Stanisław Grodziski

O mistrzu Krawczuku

Przedstawić pragnę dwa portrety Aleksandra Krawczuka: spokojnego profesora oraz ruchliwego intelektualisty. Profesora, który służył Uniwersytetowi przez kilkadziesiąt lat swymi wykładami i naukowymi publikacjami. Intelektualisty, który bierze niemały udział w życiu kulturalnym Krakowa, publikując w prasie, zabierając głos na konferencjach i spotkaniach, pisząc prace popularnonaukowe.

Bez niego środowisko krakowskie miałoby znacznie mniej owej soli attyckiej – wysokiego poziomu humanistycznego i ostrego dowcipu wypowiedzi. Pora mu oddać głos na chwilę:

Jestem Krakowianinem. Tu urodziłem się 7 kwietnia 1922 roku, przy Rynku Głównym, w kamienicy zajętej obecnie przez restaurację Wierzynek. Kraków to docenił, przyznając mi w 1972 roku swoją nagrodę. Natomiast uniwersyteccy koledzy stwierdzili, że w miejscu, gdzie na Podgórzu przy ulicy Stawarza stoi teraz mój skromny domek, w roku 1651 wykonano wyrok na Aleksandrze Kostce Napierskim. Wnioskowali więc, że trzeba ten mój domek usunąć i postawić w tym miejscu pomnik.

Maturę zdałem w tajnym nauczaniu 1944 roku. Na uczelnię zapisałem w 1945 roku i od tejże daty aż do odejścia w stan spoczynku – co nastąpiło w roku 1992 – pracowałem w Uniwersytecie Jagiellońskim. Od roku 1963 jestem żonaty z Barbarą Bobrowską. Dochowałem się dwóch synów: Wojciecha (ur. w 1963 roku) i Marcina (ur. w 1968 roku).

Tyle mistrz Aleksander o sobie. Teraz ja opowiem o profesorze Aleksandrze Krawczuku, jednym z filarów szkoły historycznej krakowskiej drugiej połowy XX wieku.

Jest on o parę lat ode mnie starszy, ale na ścieżce uniwersyteckiej postępowaliśmy równolegle i na podobnych zasadach. Nie korzystaliśmy – broń Boże – jako bezpartyjni i nielegitymujący się pochodzeniem robotniczym – z żadnego poparcia politycznego. Przychodziło nam to dość łatwo, bo Komitet Uczelniany PZPR interesował się głównie historią nowożytną i najnowszą. Takimi „niszowymi” według towarzyszy dziedzinami jak historia starożytna w wypadku Krawczuka czy dzieje staropolskiego prawa, jeśli idzie o mnie, Komitet zajmował się niewiele. Wystarczyło nie polemizować z obowiązującymi ujęciami materializmu dialektycznego i historycznego.

Nie żył już Kazimierz Morawski († 1926), historyk, twórca nowożytnej filologii klasycznej w Polsce. Historię starożytną wykładali po nim znakomici uczeni okresu międzywojennego: autor wielkiej syntezy Literatura grecka Tadeusz Sinko, badacze dziejów Rzymu i Bliskiego Wschodu Ludwik Piotrowicz i Józef Wolski. Z ich pomocą oraz pod ich opieką młody Krawczuk uzyskał w 1949 roku etat asystenta; rychło okazał swoją wartość. Doktorat obronił w 1960 roku na podstawie pracy pod tytułem: Virtutis ergo – nadanie obywatelstwa rzymskiego przez wodzów republiki. Habilitował się w 1963 roku pracą Kolonizacja sullańska. Niebawem został kierownikiem Zakładu Historii Starożytnej Rzymu. Profesorem nadzwyczajnym mianowano go w 1974 roku, zwyczajnym – w 1985 roku.

Nie był zwolennikiem ustroju PRL, ale uważał, że można go zreformować. Nie zaliczał się do aktywnej opozycji. W swym Upadku Rzymu zacytował znaną strofę poety:

Nie jesteś jednak tak bezwolny

bo choćbyś był jak kamień polny

lawina bieg od tego zmienia

po jakich toczy się kamieniach.

Była to więc wówczas bierna opozycja przeciw narzuconemu ustrojowi. Choć pisał te słowa o klęsce Aten w wojnie z Macedonią w 338 roku przed Chrystusem, nie tylko Aten dotyczyły:

Ateńczycy rozpoczynali ów smutny, pozorny żywot wśród samozłudzeń i kłamstewek, tak typowych dla wszystkich państw i społeczeństw uzależnionych. Mieli odtąd ustępować potężnemu mocarstwu prawie bez oporu we wszystkich sprawach istotnych. Mieli tłumaczyć przed samymi sobą ową upokarzającą uległość tym, że tak nakazuje zdrowy rozsądek, racja stanu, poczucie obywatelskiej odpowiedzialności za losy kraju (Groby Cheronei).

Nie miał też złudzeń co do „ludowej” wprawdzie, ale „demokratycznej” władzy. W pracy o cesarzu Auguście Oktawianie napisał słowa nie tylko do niego się odnoszące:

„Kto walczy o władzę, ima się wszelkich środków w ataku i w samo- obronie, bo inaczej sam zginie… Bo trudno jest zdobyć władzę, ale jeszcze trudniej od władzy odejść (…)”.

Do Solidarności nie należał. Przewrót wojskowy 13 grudnia 1981 roku przyjął w przekonaniu, że ratuje on Polskę przed nieuchronną interwencją wojskową Armii Czerwonej. Spodziewał się reformy ustroju PRL w kierunku bardziej humanitarnym.

Dość niespodziewanie skorzystano w Warszawie z jego popularności, jaką zdobył jako autor poczytnych monografii i którą pogłębił interesującymi występami w telewizji. Zaproponowano mu, żeby wszedł do rządu na stanowisku ministra kultury i sztuki. Stanowisko to przyjął i pełnił związane z tym obowiązki w latach 1986–1989. Mylił się jednak, sądząc, że będzie mógł rozwijać samodzielnie działalność. Otoczony przez miejscowy, doświadczony partyjny personel nie miał jakichś poważniejszych osiągnięć, zdołał jedynie zapewnić trochę więcej swobody publikacjom poza kontrolą cenzury. Nie powiodły mu się starania, aby sprowadzić do Polski prochy Witkacego. Ten swój ministerialny epizod ocenia dziś jako pracowity (dorobił się na nim zawału serca), ale mało efektywny. Tak samo ocenia obecnie okres do 1993 roku, kiedy pełnił obowiązki posła na sejm. Pozostał i nadal pozostaje bliski lewicy – bardziej intelektualnej i społecznej niż politycznej. Porzucił pracę polityczną, a ponieważ z Uniwersytetu odszedł na emeryturę, zajął się już wyłącznie pracą naukową i popularyzacyjną.

Jako czynny jeszcze profesor wykładał historię epoki antycznej, prowadził seminarium, opiekował się pracami magisterskimi. Nie starał się o godności uczelniane;  nie został dziekanem, prorektorem ani rektorem. Przeszedłszy w stan spoczynku, porzucił dydaktykę, ale niemal przywiązał się do biurka. Podjął się bowiem zadania na poważnym polu i tu posiada imponujący dorobek.

W latach po II wojnie światowej z gimnazjalnego programu nauczania niemal całkowicie usunięta została łacina. Zacytuję Krawczuka:

Ostatni Rzymianie, czyli ci co jeszcze rozumieją łacinę, pojawiają się jeszcze między nami, ale z roku na rok szczuplejsza ich garstka. Język Rzymian milknie wśród wielu ludów, a nawet instytucji, którym tak długo służył wiernie i pożytecznie (Upadek Rzymu. Księga wojen).

Równocześnie kolejnym ograniczeniom uległ zakres wykładu historii starożytnej. Obniżył się w tej mierze przeciętny poziom całego pokolenia. Działo się tak nie za sprawą nauk ścisłych, lecz zarówno w interesie historii epoki najnowszej, rozbudowywanej zgodnie z założeniami materializmu historycznego, jak i propagandy sowieckiej, dla niej bowiem dzieje rozpoczynały się dopiero od rewolucji październikowej.

Przedstawicielom starszej i średniej generacji ludzi z maturą wydawało się rzeczą niemożliwą, aby normalnie wykształcony człowiek mógł tak mało wiedzieć o Homerze, Sokratesie, Peryklesie, Horacym, Wergiliuszu. Iżby nie uczył się, że Galia est omnis divisa in partes tres, nie orientował się, co to było „pyrrusowe zwycięstwo” czy „przekroczenie Rubikonu”, nie mówiły mu nic imiona Herostratesa czy Damoklesa. Pamiętają niektórzy, ile śmiechu wywołał podczas procesu norymberskiego hitlerowskich zbrodniarzy dokonany przez radziecką tłumaczkę przekład terminu „koń trojański” na „koń rasy trojańskiej”.

Aleksander Krawczuk przystąpił do nielicznych, którzy postanowili przeciwstawić się tej tendencji. Przypomniał w publikacji, jak blisko jest „stąd do starożytności”. Podjął się tego ważnego zadania, kiedy już zabrakło u nas Jana Parandowskiego, autora Dysku olimpijskiego, a znaczna popularność, jaką zdobył Kurt Wilhelm Ceram, autor dzieła Bogowie, groby i uczeni, świadczyła o istnieniu zapotrzebowania na lekturę „z wyższej półki”.

Postanowił więc pan Aleksander – niezależnie od cieszących się frekwencją wykładów uniwersyteckich – poświęcić się pisaniu prac naukowych, ale językiem przystępnym, unikającym specjalistycznej terminologii i nadmiernej, wybujałej erudycji. Takich, które na podstawie źródeł zapoznawać będą korzystających ze szczegółami pomijanymi w opracowaniach ogólnych i z najnowszymi ustaleniami nauki. Pełniły one ważne zadanie: przybliżania czytelnikowi czasów od wojny trojańskiej aż po upadek Rzymu.

Zdając sobie sprawę z niełatwo dających się przewidzieć wymogów cenzury, w latach sześćdziesiątych XX wieku prymitywnej i surowej, uzasadniał swoje stanowisko: „Niewiele wiemy na przykład o drugiej wojnie punickiej, ale wszystko, co o niej wiemy, możemy opublikować. Nie jest to zaś możliwe, jeśli idzie o drugą wojnę światową”.

Postanowił więc – a bibliografia jego publikacji czysto naukowych przybrała rychło imponujące rozmiary – poświęcić się publikacji monografii popularnych, ale stawiających wysokie wymagania czytelnikom „od lat osiemnastu do osiemdziesięciu”, pragnących pogłębić swój poziom wiedzy o Grecji i Rzymie, czasach republiki, pryncypału i cezaryzmu, w tym początków chrześcijaństwa, aż do epoki upadku świata starożytnego.

W ciągu ponad 40 lat pracy oddał do druku – nie biorąc pod uwagę wielu prac zaliczających się do planu Katedry – ponad 30 monografii. Większość z nich ma do tej chwili po kilka wydań, niektóre przełożone zostały na języki czeski, węgierski, rosyjski, a nawet bułgarski i estoński. Wykazując dystans do własnej twórczości i dorobku, podczas spotkania przy kawie z gronem kolegów stwierdził: „Czas nadchodzi, bym zmienił swoje nazwisko z Krawczuka na Kraszewczuk”.

A nie jest to cały dorobek. W latach osiemdziesiątych XX wieku dużą popularnością cieszyły się audycje telewizyjne Świat antyczny profesora Krawczuka. Organizował je w rozgłośni krakowskiej redaktor Artur Janicki, a sam Krawczuk, w tunice, todze i z wieńcem laurowym na czole, przedstawiał barwnie jakiś problem, poświęcony na przykład Neronowi – może nie w ujęciu Siemiradzkiego i Sienkiewicza, ale opierając się na dzisiejszych poglądach nauki. Cieszyły się te audycje znaczną „oglądalnością”, bardzo ich dziś brakuje.

W latach powojennych, w związku z wymaganiami nauki marksistowskiej, dzieje starożytnej Grecji i Rzymu ujmowano zgodnie z przebiegiem walki klasowej. Z rozważań tych wiało nudą. Musiały być przedstawione przemiany gospodarcze prowadzące do wzrostu latyfundiów opartych na pracy niewolniczej. Pisano o reformach agrarnych, usiłujących powstrzymać rugowanie chłopów z ziemi, przechodzenie do sił zbrojnych i do szeregów proletariatu. Pisano o konkurencji wyższych warstw społecznych w walce o dochody z wyzysku prowincji, o tworzeniu z wojska narzędzia walki politycznej. Obszerne dzieło N.A. Maszkina Historia starożytnego Rzymu, wydane w języku polskim w 1950 roku, miało stanowić wzorzec marksistowskiego ujęcia tematu.

Tego wszystkiego nie ma u Krawczuka. Jest natomiast malowniczo, po staremu przedstawiona rola jednostki w historii. Cesarze i wodzowie portretowani są jako ludzie ambitni, dzielni lub zdradzieccy, w sumie jednak normalni.

Oto dorobek Krawczuka, warto przedstawić chociaż same tytuły dzieł. Zatem: Gajusz Juliusz Cezar (1962 r.), Cesarz August (1964 r.), Herod, król Judei (1965 r.), Neron (1965 r.), Perykles i Aspazja (1967 r.), Siedmiu przeciw Tebom (1968 r.), Sprawa Alkibiadesa (1968 r.), Wojna trojańska (1969 r.), Kleopatra (1969 r.), Pan i jego filozof (1970 r.), Konstantyn Wielki (1970 r.), Ród Konstantyna (1972 r.), Sennik Artemidora (1972 r.), Tytus i Berenika (1972 r.), Groby Cheronei, (1972 r.), Rzym i Jerozolima (1974 r.), Julian Apostata (1974 r.), Maraton (1976 r.), Ostatnia olimpiada (1976 r.), Upadek Rzymu. Księga wojen (1978 r.), Mitologia starożytnej Italii (1982 r.), Ród Argeadów (1982 r.), Stąd do starożytności (1985 r.), Starożytność odległa i bliska (1986 r.), Poczet cesarzy rzymskich (1986 r.), Alfabet Krawczuka mitologiczny (1991 r.), Poczet cesarzy bizantyńskich (1992 r.), Poczet cesarzowych Rzymu (1998 r.), Polska za Nerona (2002 r.), Spotkania z Petroniuszem (2005 r.).

W tej bogatej bibliografii nieco mniej miejsca zajmuje Grecja, jej mitologia (barwna Wojna trojańska Siedmiu przeciw Tebom), a następnie kulturalny dorobek i dzieje Aten (Perykles i Aspazja, Maraton, Pan i jego filozof – rzecz o Platonie, Sprawa Alkibiadesa, Groby Cheronei). Nie zajął się Autor bliżej Spartą. Osobno wymienić należy Ród Argeadów, o Aleksandrze Macedońskim.

Znacznie obszerniej przedstawione są dzieje Rzymu. Wprowadza doń Mitologia starożytnej Italii, ale pierwszą z serii prac Krawczukowych jest monografia poświęcona Juliuszowi Cezarowi. Wdzięcznie przyjęta przez czytelników, świadczyła o znacznym zapotrzebowaniu na tego rodzaju publikacje. Autor oszczędził czytelnikowi zbyt szczegółowego opisu przemiany ustrojowej potężnej ongiś republiki w dyktaturę, początkowo w postaci triumwiratu, określonego jako „potwór trójgłowy”; przejścia do ustroju określanego ostrożnie mianem pryncypatu, co miało ukryć istotę rzeczy; wreszcie ewolucji do najwyższej władzy jednostki, którą symbolizowały odtąd osiągnięcia Juliusza Cezara – stąd cezaryzmu, cesarstwa.

Autor podsumował, cytując mądre, prorocze stwierdzenie samego Cezara:

Nie mnie, ale właśnie Rzeczypospolitej winno zależeć na moim życiu. Ja dość już mam potęgi i sławy. Natomiast Rzeczpospolita, jeśli mnie coś spotka, nie zazna już pokoju i wstrząsną nią znacznie sroższe wojny domowe.

Otrzymaliśmy dalej dzieje Augusta Oktawiana, historię Marka Antoniusza i Kleopatry. Interesująca jest konfrontacja od dawna ustalonej w literaturze opinii o Neronie z najnowszymi badaniami, które bynajmniej nie stawiają Nerona w lepszym świetle. Burzliwą historię Rzymu po śmierci Nerona związał Krawczuk z dziejami Judei, a więc także z początkami chrześcijaństwa (Herod, król Judei, Rzym i Jerozolima). Dostaliśmy następnie barwną historię miłości cesarza Tytusa i księżniczki judejskiej Bereniki; ponieważ było to znane imię, to może chodziło o tę, której włosy ofiarowano Afrodycie; porwane zostały one do nieba, gdzie widoczne są jako gwiezdna konstelacja Warkocz Bereniki.

Doczekali się swego omówienia także inni cesarze. Otrzymaliśmy zwięzłą, ale niebanalną serię: portrety Wespazjana („jego rządy to porządek, liberalizm i gospodarność”), Tytusa, Domicjana, Nerwy, Trajana, Hadriana, Antonina Piusa, Marka Aureliusza (Poczet cesarzy rzymskich). Krawczuk zakwestionował, traktując ją jako późniejszą legendę, opowieść o tym, że cesarz Konstantyn odniósł zwycięstwo, ponieważ przed decydującą bitwą umieścił na broni rycerzy znak Chrystusa. Zacytował dopiero słowa Konstantyna z edyktu 313 roku:

„(…) każdy z tych, którzy pragną wyznawać religię chrześcijańską, może to nadal robić, nie narażając się na żadne dochodzenie i przykrości (…). Daliśmy tymże chrześcijanom zupełną i bezwzględną swobodę wyznawania swojej religii” (Konstantyn Wielki).

Osobna monografia poświęcona została Julianowi Apostacie. Cytuje Krawczuk przeznaczoną dlań inskrypcję: „Temu, który wyzwolił świat rzymski, odbudował świątynie, ożywił kurie miejskie i państwo, wyniszczył barbarzyńców…”.

Spośród całej tej galerii władców, wodzów, polityków i twórców dwie postaci są szczególnie bliskie Autorowi: Julian Apostata i Petroniusz.

Może zdziwi się ktoś, jakim to sposobem są naszymi przyjaciółmi ci, co żyli przed tysiącem, a nawet przed dwoma tysiącami lat? Tym mianowicie, że byli ludźmi pod każdym względem prawymi, o pięknych i dobrych charakterach (Julian Apostata).

Serię tych monografii zakończył Krawczuk Spotkaniami z Petroniuszem. Pisał o „zwyczajnym życiu, choć w niezwyczajnych czasach”. „O kodeksach i książkach, o przygodach kilku rzymskich łobuzów, ale też o ludziach wybitnych i zasłużonych, którzy już odeszli, wielu przedwcześnie. Wreszcie o samym Petroniuszu, na pewno przeciwniku wszelkiego patosu…”. Pytany o dalsze plany naukowe, odpowiada: „Złamałem już pióro”. Szkoda.