Nagroda Żółtej Ciżemki

„Uproszczenie form, czasem geometryzacja, to element mojego stylu”

Rozmowa z ilustratorką Agnieszką Żelewską, laureatką Nagrody Żółtej Ciżemki za ilustracje w książce O kruku, który chciał zostać papugą Katarzyny Kozłowskiej

Agnieszka Żelewska

Agnieszka Żelewska, fot. Krzysztof Lis

Od czego zaczęła się Pani przygoda z ilustracją książkową dla dzieci?

Rysowałam od kiedy pamiętam, ale moją pierwszą prawdziwą książką ilustrowaną były Przygody pewnej koparki – moja praca dyplomowa. Najpierw powstały ilustracje, a tekst napisał do nich Tomasz Małkowski. Wydało ją Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe.

Ilustrowała Pani książki nie tylko dla najmłodszych. Czym różni się ilustracja dla dzieci od tej dla dorosłych?

Rzeczywiście zilustrowałam kilka książek dla dorosłych. To była zabawa estetyczno‑-­intelektualna, zupełnie inna niż ilustrowanie książek dla dzieci. Ilustracje robiłam dla siebie, natomiast tworząc dla dzieci, szczególnie małych, myślę w większym stopniu o odbiorcy, zależy mi na tym, żeby skomunikować się z dzieckiem, żeby moje ilustracje były czytelne i po prostu się podobały.

Jakich narzędzi używa Pani podczas pracy? Czy robi Pani rysunki ręczne, skany czy może to obróbka komputerowa?

Lubię próbować różnych narzędzi i technik. Wiele lat temu zaczynałam od wycinanki (Przygody pewnej koparki), potem zafascynowały mnie pastele, teraz znów wróciłam do wycinanki. A niektóre ilustracje powstają rzeczywiście w komputerze.

Takiego właśnie nawiązania do stylu kolażu można się doszukać w nagrodzonej Żółtą Ciżemką książce O kruku, który chciał zostać papugą.

Ilustracje do tej książki to wycinanka z kolorowych papierów, dlatego czuje się fizyczność tego łączenia. Papiery, z których wycinam zwierzaki, liście i kwiaty, wcześniej sama maluję.

Częstym obiektem Pani ilustracji są zwierzęta, na przykład kruk Roch. Czy to wdzięczny temat do zilustrowania? A może lepiej się maluje scenki rodzajowe z udziałem ludzi?

Zdecydowanie wolę rysować zwierzęta. Przez lata współpracowałam z wydawnictwami edukacyjnymi, narysowałam więc setki scenek rodzajowych z udziałem ludzi i chyba dlatego teraz wolę rysować zwierzaki. Ale gdyby pojawił się jakiś ciekawy i niezwykły „ludzki” bohater do narysowania – pewnie podjęłabym wyzwanie!

Kruk Roch jest koloru czarnego. W pewnym momencie odkrywa, że jego czarne piórka mają różne odcienie. Jak Pani sądzi, patrząc okiem ilustratora, ile i jakich odcieni ma czerń?

Pióra Rocha mieniły się w słońcu granatem i zielenią. Prawdziwa czerń jest jedna – to brak światła, brak kolorów, ale w ilustracji mamy niezwykle dużo jej odcieni. Czerń głęboka jak bezksiężycowa noc, grafitowa czerń, czernie na pograniczu szarości, brązów, zieleni i granatów.

Zostając jeszcze na chwilę przy temacie barw. Jaka jest symbolika kolorów w omawianej książce?

Książka o kruku Rochu to opowieść o tym, że nie ma kolorów lepszych i gorszych, że czarny kruk jest równie piękny jak kolorowa papuga, a szary zajączek też ma swoją rację.

Można się jeszcze w tych ilustracjach doszukać uproszczeń i geometryzacji formy. Czy ten zabieg ma jakiś cel?

Uproszczenie form, czasem geometryzacja to element mojego stylu. Nigdy nie rysowałam realistycznych ilustracji. Wydaje mi się, że uproszczone formy łatwiej trafiają do małych dzieci.

W omawianej książce zastosowała Pani brak cieni. Czy ilustracja zawsze musi posiadać cień?

Czasami rysuję cienie, a tu akurat do niczego mi nie były potrzebne. Tak jak używa się niektórych kolorów, a innych nie.

Równie ciekawe jest zastosowanie elementów komiksowych. Kilka razy mamy do czynienia z „dymkami” lub tekstem dodanym do ilustracji. Skąd się wziął ten pomysł?

Rzeczywiście, w ilustracjach pojawiają się dymki komiksowe. Chodziło o rozbicie tekstu na mniejsze partie, tak żeby zachęcić do czytania. A także poszukiwanie nowej formy w ilustracji.

A jakie jest Pani zdanie na temat komiksów?

W tej chwili na polskim rynku jest rozmaitość świetnych komiksów dla dzieci i dorosłych. Pięknie narysowanych i poruszających ważne tematy. Jestem czytelniczką komiksów, zawsze chciałam je też rysować i z tej tęsknoty powstały historyjki obrazkowe o czarownicy Irence.

Wspomnianą czarownicę możemy znaleźć w „Świerszczyku”, magazynie dla dzieci. Czy ilustracja w książkach różni się od tej w periodykach?

Tak, w „Świerszczyku” przez lata rysowałam komiks o czarownicy Irence. Był ogromnie lubiany przez dzieci i dlatego wydawnictwo Bajka wydało historyjki o dobrej czarownicy w formie książki. Teraz ilustruję w „Świerszczyku” Ukryte słowa Małgorzaty Strzałkowskiej. W porównaniu z ilustrowaniem książek to krótkie przygody ilustratorskie. Dla mnie ważne, ponieważ pamiętam „Świerszczyk” z mojego dzieciństwa, nawet mam kilka archiwalnych numerów.

Otrzymała Pani wiele wyróżnień, w tym dwukrotnie Nagrodę Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY. A ostatnio została Pani laureatką Nagrody Żółtej Ciżemki za ilustracje do książki O kruku, który chciał zostać papugą. Jakie to uczucie być docenionym?

Chyba nie ma osoby, która nie lubi być doceniona. A w pracy twórczej to szczególnie ważne! Ogromnie się ucieszyłam z Nagrody Żółtej Ciżemki. To ważne dla mnie, dla autorki i dla książki, która jest naprawdę mądra i świetnie napisana, a dzięki nagrodzie trafi do większej liczby dzieci. Praca ilustratora to praca w samotności, a nagroda to znak, że to, co robię, jest ważne. Poza tym podróże do Krakowa i Rabki (z Sopotu) to dodatkowa wartość – niezwykłe spotkania z ludźmi książki!

To nie pierwsza Pani współpraca z autorką Katarzyną Kozłowską. Powstały również książeczki z cyku Maurizio. Która to już wspólna książka?

To nasza trzecia wspólna książka. Najpierw był Maurizio, kot w okularach, potem Maurizio, włoska przygoda. Teraz pracujemy nad książeczką o przyjaźni dwóch dziewczynek – Akiko i Helenki.

Jak wygląda współpraca ilustratora z autorem i czy są jacyś autorzy, z którymi lubi Pani pracować?

Właściwie ilustrator pracuje z tekstem, a nie z autorem. Zadaniem ilustratora jest dobrze zilustrować tekst i stworzyć ciekawą wizję plastyczną, która dopełni tekst, czasami coś do niego doda, czasami wyjdzie poza jego ramy. To w dużym stopniu świat autonomiczny. Na pewno nie chodzi o to, żeby zgadnąć, co autor sobie wyobrażał, albo narysować bohaterów takich, jakich widział w swojej głowie autor, tworząc tekst. Tak jak ilustrator nie sugeruje autorowi, co ma napisać, tak samo autor nie wchodzi w drogę wyobraźni ilustratora. Dlatego ilustrator współpracuje z wydawcą, a ilustracje są dla autora w dużym stopniu niespodzianką.

Jak zatem wygląda współpraca ilustratora z wydawcą?

Dobry wydawca też pozwala ilustratorowi na wolność twórczą, obdarza go zaufaniem. Tylko wtedy jest szansa na dobre, ciekawe formalnie ilustracje. Ale wymiana myśli jest też bardzo cenna, są czasami trudne do zilustrowania książki, przy których ścisła współpraca i wymiana myśli są konieczne.

Kto był lub jest nadal Pani mistrzem? Kogo Pani ceni? A może jest ktoś, na kim się Pani wzoruje jako autorka ilustracji?

Moi mistrzowie mieszkają w książkach mojego dzieciństwa. To Teresa Wilbik, Olga Siemaszko, Janusz Stanny, Józef Wilkoń.

Podobno nie tylko Pani rysuje, ale też szyje. Opowie nam Pani o tym coś więcej.

Tak, szycie to moja druga pasja, która czasami przenika się z ilustracją. Szyję od dawna koty-żelkoty, które w pewnym momencie stały się bohaterami książki Alojzy@kot_w_podróży.com Roksany Jędrzejewskiej‑Wróbel, wydanej przez Media Rodzina. Ilustracje powstały we współpracy z krakowskimi fotografikami – Anitą Andrzejewską i Andrzejem Pilichowskim-Ragno. Ja ­uszyłam bohaterów, a Anita oraz Andrzej zbudowali dekoracje i sfotografowali koty. Niektóre fotografie-ilustracje powstały w odległych plenerach, na przykład w Isfahanie, dokąd pojechały z Anitą Andrzejewską.

Czy jest jakaś książka z klasyki literatury dziecięcej, którą chciałaby Pani zilustrować? A może ma Pani jakieś szczególne marzenie związane z ilustracją?

Mam takie ilustratorskie marzenie, chociaż niezupełnie jest to klasyka literatury dziecięcej. Od kilku lat myślę o książce o Ruth Claaszen, niezwykle barwnej postaci – mieszkance przedwojennego Sopotu. Być może napisze ją Roksana Jędrzejewska-Wróbel, prawie udało mi się ją namówić. Proszę trzymać kciuki!

W takim razie trzymam kciuki. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Ludmiła Guzowska