowiedziała o swojej tułaczce po wysiedleniu z Krakowa podczas II wojny światowej. W artykule Miriam i Mordechaja Pelegów zatytułowanym Żegota odsłonięte zostały kulisy działania krakowskiej filii tej organizacji. Ponadto w tomie znajdują się artykuły Meira Bosaka, Rabin Ber Meisels – rewolucjonista w świecie rabinów; Natana Grossa, Sąd nad profesorami; Miriam Akavii, Gość z Palestyny; Haliny Nelken, Pamiętnik z getta; Ireny Rothberg‑­Bronner, Ciocia Giza, a także Józefa Bosaka, Ratunek i klasztor.

Na początku XX wieku do rangi czołowej placówki oświatowej wśród Żydów krakowskich urosło Gimnazjum Hebrajskie (Żydowska Koedukacyjna Szkoła Ludowa i Średnia im. Chaima Hilfsteina) na rogu ulic Brzozowej 5 i Podbrzezie 8/10 na Kazimierzu. Przed II wojną światową Gimnazjum Hebrajskie szybko wyrobiło sobie markę szkoły o bardzo wysokim poziomie nauczania, jej absolwentów przyjmowano bez egzaminów na Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie. Nietuzinkowy charakter placówki, skupione wokół niej grono wybitnych pedagogów i nieszablonowe ścieżki karier jej absolwentów sprawiły, że legenda Gimnazjum rezonuje do dzisiaj. Poznanie fenomenu tej szkoły stało się możliwe między innymi dzięki pracy zbiorowej jej absolwentów, którzy w Izraelu tworzyli zgraną zbiorowość, utrzymywali zażyłe więzi towarzyskie, służyli sobie pomocą i dbali o zachowanie dobrej pamięci o swojej szkole. W 1989 roku w Tel Awiwie staraniem Związku Krakowian w Izraelu i Związku Wychowanków Hebrajskiego Gimnazjum w Krakowie ukazała się praca zbiorowa To była hebrajska szkoła w Krakowie. Historia i wspomnienia. Ta dwujęzyczna – polsko-hebrajska – publikacja obfituje zwłaszcza w artykuły przybliżające sylwetki uczniów i nauczycieli tej szkoły, nie brak w niej również wspomnień odsłaniających kulisy znanych i nieznanych wydarzeń z życia placówki. Ważny jest również prezentowany w niej materiał ilustracyjny. Do tej pracy nawiązuje wydany w 2011 roku nakładem Muzeum Krakowa (wówczas pod nazwą Muzeum Historyczne Miasta Krakowa) katalog wystawy zatytułowanej To była hebrajska szkoła w Krakowie. Gimnazjum Hebrajskie 1918–193940To była hebrajska szkoła w Krakowie. Gimnazjum Hebrajskie 1918–1939, red. M.W. Belda i in., Kraków 2011..

Dzięki wspólnym staraniom Związku Krakowian i Instytutu Jad Waszem ukazała się książka Tadeusza Pankiewicza Apteka w getcie krakowskim w przekładzie hebrajskim Miriam Akavii. Związek Krakowian w Izraelu dofinansował publikację – dotychczas w Izraelu i w Polsce – wielu innych prac poświęconych Żydom krakowskim. Kolejnym tego przykładem może być praca małżeństwa Marii Hochberg-Mariańskiej i Mordechaja Pelega (Mieczysława Mariańskiego) Mi-chuc le-chomot ha-geto be-Krakow ha-kewusza, wydana w 1987 roku w Jerozolimie przez Jad Waszem we współpracy ze Związkiem Krakowian w Izraelu. Polski przekład tej książki ukazał się dzięki Wydawnictwu Literackiemu w 1988 roku, pod tytułem Wśród przyjaciół i wrogów. Poza gettem w okupowanym Krakowie. Warto dodać, że książkę wieńczy rozdział zatytułowany Komu biły dzwony zwycięstwa, dotyczący sytuacji w Krakowie wyzwolonym spod okupacji hitlerowskiej i zajętym przez Armię Czerwoną. Przeczytamy tu między innymi:

Nazajutrz [tj. 19 stycznia 1945 r., przyp. ŁTS] Rynek był już pełen wojska, paliły się ogniska, suszyły się przy nich buty i onuce, gotowała się woda na czaj. Polacy podchodzili do żołnierzy z serdecznym słowem, witali w nich oswobodzicieli, przyjaciół. Ale to się dość szybko skończyło, po kilku dniach pod gmachem głównej komendy radzieckiej stał już długi ogonek ludzi z różnego rodzaju bolączkami41M.M. Mariańscy, Wśród przyjaciół i wrogów. Poza gettem w okupowanym Krakowie, Kraków 1988, s. 191..

Okładka książki Batej Tfila Szene’elmu. Halew Hapoem szel Kehilat Jehudaj Krakow Szhusmeda

Okładka najnowszej książki Lili Haber, Batej Tfila Szene’elmu. Halew Hapoem szel Kehilat Jehudaj Krakow Szhusmeda (Domy modlitwy wyciszone. Bicie serca zniszczonej gminy żydowskiej Krakowa), Izrael 2021

W 2021 roku w Izraelu w języku hebrajskim ukazała się autorska książka Lili Haber na temat historii Żydów krakowskich pod tytułem Batej Tfila Szene’elmu. Halew Hapoem szel Kehilat Jehudaj Krakow Szhusmeda („Domy modlitwy wyciszone. Bicie serca zniszczonej gminy żydowskiej Krakowa”). Autorka zebrała informacje dotyczące ponad 200 domów modlitwy działających w minionych wiekach w krakowskim Kazimierzu i w Podgórzu. Bardzo duży zasób informacji, a także cenne osobiste refleksje autorki sprawiają, że w najnowszych badaniach nad życiem religijnym Żydów krakowskich jest to pozycja wręcz obowiązkowa. W 2020 roku w Izraelu pod współredakcją Lili Haber i Rafaela Ostroffa ogłoszono drukiem pracę Bełżec Machane Haszmada Nacj. Eduyot („Obóz zagłady w Bełżcu. Świadectwa”) opierającą się na publikowanych w minionych latach (w różnych językach) zeznaniach, w tym dwóch ocalałych, którzy zdołali przeżyć to piekło.

Kolejne pozycje wydawnicze inicjowane bądź wydane staraniem Związku Krakowian w Izraelu pozwalają wnioskować, że organizacja ta odegrała pionierską i zasadniczą rolę w rozwoju izraelskiego piśmiennictwa na temat historii Krakowa i jego żydowskich mieszkańców. Przy czym począwszy od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, od czasu wznowienia stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Izraelem, silne jest oddziaływanie Związku również na sam Kraków. Przykładem tego są nie tylko projekty wydawnicze, ale także zaangażowanie w działalność upamiętniającą życie, dokonania i martyrologię Żydów krakowskich.

4. Podsumowanie

Twórczość wspomnieniowa Żydów krakowskich w Izraelu w dużej mierze dotyczy miasta, w którym przyszli na świat i spędzili pierwsze lata życia. Ich prace inspirowane są głównie własnymi przeżyciami, stąd też często wkomponowane jest w nie piekło Holokaustu i trudności piętrzące się przed ocalałymi po zakończeniu II wojny światowej. Nie brak również informacji o napięciach w relacjach polsko-żydowskich czy wręcz przejawach antysemityzmu. Dominuje jednak przekaz pozytywny. Autorzy wspominają Kraków jako miasto, gdzie spędzili wiele pięknych chwil swego życia, przywołują ludzi i miejsca, które często odeszły już w niepamięć. Prace te są znakomitym źródłem wiedzy na temat historii Krakowa i tutejszych Żydów. Wnoszą sporo wiadomości faktograficznych i ważkich przemyśleń dotyczących krakowskich rabinów, synagog, modlitewni, szkół, nauczycieli, środowisk społecznych, zawodowych i politycznych. Mocnym akcentem tych prac są informacje dotyczące obyczajowości żydowskiej, mającej swoje odzwierciedlenie zarówno w życiu zbiorowym, jak i w indywidualnych oraz rodzinnych rytmach dnia. Bez wątpienia jest to twórczość, którą warto popularyzować i udostępniać w obiegu czytelniczym.


STRESZCZENIE

Łukasz Tomasz Sroka
Kraków we wspomnieniach swoich dawnych mieszkańców żyjących w Izraelu

Pod koniec XIX wieku narodził się ruch syjonistyczny, który postulował odbudowę siedziby narodowej Żydów w Ziemi Izraela. W ślad za tym zaczęła się rozwijać emigracja Żydów do Palestyny. Motywowały ją również czynniki społeczne, polityczne i gospodarcze (np. pogarszające się warunki życia i szerzący się w całej Europie antysemityzm). Przed II wojną światową w Palestynie mieszkała już całkiem liczna grupa Żydów krakowskich, którzy powołali do życia Związek Krakowian w Izraelu. Kolejne większe grupy Żydów krakowskich pojawiły się w Izraelu już po II wojnie światowej. Wskutek Holokaustu życie żydowskie w Krakowie zostało gwałtownie i brutalnie przerwane. Znalazło ono swą kontynuację, ale już w innym kształcie. Tymczasem Izrael stał się prężnie rozwijającym się państwem, a Żydzi krakowscy zajęli w nim ważne miejsce w nauce, polityce, gospodarce, kulturze i wielu innych dziedzinach. Pomimo różnych doświadczeń swe miasto rodzinne zachowali w żywej pamięci. Świadectwem tego jest wytworzony przez nich bogaty materiał wspomnieniowy, który obecnie stanowi niezastąpione źródło wiedzy na temat samych Żydów, spraw dotyczących ich życia prywatnego i zawodowego, ale także całego Krakowa. W sposób naturalny została w nim wyeksponowana dzielnica Kazimierz, a także działalność rabinów, synagog, modlitewni, stowarzyszeń i szkół żydowskich. Nie brakuje tu również informacji na temat koegzystencji polsko-żydowskiej czy głównych instytucji życia społecznego, politycznego, gospodarczego, kulturalnego i naukowego Krakowa. Jednym z głównych tematów rozważań jest oczywiście Holokaust. Ponadto przywołana tu memuarystyka pozwala odtworzyć dalsze losy krakowian, tysiące kilometrów stąd, w Izraelu.

SŁOWA KLUCZE

Żydzi krakowscy, Kraków, Galicja, Polska, Izrael, stosunki polsko-żydowskie, stosunki polsko-izraelskie, Holokaust, II wojna światowa, asymilacja, akulturacja.

SUMMARY

Łukasz Tomasz Sroka
The City of Kraków in the Reminiscences of its Former Inhabitants Living in Israel

At the end of the 19th century, a Zionist movement, which postulated reestablishment of the national dwelling of Jews in the land of Israel, was born. As a consequence, Jews started to migrate to Palestine. However their emigration was triggered by other factors as well: social, political and economic, e.g. the impairment of their living conditions and the spread of antisemitism across Europe. Before the World War II, there was already quite a large group of Kraków Jews living in Palestine, where they formed a Union of Cracovians in Israel. Subsequent larger groups of Kraków Jews arrived in Israel no sooner than after the World War II. The life of the Jewish community in Kraków was brutally interrupted by the Holocaust. The community managed to survive, but in a completely different form. In the meantime, Israel became a quickly developing state, in which Kraków Jews played an important role in the fields of science, politics, economy, culture and many others. Despite their diverse past experiences, their native city became etched in their memory. They testified of it in their abundant reminiscences representing an unmatched source of knowledge not only about the Jews and all the issues related to their private and professional lives, but also about the whole city of Kraków. In their testimonies, one may, naturally, find a picture of the Kazimierz quarter and the everyday life of rabbis, synagogues, prayer houses, Jewish associations and schools, as well as an ample material on the subject of the coexistence of Poles and Jews and the main institutions of social, political, economic, cultural and scholarly life in Kraków. One of the main topics considered is undoubtedly the Holocaust. What is more, thanks to the memoirs, which are discussed in this paper, one may retrace the further fortunes of these Cracovians thousands of miles away – in Israel.

KEY WORDS

Kraków Jews, Kraków, Galicia, Poland, Israel, Polish-Jewish relations, Polish-Israeli relations, Holocaust, World War II, assimilation, acculturation


BIBLIOGRAFIA

  • Akavia M., Jesień młodości, z hebr. tłum. M. Plessner, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989. 42W niniejszej bibliografii zrezygnowałem z podziału na memuarystykę i literaturę przedmiotu, gdyż część świadków historii, pisząc prace autobiograficzne, dokonała jednocześnie samodzielnych badań naukowych.
  • Bader J., Darki le-Cijon, 1901–1948. Otobiografia, Machon Zabotinski BeIsrael, Hozat Hasyfria Hazionit Al Yad HaHistadrot Hazionit HaOlamit, Jerozolima 1999.
  • Bełżec Machane Haszmada Nacj. Eduyot, red. Rafael Ostroff, Lili Haber, Irgun jocej Kroke be-Israel, Israel 2021.
  • Biografistyka we współczesnych badaniach historycznych. Teoria i praktyka, red. J. Kolbuszewska, R. Stobiecki, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2017.
  • Bosak M., Bein clali ir, Mahadurah sheniyah, Israel 2016.
  • Cichopek A., Pogrom Żydów w Krakowie 11 sierpnia 1945, Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma, Warszawa 2000.
  • Czermińska M., Autobiograficzny trójkąt. Świadectwo, wyznanie i wyzwanie, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”, Kraków 2000.
  • Demetrio D., Autobiografia. Terapeutyczny wymiar pisania o sobie, tłum. A. Skolimowska, Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków 2000.
  • Famulska-Ciesielska K., Polacy, Żydzi, Izraelczycy. Tożsamość w literaturze polskiej w Izraelu, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2008.
  • Famulska-Ciesielska K., Żurek S.J., Literatura polska w Izraelu. Leksykon, Austeria, Kraków–Budapeszt 2012.
  • Goldman M., A w nocy przychodzą myśli, Wydawnictwo Signo, Kraków 2012.
  • Goldman M., Iskierki życia, wyd. 3, Arcana, Kraków 2014.
  • Goldman M., Spowiedź starego Człowieka, Austeria, Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2021.
  • Gross N., Kim pan jest, panie Grymek, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1991.
  • Haber L., Batej Tfila Szene’elmu. Halew Hapoem szel Kehilat Jehudaj Krakow Szhusmeda, Irgun jocej Kroke be-Israel, Israel 2021.
  • HaJehudim BeKrakow. Haja weHurbana szel Kechila Atika, Waadat Hahncacha szel Jocej Krakow BeHajfa, Hajfa 1981.
  • Hirsch M., Family Pictures: Maus, Mourning, and Post-Memory, „Discourse” 1992–1993, t. 15, nr 2.
  • I pozostała tylko legenda. Wspomnienia z żydowskiego Krakowa, red. projektu F. Schlang, red. książki M. Akavia, N. Gross, Ekked, Tel Awiw 1986.
  • Karkowska M., Tajemnice i ich biograficzne znaczenia a proces kształtowania tożsamości, w: Biografie nieoczywiste. Przełom, kryzys, transgresja w perspektywie interdyscyplinarnej, red. M. Karkowska, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2018.
  • Kossewska E., Ona jeszcze mówi po polsku, ale śmieje się po hebrajsku. Partyjna prasa polskojęzyczna a integracja kulturowa polskich Żydów w Izraelu (1948–1970), Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2015.
  • Kwiek J., Marzec 1968 w Krakowie, Księgarnia Akademicka, Kraków 2008.
  • Löw R. (Loew), Druki polskie w Izraelu. Bibliografia 1948–1990, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce” 1991, nr 3 (159).
  • Löw R., Literackie podsumowania, polsko-hebrajskie, polsko-izraelskie, red. tomu, oprac. tekstu M. Siedlecki, J. Ławski, posłowie B. Olech, cykl „Przełomy/Pogranicza. Studia Literackie” IX, Katedra Badań Filologicznych „Wschód–Zachód”. Wydział Filologiczny Uniwersytetu w Białymstoku, Białystok 2014.
  • Löw R., Pod znakiem starych foliantów. Cztery szkice o sprawach żydowskich i książkowych, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”, Kraków 1993.
  • Löw (Loew) R., Tematy Meira Bosaka, „Kontury” 1993 (Tel Awiw), z. IV.
  • Mariańscy M.M., Wśród przyjaciół i wrogów. Poza gettem w okupowanym Krakowie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988.
  • Okraj Z., Dlaczego działania transgresyjne intrygują i inspirują do badań (także) autobiograficznych, w: Biografie nieoczywiste. Przełom, kryzys, transgresja w perspektywie interdyscyplinarnej, red. M. Karkowska, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2018.
  • Rudnicki Sz., Równi, ale niezupełnie, Biblioteka Midrasza, Warszawa 2008.
  • Sefer Kroke, red. N.M. Gelber, A. Bauminger, M. Bosak, Irgun jocej Kroke be-Israel, Israel 1960.
  • Skotnicki A.B., Oskar Schindler w oczach uratowanych przez siebie krakowskich Żydów, Wydawnictwo AA, Kraków 2007.
  • Sroka Łukasz Tomasz, Sroka Mateusz, Polskie korzenie Izraela. Wprowadzenie do tematu. Wybór źródeł, Kraków-Budapeszt 2015, wyd. II Kraków-Budapeszt-Syrakuzy 2021.
  • Sroka Ł.T., Ryszard Löw jakiego (nie) znamy, „Teksty Drugie” 2019, nr 4.
  • Sroka Ł.T., Zachować srebra rodowe. Zezwolenia na wywóz zabytków oraz instrumentów muzycznych za granicą jako źródło historii Żydów po II wojnie światowej, „Dzieje Najnowsze” 2017, nr 1.
  • Stępień M., Miasto opowiedziane. Powojenny Kraków w świetle żydowskiej literatury dokumentu osobistego, Austeria, Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2018.
  • Stola D., Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949–1989, Instytut Pamięci Narodowej –Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Polska Akademia Nauk, Instytut Studiów Politycznych, Warszawa 2010.
  • Szaynok B., Pogrom Żydów w Kielcach 4 lipca 1946, wstęp K. Kersten, Bellona, Warszawa 1992.
  • Szaynok B., Z historią i Moskwą w tle. Polska a Izrael 1944–1968, Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Uniwersytet Wrocławski, Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych, Instytut Historyczny, Warszawa 2007.
  • To była hebrajska szkoła w Krakowie. Gimnazjum Hebrajskie 1918–1939, red. M.W. Belda i in., Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 2011.
  • To była hebrajska szkoła w Krakowie. Historia i wspomnienia, red. N. Gross, Ekked, Tel Awiw 1989.
  • Węgrzyn E., Wyjeżdżamy! Wyjeżdżamy?! Alija gomułkowska 1956–1960, Austeria, Kraków–Budapeszt 2016.
  • Wojtkowiak Z., Nauki pomocnicze historii najnowszej. Źródłoznawstwo. Źródła narracyjne. Cz. 1: Pamiętnik, tekst literacki, wyd. 2, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2003.

[avia_codeblock_placeholder uid="0"]

Izabela Ronkiewicz-Brągiel, Paulina Knapik-Lizak – Okres pandemii w Bibliotece Kraków – nowe usługi i formy komunikacji z czytelnikiem

Izabela Ronkiewicz-Brągiel, Paulina Knapik-Lizak

Biblioteka Kraków

Okres pandemii w Bibliotece Kraków – nowe usługi i formy komunikacji z czytelnikiem

Artykuł będzie wkrótce dostępny…

Janusz M. Paluch – Przedmowa

Janusz M. Paluch

Przedmowa

Gdy Stanisław Dziedzic – dyrektor Biblioteki Kraków i redaktor naczelny „Rocznika Biblioteki Kraków” – pisał słowo wstępne do tomu za rok 2020, określił ów czas jako trudny. Jakiego określenia użyć, mówiąc o roku 2021, bo wszystkie cisnące się pod pióro wydają się zbyt słabe, aby prawdziwie określić to, co przeszedł sektor kultury i nasza instytucja z powodu pandemii. Z jednej strony zamknięte dla czytelników biblioteki, zawieszona jakakolwiek działalność. Z drugiej dramatycznie wzrastająca liczba zachorowalności pracowników Biblioteki Kraków, izolacje i kwarantanny. I w końcu cios, którego nikt się nie spodziewał – 8 kwietnia zmarł Stanisław Dziedzic – nasz dyrektor, dyrektor Biblioteki Kraków. Kilkanaście dni później z naszego zespołu, z tego samego powodu, odszedł niezastąpiony Bogdan Drożdż. Kilkunastu innym pracownikom naszej instytucji, niektórzy byli hospitalizowani, udało się szczęśliwie wyzdrowieć.

W tak dramatycznej sytuacji 10 kwietnia 2021 roku prezydent miasta Krakowa powołał panią Agnieszkę Staniszewską-Mól na stanowisko p.o. dyrektor Biblioteki Kraków. Pod jej kierunkiem, stosując się do zaleceń epidemiologicznych, instytucja kontynuowała działalność na wszystkich dotychczasowych płaszczyznach. W filiach bibliotecznych trwały prace remontowe i modernizacyjne. Z czasem zasadnicza działalność filii została przywrócona, wznowił też działalność Klub Dziennikarzy „Pod Gruszką”, gdzie odbywają się spotkania w ramach Salonu Literackiego Biblioteki Kraków, warsztatowe spotkania z cyklu „Peron Literacki” oraz wiele innych. Kontynuowano też – na szczęście z niewielkim opóźnieniem – prace nad sztandarowym dziełem naszej instytucji – II wydaniem Encyklopedii Krakowa pod naukową redakcją prof. dr. hab. Jacka Purchli. Swe prace prowadziły też komisje konkursowe: Nagrody Żółtej Ciżemki, Nagrody Krakowska Książka Miesiąca oraz Konkursu im. Anny Świrszczyńskiej na Książkowy Debiut Poetycki. Polecam teksty członków kapituły Nagrody Żółtej Ciżemki – prof. dr hab. Alicji Baluch i Marcina Bruchnalskiego – dotyczące pozycji nominowanych i książki nagrodzonej, zatytułowanej O kruku, który chciał zostać papugą, oraz rozmowy Ludmiły Guzowskiej z laureatkami Nagrody – Katarzyną Kozłowską i Agnieszką Żelewską. Zamieściliśmy także recenzje wszystkich książek uhonorowanych Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca. Nagrodzony w Konkursie im. Anny Świrszczyńskiej tom wierszy Agnieszki August-Zarębskiej po jej wewnętrznej stronie, wydany wspólnie przez Bibliotekę Kraków i wydawnictwo Universitas, promowaliśmy podczas Nocy Poezji. Wbrew wszelkim przeciwnościom (trudności kolportażowe) ukazywały się wydawane przez nas czasopisma – kwartalnik „Czas Literatury”, miesięcznik „Kraków” i „Biblioteka Kraków. Informator Czytelniczo-Kultu­ralny”. O wszechstronnej działalności naszej instytucji w roku 2021 przeczytacie Państwo w tekście ­Kronika Biblioteki Kraków – 2021 rok.

„Rocznik Biblioteki Kraków 2021” w dużej mierze (część II) poświęcony został pamięci zmarłego Stanisława Dziedzica – pierwszego dyrektora powołanej w 2017 roku Biblioteki Kraków, a wcześniej przez kilkanaście lat dyrektora Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa. Opublikowaliśmy mowy pogrzebowe wygłoszone podczas mszy świętej odprawionej w kaplicy cmentarza na Salwatorze oraz nadesłane z różnych stron Polski wspomnienia poświęcone Stanisławowi Dziedzicowi.

W pierwszej części „Rocznika” zamieściliśmy teksty poświęcone patronom roku 2021: Stanisławowi Lemowi (bardzo ciekawe, nowe w podejściu teksty Wojciecha Zemka prezentującego bibliotekę Lema i Pawła Stachnika opisującego miejsca związane z pisarzem w Krakowie), Cyprianowi Kamilowi Norwidowi (świetny, osobisty esej Waldemara Smaszcza), Tadeuszowi Różewiczowi (artykuł prof. dr hab. Beaty Guczalskiej o Różewiczu jako człowieku teatru, który w istotny sposób wpłynął na historię inscenizacji i gry aktorskiej w polskim teatrze) oraz Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu (tekst dr Hanny Kryńskiej przedstawiający relacje młodego poety z rówieśnikami – uczestnikami okupacyjnego życia literackiego i powstania warszawskiego). O obecności Patronów Roku 2021 w Bibliotece Kraków piszą animatorzy spotkań warsztatowych „Peron Literacki” Jadwiga Malina i dr Michał Piętniewicz.

Pandemia, która zatrzymała życie na całym świecie, stała się dla sektora kultury wielkim wyzwaniem, inspiracją do poszukiwania nowych sposobów dotarcia do odbiorców, a w przypadku bibliotek – do czytelników pozbawionych przez kilka miesięcy możliwości wypożyczenia nowych książek. W związku z tym część trzecia naszej publikacji zatytułowana Raport: biblioteki w czasach zarazy poświęcona została sytuacji bibliotek w Polsce podczas pandemii i kreatywnych sposobach radzenia sobie z nią. Pragnę w tym miejscu gorąco podziękować wszystkim autorom, w tym dyrektorom i pracownikom bibliotek, którzy zechcieli podzielić się z nami swoimi doświadczeniami, niejednokrotnie podkreślając, że pandemia pozwoliła bibliotekom otworzyć się szerzej na potrzeby lokalnej społeczności.

Dr hab. Małgorzata Kisilowska w artykule Czytelnicy w pracy bibliotek publicznych pandemiczną wiosną 2020 roku opowiada o istotnej roli bibliotek w dobie kryzysów, przedstawia wyniki ogólnopolskich badań przeprowadzonych z udziałem 379 bibliotek publicznych, z których wynika, że instytucje te „ani na chwilę” nie przestały komunikować się z użytkownikami. Zmieniły się tylko kanały komunikacji. O nowych formach komunikacji z czytelnikiem, nowych usługach, w tym działaniach prowadzonych online piszą Izabela Ronkiewicz-Brągiel i Paulina Knapik-Lizak, autorki artykułu Okres pandemii w Bibliotece Kraków – nowe usługi i formy komunikacji z czytelnikiem, wskazując na pozytywne aspekty sytuacji pandemicznej dla rozwoju form pracy bibliotek. Paweł Braun i Aleksandra Zbieranowska w tekście Biblioteka dobrze skrojona na czasy pandemii opowiadają o nowych funkcjach bibliotek w dobie pandemii na przykładzie Biblioteki Miejskiej w Łodzi, zastanawiają się także, jakimi działaniami odzyskać czytelników i zapewnić im poczucie bezpieczeństwa w bibliotekach oraz podczas organizowanych imprez kulturalno-oświatowych. Anna Janus w tekście Miejska Biblioteka Publiczna im. Tadeusza Różewicza we Wrocławiu w czasie pandemii wskazuje, jak ważna dla społeczeństwa jest ­funkcja biblioteki jako miejsca spotkań, wymiany myśli, inspiracji, zaangażowania obywateli, zdobywania wiedzy oraz informacji, bowiem to przede wszystkim oferta płynąca z biblioteki pozwoliła wielu osobom przetrwać ten trudny czas. Panie Justyna Jurasz i Alicja Kisała z Regionalnego Zespołu Placówek Wsparcia Edukacji w tekście Pandemia a funkcjonowanie Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Opolu piszą o doświadczeniach zdobytych w okresie zamknięcia biblioteki, które de facto przyczyniły się do opracowania nowych sposobów udostępnienia zbiorów, wzbogacania oferty zdalnej, w końcu promowania czytelnictwa i pozyskiwania nowych czytelników. Czas pandemii to przecież duże wyzwanie i nowe doświadczenia, co podkreśla Monika Ohar-Pawiak w artykule Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie w pandemii. Opowiada o zróżnicowanej ofercie biblioteki, podkreślając, że mimo wyraźnych spadków liczb wypożyczeń i czytelników, wzrosło zainteresowanie e-bookami oraz innymi działaniami biblioteki prowadzonymi online. Jarosław Zalesiński (Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku) w tekście Biblioteki na bezludnej wyspie pisze o pogłębiającym się w dobie COVID-19 zjawisku samotności społecznej i usiłującej temu przeciwdziałać inicjatywie uruchomienia „Bibliotecznego telefonu do pogadania”. W „Roczniku” znajdziemy także artykuł Anny Piotrowskiej Działania krakowskiej Biblioteki Pedagogicznej w czasie pandemii, która w ścisłej współpracy z nauczycielami, bibliotekarzami i czytelnikami, odpowiadając na ich potrzeby, stworzyła na stronie internetowej Wojewódzkiej Pedagogicznej Biblioteki Publicznej im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie dwa poradniki: Poradnik na Focha, czyli jak radzić sobie w czasach epidemii w pracy i Poradnik na Focha, czyli jak radzić sobie w czasach epidemii po pracy, ułatwiające nauczycielom i czytelnikom dostęp do internetowych zasobów edukacyjnych. Natomiast Jerzy Woźniakiewicz w tekście Rajska w pandemii pokazuje jak radziła sobie w tym trudnym czasie Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie posługując się platformą Mattermost, zapewniającą sprawne zdalne zarządzanie biblioteką.

W końcu część IV Miscellanea, gdzie znalazły się niezwykle ciekawe teksty tematycznie związane z Krakowem bądź przygotowane przez autorów z Krakowa. Dość wspomnieć artykuł prof. dr. hab. Łukasza T. Sroki Kraków we wspomnieniach swoich dawnych mieszkańców żyjących w Izraelu, ­opowiadający o krakowianach żydowskiego pochodzenia, którzy Kraków opuszczali już w początkach XX wieku, po 1945 roku przyczyną były pogromy krakowski i kielecki, a później, w okresie PRL wskutek politycznie inspirowanych przez władze haniebnych antysemickich nagonek. Autor pisze o ich sukcesach zawodowych oraz nieustannej pamięci o Krakowie i żydowskim Kazimierzu, która jest utrwalana w licznych pamiętnikach. Piotr Hapanowicz w tekście Musaeum Polonicum Michała Jerzego Wandalina Mniszcha, przypomina postać i dzieło jednego pierwszych twórców polskiej koncepcji muzeologicznej, także postulatora wprowadzenia tak zwanego egzemplarza obowiązkowego dla bibliotek. Natomiast dr Artur Czesak artykułem Jan Kanty Turski (1833–1870) – krakowianin, poeta. Przypomnienie przywraca pamięci czytelników nietuzinkową postać przedwcześnie zmarłego i niesłusznie zapomnianego pisarza, poety, publicysty i nauczyciela działającego na przełomie epok literackich i historycznych. Piotr Boroń tekstem Biblioteka i Archiwum Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK przybliża nam dzieje powstania oraz tematykę zbiorów, a także działalność wydawniczą Ośrodka. O wydanej przez Bibliotekę Kraków książce Leszka Długosza Do szkiełka z Muzeum Czartoryskich pisze prof. dr hab. Maciej Urbanowski.

W części wspomnieniowej przypominamy sylwetkę Franciszka Olszewskiego, wieloletniego dyrektora Podgórskiej Biblioteki Publicznej. Wspomnienie napisały jego dzieci: Paweł Olszewski – bibliotekarz pracujący w naszej instytucji, i Joanna Olszewska-Gniadek. To za czasów jego dyrektorowania biblioteka osiadła w dworku przy ul. Powroźniczej. Dzisiaj, po remoncie, znajduje się tam siedziba Biblioteki Głównej. Natomiast Paweł Stachnik wspomina sylwetkę Franciszka Klimczaka, założyciela i do końca życia prezesa Krakowskiego Towarzystwa Fotograficznego, postaci ważnej i jakże charakterystycznej w kulturze Krakowa, szczególnie w drugiej połowie XX wieku.

Pierwszy raz w „Roczniku” znalazły się teksty literackie. W części drugiej zamieściliśmy utwory poetyckie poświęcone pamięci Stanisława Dziedzica – ich autorami są Józef Baran, o. Eligiusz Dymowski i Franciszek Haber. W części czwartej opublikowaliśmy biblioteczną opowieść dr Karoliny Grodziskiej Pani Dzidka pochodzącą z tomu Ptaszy ludzie i inne opowiadania (Austeria, 2021).

Pragnę nadmienić, że wszystkie tomy „Rocznika Biblioteki Kraków” (t. I–V) są dostępne w filiach Biblioteki Kraków oraz – w wersji ­elektronicznej – w ­zbiorach naszej Biblioteki Cyfrowej, a także na stronie www.rocznik.­biblioteka.krakow.pl.

Pragnę gorąco podziękować wszystkim autorom tekstów, którzy przyczynili się do powstania V tomu „Rocznika Biblioteki Kraków 2021”. Przede wszystkim pani Annie Gregorczyk – sekretarzyni naszej redakcji.

Jestem przekonany, że znajdziecie Państwo w tym tomie wiele artykułów, które Was zainteresują, może zainspirują, i nie od razu odłożycie tom na biblioteczną półkę.

Życzę Państwu interesującej lektury!

Janusz M. Paluch
Redaktor Naczelny

Rocznik Biblioteki Kraków 2021

Rocznik Biblioteki Kraków 2021


[avia_codeblock_placeholder uid="1"]

[avia_codeblock_placeholder uid="2"]
[avia_codeblock_placeholder uid="3"]